czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział I

1 komentarz:

Prolog ~sekai o tsukurirareru~

Wiatr przynosi nadzieję.
Deszcz życie.
Słońce harmonię.
Sen ukojenie.
-Czy potrafiłbyś stworzyć świat pozbawiony tych rzeczy?
-To zależy od tego, jak bardzo byłbym obłąkany.

Rozdział I

Gruźlec wolno przeżuwał trawę. Wydawało się, że w tej czynności, którą to przecież wykonywał parę razy w ciągu dnia, odkrył jakiś nowy, intrygujący szczegół. Pojedyncze źdźbła odrywały się od pancerzy toczków i znikały w gęstej mazi, którą był przełyk zwierzęcia.

Yaeko znalazła sobie miejsce nieopodal, na pokaźnym kamieniu, z którego obserwowała poranny wypas. Lubiła to robić. Widok stada pasących się gruźlców miał w sobie pewien niepowtarzalny urok, szczególnie w czasie Włączenia. Wschodząca po niebie aplazma przenikała przez przeźroczyste ciała bydła rozpoczynając niesamowity taniec kolorów. Jedno ze zwierząt zabulgotało głośno na toczka, który nie miał zamiaru oddać ostatków zielonego owłosienia. Dziewczyna śmiejąc się podbiegła do naburmuszonego zwierzęcia i podała mu kępkę wcześniej przygotowanej trawy.

-No masz, masz wariacie. – śmiała się- Zostaw biedaka w spokoju. On już ma dość.

Gruźlec wciągnął w nozdrza zapach jedzenia, po czy zaczął powoli jeść z dłoni Yaeko. Skóra razu stała się morka, a krople świeżej wody kapiące na ziemie przyciągnęły kilka spragnionych toczków. Małe żyjątka wysunęły z buzi swoje rurki i zaczęły zasysać cenny płyn. Dziewczyna jednak bardziej skupiała się zawsze na większych zwierzętach. Gruźlce. Te sięgające człowiekowi do ramion zwierzęta były jednym z podstawowych warunków istnienia każdego łańcucha pokarmowego na świecie. Bezokie i przeźroczyste były hodowane w każdym zakątku świata. Zbudowane wyłącznie z wody, stanowiły zarazem jej niemalże jedyne, stałe źródło. Kiedy gruźlec był bliski śmierci całe jego ciało zaczynało wrzeć. Prowadziło się go wówczas do specjalnie przygotowanych zbiorników, gdzie zamieniał się w litry cennej wody.

-Ciocia Lov chyba za dobrze cię karmi, co bąblu ? - Yaeko uśmiechnęła się wycierając wilgoć w materiał sukienki. – Muszę jej powiedzieć żeby nie sprowadzała więcej toczków, bardziej ty zielony niż błękitny.

Jakby na zawołanie jedno z mocno przerzedzonych już zwierzątek podeszło do gruźlca i wbiło w jego nogę swą maleńka rurkę. Wodny potwór wcale nie przejmował się ubytkiem swojego ciała, w dalszym ciągu węszył zwracając swój pysk w stronę Yaeko.

Tymczasem dziewczyna zanurzona już całkiem we własnym świecie marzeń ledwie go widziała. W odpowiedzi na coraz to nowe krople wody pokrywające jej dłoń wyciągnęła z kieszeni resztę trawy i machinalnie rzuciła ją na przód. Usłyszała bulgot niezadowolonego zwierzęcia, które nie zdążyło złapać w locie całego przysmaku. Gruźlec zaczął się oddalać, a wraz z nim stadko rozbieganych toczków.

