Otworzyłam
oczy.
On
siedział obok.
Cichy.
Nieobecny.
-Już
się obudziłaś?
-Nie
jestem pewna. - przyznałam.
Wdech.
Wydech. Wdech. Trzask.
Gdzieś
na górze dwie metalowe płyty zderzyły się ze sobą wydając
głuchy dźwięk. Chwilę później rozległ się przeciągły jęk
mechanizmów odciągających je od siebie. Wdech. Wydech. Wdech.
Trzask. Płyty znów uderzyły z tą samą siłą. Jęk. Wdech.
Wydech. Wdech. Trzask.
Świadomość
Yaeko wypełniały równe interwały mechanicznych trzasków i jęków,
które powtarzały się nieprzerwanie, nieprzejednane w swojej pracy.
Milkły i skrzypiały przypominając, że wciąż jest obecna. Wciąż
żyje. Tak samo jak nagła, głośna rozmowa wyrywa ze snu
zmęczonego, tak samo trzask, co pół minuty, przypominał Yaeko o
jej istnieniu. A łatwo było zapomnieć o sobie w tej jednostajnej
ciszy. Panowała ona dookoła jak zaraza, która z wolna wyniszcza
organizm chorego. Ten ciągły brak dźwięku był tak intensywny, że
w uszach Yaeko brzmiał jak nieustanny krzyk. Co pół minuty krzyk
ten się oddalał zastępowany przez trzask metalu, który dziewczyna
witała z ulgą. Dobiegał do niej przytłumiony, ale niosący
ukojenie.
Choć
Yaeko na początku udało się wyliczyć, że pomiędzy kolejnymi
uderzeniami mija pół minuty, nie miała pojęcia ile czasu spędziła
nasłuchując ich. Nie wiedziała nawet kiedy dokładnie to „na
początku” było, ani czy faktycznie jest to dobra miara czasu i w
którymś momencie nie pomyliła zwyczajne minuty z godziną albo
dłuższym okresem.
Starając
się skupić myśli, które swoją drogą od paru ….. trudno było
jej skupić, jedynym co udawało jej się przypomnieć był pechowy
wypas gruźlców zakończony wypchnięciem w głąb czarnej
przepaści. Czasami zastanawiała się czy może wciąż w niej nie
tkwi, zawieszona pomiędzy wymiarami. Jednego była pewna. To już od
dawna nie był sen. To co ją otaczało było rzeczywistością. To
od tej rzeczywistości udawało jej się czasem oderwać zasypiając,
ale jej mary były krótkie, niewyraźne i milczące. Yaeko nie
pamiętała ludzkiego głosu i nie mogła go odtworzyć w żaden
możliwy sposób. Nie pamiętała ani tego jak się tutaj znalazła,
ani tego kim dokładnie była. Nie czuła swojego ciała, nie
potrafiła nim poruszyć. Jej jedynymi dowodami na to, że wciąż je
posiada, był słuch i pojawiające się od czasu do czasu pieczenie
w miejscu, gdzie Yaeko ustaliła, że powinna mieć rękę. Jednak
nigdy nie słyszała nikogo ani niczego, kto mógłby ten dyskomfort
wywoływać. Za każdym razem czując to nieprzyjemne ciepło
wytężała słuch i ze zdwojoną siłą próbowała się poruszyć.
Pokazać, że żyje, że jest świadoma, ale uczucie znikało równie
niespodziewanie jak się pojawiało. W chwilach pomiędzy kolejnymi
trzaskami i bólami „ręki” zwykle nie myślała. Nie miała już
po co myśleć. Ile wyjaśnień i planów wybudzenia nie wymyśliła
by w przeszłości żaden z nich nic w jej sytuacji nie zmienił.
Żadne wyjaśnienie nie wydawało się logiczne. Żaden plan nie mógł
zostać zrealizowany. Kiedyś wołała w myślach mężczyznę z jej
wizji. Wyobrażała sobie pokój swojego ojca, próbowała wszystko
odtworzyć, pokazać, że jest gotowa do rozmowy . Nawet błagalne
prośby nie przynosiły odpowiedzi i Yaeko zaprzestała w końcu tych
prób w obawie o swój stan psychiczny.
Jako
człowiek, któremu zostały tylko myśli, najgorsze co może mnie
spotkać to ich choroba...
Dlatego
też starała się myśleć jak najmniej, bądź też, nie myśleć
wcale. Wdech. Wydech. Wdech. Trzask.
Cała
świadomość Yaeko skoncentrowała się na tych odgłosach jak na
najdroższej mantrze, która pozwoli jej przeżyć.
Czekała.
Czekała, aż zdarzy się coś, co ją zaburzy.
Bo
przecież kiedyś musi.....
Wdech.
Wydech. Wdech. Trzask.
Jęk.
Wdech.
Wydech. Wdech. Trzask.