Yaeko usiadła na ziemi, nie zważając na cenę jaką poniosą jej jasne spodnie. Miała za dużo do zrobienia i za mało czasu. Jak zwykle zresztą. Jasne obłoki zbyt szybko przemierzały nieboskłon.
Dziewczynie wydawało się, że robią to specjalnie. Nie lubiła ich i pragnęła by zniknęły tak samo jak słońce dawno, dawno temu. Za chwilę musiała wracać do domu. Najpierw powinna zameldować się u cioci i zdać relację z przeglądu stada, potem u ojca….. Na myśl o czekających ją obowiązkach miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nie było dnia, żeby tata nie znalazł jej czegoś do roboty w wiosce, już o domu nie wspominając. Gdyby tylko udało się jej jakoś wyrwać z dzisiejszych obowiązków. Może gdyby przyszedł… Yaeko doznała dziwnego wrażenia, że o czymś zapomniała. Kto miał przyjść
Naprawdę miał się pojawić czy to tylko ona o tym marzyła? Poczuła na twarzy wiatr. Toczki zaskoczone nagłym podmuchem zbiły się w ciasne gromady wokół gruźlców i przyczepiły się do ich ciał cienkimi rureczkami. Kilka mniej zorientowanych nieszczęśników zostało wciągniętych przez prąd. Wydając z siebie ciche piski zataczały w powietrzu kolejne koła.

Wiatrotwory ? Tutaj ? –
Yaeko objęła się rękami chroniąc przed zimnym wiatrem. Próbowała odnaleźć na niebie ogromne maszyny, które zwykle odpowiadały za te nagłe ruchy powietrza.
Przestrzeń nad nią była jednak pusta, co jej zmysłom kłóciło się z kolejnym, tym razem silniejszym, podmuchem. Poczuła w głowie nieprzyjemną pustkę – tak jakby jej mózg bronił się przed nielogicznym obrazem. Wiedziała, że musi wracać do domu. Do cioci, do ojca, do… Czuła, że powinna wymienić kogoś jeszcze, ale nie mogła sobie przypomnieć. Wiatr znów przybrał na sile, a
Yaeko wydawało się, że skupia się wyłącznie wokół niej. Kilka metrów dalej toczki puściły swoich większych kolegów i zaczęły chodzić z główką przy ziemi w poszukiwaniu zdobyczy. Tymczasem włosy dziewczyny były raz po raz szarpane przez rozregulowane powietrze. Coś w otaczającym ją miejscu zaczęło jej się wydawać inne niż zazwyczaj, ale wiatr skutecznie nie pozwalał na zebranie myśli.

Muszę wracać – 
pomyślała Yaeko. Była niemal pewna, że ojciec wytłumaczy jej tą dziwną anomalię pogodową, która w tej chwili skutecznie rozbrajała misternie ułożoną fryzurę. Poderwała się z ziemi i biegiem ruszyła w stronę domu. Na szczęście ruchliwe powietrze w żaden sposób nie ograniczało widoczności, więc Yaeko bez trudu odnalazła właściwy kierunek, obierając za punkt odniesienia widoczny w oddali sznur maszyn Osi. Urządzenia te były ogromnymi, unoszącymi się w powietrzu tworami wzniesionymi przez ludzi setki lat temu. Na szczycie każdej z nich zamontowane były światła, które zapalały i gasiły się na zmianę w sobie tylko znanej kolejności. To właśnie dzięki nim maszyny były widziane z aż tak dużej odległości – tata twierdził, że są widoczne z każdego miejsca na świecie. Pamiętała też jak zapytała go do czego służą. Zrobił wówczas swoją wszystkowiedzącą minę i powiedział, że te wielkie filary przecinają cały znany im świat i odpowiadają za ruch aplazmy po nieboskłonie. Gdzieś znajdują się też dwa jeszcze większe, które włączają ją i wyłączają. Nigdy jednak nie wgłębił jej w szczegóły tego „odpowiadania”. Nie lubił mówić o tych maszynach, które swoim ułożeniem podzieliły świat na dwie części, a same zostały nazwane Osią. Ziemię dzieliły na część zachodnią, gdzie – jak słyszała Yaeko – pełno było bogatych miast, istniały wielkie łąki i sztuczne jeziora. Drugą częścią była ta wschodnia, gdzie mieszkała jej cała rodzina. Yaeko słyszała, że jest powszechnie uważana za biedniejszą od zachodu ale mogła opierać się jedynie na opowiadaniach innych. Całe życie mieszkała w swojej wiosce i nie mogła nawet powiedzieć jak wyglądają większe miasta po tej stronie Osi. 
Kolejny podmuch wyrwał ją z wszelkich rozmyślań, a rozproszona uwaga poskutkowała zaczepieniem stopy o coś twardego i utratą równowagi. Yaeko zatoczyła się, ale udało się jej powstrzymać upadek. Przez chwilę miała dziwne wrażenie, że to wiatr zmienił kierunek i pchnął ją w drugim kierunku. Ta myśl wywołała uśmiech na twarzy dziewczyny. Oczywiście -pomyślała z ironią.
Przed sobą widziała już sylwetki domów i dymy z kominów, unoszące się leniwie i tworzące charakterystyczne pochyłe konstrukcje. Chwyciła za włosy, próbując uspokoić ich trzepotanie i przyspieszyła kroku. Kiedy szła wielokrotnie wydawało się jej, że po obu stronach drogi pojawiają się mniejsze i większe ciemne kształty. Przypominały głazy. Jednak za każdym razem gdy Yaeko odwracała głowę żeby się przyjrzeć znikały zastępowane zwykłą glebą i małymi kamyczkami.
Wreszcie dotarła do ogrodu. Podbiegła do drzwi i chwyciła za klamkę. Wszystko ustało. Wiatr tak nagle jak się pojawił, znikł. Obłoki na niebie zatrzymały się. Tylko cieni na skraju pola widzenia Yaeko przybywało. Wiedziała, że tam są. Wiedziała, że tym razem nie znikną. Wiedziała, nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Wystarczy odwrócić głowę. Wykonać jeden, jedyny ruch. Zesztywniała i mocniej zacisnęła rękę na klamce, tak jakby była ona talizmanem trzymającym ciemność z daleka od niej. Tak jakby zapewniała jej bezpieczeństwo. Nic się nie działo. Yaeko chorobliwie szukała zmysłami jakiegoś ruchu, dźwięku, śladu obecności innych ludzi. Nic. Wiatr również nie dawał znaku obecności. Pokierował ją przecież aż tutaj, popychał aż nie dotarła do domu... Poczuła bezsilność.

-To sen. - powiedziała sama do siebie – To wszystko mi się śni. Wystarczy się tylko obudzić i znów będzie jak zwykle.

Złapała się na tym, że nie pamięta jak to 'zwykle' wygląda. Próbowała uspokoić myśli. Bliscy, znajomi, cokolwiek.... Nic nie przychodziło jej do głowy, za wyjątkiem natrętnej myśli o wietrze i powodzie jego milczenia. Jakby to miało jakieś znaczenie. Ręka drętwiała jej od kurczowego ściskania metalu. Wokół panowała cisza, tak jakby cały świat zatrzymał się na chwilę chcąc sprawdzić jaką decyzję podejmie jedna dziewczyna. Yaeko jednak w głębi nękało dziwne przeczucie, że w jakkolwiek absurdalnej sytuacji się znalazła, jej wybór przyniesie aż nazbyt poważne konsekwencje. Cienie zaczęły falować, poruszać się. Dziewczynie wydawało się, że czuje na sobie ich wzrok. Coraz intensywniejszy, liczniejszy. Starała się skupić wyłącznie na drzwiach, przeczekać, zignorować to, co kształtowało się za jej plecami. W polu widzenia pojawił się jednak zarys ciemnej postaci. Była coraz bliżej. Mimo zmniejszającego się dystansu, Yaeko nie mogła rozpoznać tożsamości cienia – tak jakby specjalnie się nie przesuwał, chciał sprowokować ją do obejrzenia się.
Ciszę wypełnił szmer nadepniętej ziemi. Jeszcze raz, jeszcze raz. Yaeko podświadomie znała odległość. Jeszcze pięć kroków. Cztery. Muszę coś zrobić. Ten sen się sam nie skończy. … wybrać.. Trzy. Mogę wejść do domu, wszystko się skończy. Będę bezpieczna. … bezpieczna... Coś utrudniało jej myślenie, próbowało nim sterować. Przestała wyczuwać położenie cienia. Nie wiedziała czy zrobił następny krok, czy może odszedł. Nie ma go. A może … odwróciła. Mam odwrócić. Czemu nie ? .. sen .. Maiła wrażenie, że leży na ziemi, że jej głowa opiera się o zimny, twardy kamień. Tymczasem wciąż stała przed swoim domem. .. wybór .. Jeśli się odwrócę... Usłyszała krzyk. Ktoś coś wołał, blisko, tuż za nią, a jednak nie potrafiła rozróżnić poszczególnych słów. Męski głos. Rozpacz. Nagle ktoś złapał ją za prawy bark. Nie z tyłu jak się spodziewała, a z przodu. Yaeko wrzasnęła. Strach, który ją ogarnął był silniejszy niż wszystko inne. Zamknęła oczy i pchnęła drzwi przed sobą. .. za sobą.. Kiedy tylko poczuła pod stopami znajome skrzypienie odwróciła się i niemal wbiła klamkę we framugę. Wciąż z zamkniętymi oczyma oparła się o drzwi i próbowała uspokoić oddech, wsłuchując w dobrze znane brzmienia domu. Z zewnątrz nie dobiegały już żadne odgłosy. Nikt nie pukał, nie próbował wejść.

-Uratowana. - jęknęła z ulgą.

Po omacku wyczuła klucz i przekręciła go dwa razy w zamku. Dopiero teraz wyprostowała się i otworzyła oczy. W korytarzu panował półmrok. Spomiędzy zasłon naciągniętych na okna wpadała słaba poświata rozgwieżdżonego nieba. Noc? - pomyślała z niedowierzaniem – Przecież dopiero co... Coś w pokoju obok się poruszyło. Yaeko usłyszała szelest rozsuwanych zasłon. Światło, które niespodziewanie wypadło z pomieszczenia niemal ją oślepiło. Wyciągnęła ręce przed siebie i z trudem sięgnęła do framugi drzwi. Kiedy stanęła na progu jeszcze jakiś czas zajęło jej oczom przyzwyczajenie się do nowego oświetlenia. Wreszcie zdołała zobaczyć pomieszczenie. W pierwszej kolejności zwróciła uwagę na nienaturalnie jasne światło gwiazd wpadające do pokoju. Następnie na meble. Wszystkie stały na swoim miejscu, tak jak zaplanował to tata. Yaeko przez chwilę wydawało się nawet, że mężczyzna znów siedzi w swoim fotelu i nabija wysłużoną fajkę. Spojrzał na nią. Nie. To tylko oczy sprawiły jej figla. Zrobiła krok naprzód i fotel znów był pusty. Tylko poduszki leżały na oparciach z trudem imitując kształt ludzkich ramion. Spojrzała na kredens stojący nieśmiało w kącie. Za jego przeszklonymi szybami pełno było bibelotów i pamiątek rodzinnych. Gdzieś na niższych półkach stały dumnie porcelanowe pałacyki. Gdzieś tam jest też... Jej uwagę zwrócił ruch obok zasłony okna. Wtedy dopiero go zobaczyła. Stojąc oparty o ścianę, poza zasięgiem jasnych szarf świetlnych, był niemal niewidoczny. W pierwszej chwili Yaeko była przekonana, że jedyną osobą, która może tutaj na nią czekać jest ojciec – szybko jednak pojęła, że mężczyzna stojący przed nią w niczym go nie przypomina. Kolejno dostrzegała kolejne szczegóły dotyczące wyglądu nieznajomego. Miał na sobie szare, szerokie, postrzępione przy nogawkach spodnie i brązową, luźnie opadającą aż do samej ziemi pelerynę, przez którą przebijały kolejne warstwy brązowego materiału. Stopy otaczały starannie wykonane, masywne, skórzane sandały, bądź coś co je przypominało. Yaeko nie była pewna czy właściwie tłumaczy sobie kolejne części tego dziwnego ubioru, który to widziała po raz pierwszy w życiu. Nie miała zresztą dość czasu by się na tym zastanawiać, bo cała uwaga dziewczyny skupiła się ponad linią obręczy barkowej. Twarz nieznajomego obudziła w niej jedną, jedyną myśl: Trzeba było się odwrócić...

Była to twarz chuda, pociągła, naznaczona (a wręcz miejscami zdeformowana) przez niezliczone blizny. Usta były wąskie, zaciśnięte w osobliwym półuśmiechu. Włosy – ciemnobrązowe, dość długie, zawiązane w ciasny kuc, jakimś cudem opierające się siłom grawitacji i sterczące sztywno, niemal prostopadle do kości potylicznej. Jednak jakakolwiek próba opisania tego człowieka mijała się z celem jeśli pominęło się oczy, a właściwie... oko. Ciemne, o barwie nie do rozszyfrowania, patrzyło na Yaeko z taką pogardą i wyższością, że ta miała ochotę natychmiast uciec. Do cieni, jak najdalej... Dziewczynie wydawało się, że mężczyzna wie o niej wszystko, jedno spojrzenie wystarczyło. Druga z gałek ocznych była całkowicie przesłonięta przez czarną opaskę. Cofnęła się.

-Jesteś tchórzem.

To nie było pytanie, nawet nie stwierdzenie faktu. Głos nieznajomego należał do grona tych, które nie przywykły do negocjacji, nie mówiąc już o technice zawyżonych oczekiwań. Po prostu, artykułował to co chciał i miał (słuszną zresztą) pewność, że nie usłyszy słowa sprzeciwu. Mężczyzna zamilkł i czekał. Wydawało się jakby jakby w głowie toczył już dalszą część rozmowy i Yaeko była mu potrzebna tylko do zaspokojenia ciekawości – który z możliwych wariantów wybierze.

Nie wiedziała jak zareagować. Ten sen już ją męczył. Wydawało jej się, że z minuty na minutę staje się coraz dziwniejszy, gęstszy. Co jednak bardziej ją niepokoiło, z minuty na minutę coraz trudniej było jej przypomnieć sobie sytuacje z codziennego życia. Postanowiła robić wszystko żeby skończyło się to jak najszybciej.

-Chcę się obudzić ! - Głos niebezpiecznie jej się złamał. Nie wyszło tak dobrze. - Słyszysz?

Na twarzy mężczyzny nie poruszył się ani jeden mięsień. Wciąż patrzył na nią tym samym wzrokiem. Odchylił nieznacznie głowę w bok.

-Sen? Ze wszystkich wytłumaczeń używasz najbardziej naiwnego – wykrzywił się z niesmakiem – …..ko.

Nie mogła zrozumieć ostatniego wyrazu - był zagłuszony, wycięty z rzeczywistości. Domyślała się, że chodziło o jej imię, ale z niewiadomych przyczyn nie mogła go wyraźnie usłyszeć.

-Co się tutaj dzieje? Dlaczego... - mężczyzna przerwał jej machnięciem ręki. Spod warstwy materiału, która nieznacznie się uniosła, wysunęła się rękojeść miecza. Wojownik lekko odepchnął się od ściany i zaczął iść w kierunku Yaeko. Przez jego twarzy raz po raz przebiegały pasy światła i cienia, tworząc porażające widowisko.

-Nie zasłużyłaś na nic, co otrzymałaś. Nie zrobiłaś niczego, czego od ciebie wymagałem. - głos mężczyzny niebezpiecznie akcentował poszczególne wyrazy, również jego tęczówka nagle, z niewiadomych przyczyn, zmieniła swoją barwę na stalową.

Yaeko, przerażona, cofała się aż na plecach poczuła opór drzwi. Nie zastanawiała się już nad sensem tego co widzi, ani tego co słyszy. Chciała uciec i to możliwie jak najdalej. Przeczuwając niechybny koniec postanowiła zebrać resztę odwagi na wypowiedzenie czegokolwiek – ostatniej linii obrony.

-Nie mam pojęcia o czym pan mówi. Ja... ja nie znam pana.

Postać zatrzymała się niespodziewanie, zaledwie trzy kroki od Yaeko i jej bijącego z anormalną prędkością serca. Nadzieja.... Przez ułamek sekundy twarz nieznajomego wydawała się wyrażać coś na kształt zaskoczenia. Nagle wyciągnął rękę. Yaeko była zbyt zaskoczona by jakkolwiek zareagować.
Następną rzeczą, którą poczuła była dłoń, która sięgnęła jej czoła. Palce mężczyzny wpijały się jej w głowę, całkowicie ją unieruchamiając. Zamarła, przerażona prawdziwością jego dotyku. To nie mógł być sen, nie tak...

Nie miała pojęcia ile czasu stali tak nieruchomo – ona - próbując opanować drżenie, on – z wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń. Nawet jeśli robił cokolwiek z jej umysłem, Yaeko w żaden sposób tego nie odczuwała. Jej myśli krążyły niespokojnie, ale w ich morzu nie pojawiała się żadna, której by sama nie przywołała. Żadna też nie znikała. Wszystko to tworzyło ten specyficzny rodzaj myślowego chaosu, pod którym mogła się podpisać wyłącznie Yaeko.

W pewnym momencie usłyszała jego głos, a raczej... chyba powinna go usłyszeć. Wszystko zaczęło dziać się bardzo powoli. Dziewczyna widziała jak nieznajomy coś mówi. Nie wiedziała czy do siebie czy do niej. Czy rzeczywiście mówi, czy może jedynie bezgłośnie porusza wargami. ...Krzyk... Ręka, która trzymała jej głowę zacisnęła się jeszcze mocniej i pchnęła z całej siły w tył. Drzwi ustąpiły.
Yaeko wyciągnęła ręce próbując złapać się framugi. W tym samym momencie poczuła silny powiew wiatru – ten sam, który przedtem ją prowadził. Tym razem jednak nie popchnął jej do przodu, a niewidzialnymi, zimnymi rękami pociągnął w przeciwną stronę. Wiedziała, że nie ma już szans.
Przygotowana na zderzenie z podłogą w przedpokoju poczuła nieprzyjemny 'przewrót' żołądka, kiedy po osiągnięciu wyznaczonej linii jej głowa swobodnie zaczęła opadać jeszcze niżej. Nagle zauważyła, że nie jest już w swoim domu. Otaczała ją czarna, bezdenna przepaść. Jedynym punktem, który wyróżniał się na tym czarnym tle były otwarte drzwi, a w ich wnętrzu wysoka postać i fragment dobrze znanego pokoju – jakby zawieszone w nicości.

I w tym właśnie momencie grawitacja sobie o niej przypomniała. Yaeko poczuła pęd powietrza.
Spadała w dół. Włosy zaczęły jak szalone uderzać w twarz dziewczyny. Prędkość sunącego powietrza uniemożliwiała jakikolwiek wdech czy wydech. Nie myślała. Nie miała o czym myśleć. Cokolwiek się stanie ten okropny sen zaraz dobiegnie końca, a wraz z nim... moje życ... Zaczęła tracić świadomość.
Płuca, które od jakiegoś czasu pracowały jak szalowe, próbując wessać choć trochę tlenu, teraz były już niemal nieruchome. Yaeko przestała odczuwać powietrze, nie wiedziała już czy dalej spada czy może właśnie rozbiła się na dnie. Otoczyła ją ciemność, która szybko zniknęła tak jak wszystko inne. 

Początek.

1 komentarz:

Moi mili,

Bardzo długo myślałam tym czy w ogóle zaczynać pisać tego bloga, a raczej to opowiadanie. Bo przecież jest tyle stron typu fanfiction, fantasy itp, a to że są, wcale nie oznacza, że ktoś je czyta. 
A nawet jeśli tak, to są pisane przez humanistów, ludzi lubujących się w gramatyce polskiej, natchnionych hobbystów lub gimbazę - a ja (niestety?) nie zaliczam się do żadnej z tych grup. 

Opowiadanie, które będę starała się tu umieszczać ma już trochę lat, a powstawało na podstawie moich zwariowanych snów, wyobraźni, nadmiaru wolnego czasu (?) i wszystkiego co w życiu usłyszałam bądź zobaczyłam, a wydało mi się niezwykłe.

Nie będzie to arcydzieło. Jestem świadoma tego, że pewno gdzieniegdzie zdarzy się błąd – stylistyczny czy jaki tam drodzy poloniści znajdziecie. Jednak jeśli choć jedna osoba będzie na nie czekać to znaczy, że osiągnęłam to, co sobie zamierzyłam :)

Pozdrawiam Was cieplutko,

XYZ


Nessa Daere