Prolog ~sekai o tsukurirareru~
Wiatr
przynosi nadzieję.
Deszcz
życie.
Słońce
harmonię.
Sen
ukojenie.
-Czy
potrafiłbyś stworzyć świat pozbawiony tych rzeczy?
-To
zależy od tego, jak bardzo byłbym obłąkany.
Rozdział
I
Gruźlec
wolno przeżuwał trawę. Wydawało się, że w tej czynności, którą
to przecież wykonywał parę razy w ciągu dnia, odkrył jakiś
nowy, intrygujący szczegół. Pojedyncze źdźbła odrywały się od
pancerzy toczków i znikały w gęstej mazi, którą był przełyk
zwierzęcia.
Yaeko
znalazła sobie miejsce nieopodal, na pokaźnym kamieniu, z którego
obserwowała poranny wypas. Lubiła to robić. Widok stada pasących
się gruźlców miał w sobie pewien niepowtarzalny urok, szczególnie
w czasie Włączenia. Wschodząca po niebie aplazma przenikała przez
przeźroczyste ciała bydła rozpoczynając niesamowity taniec
kolorów. Jedno ze zwierząt zabulgotało głośno na toczka, który
nie miał zamiaru oddać ostatków zielonego owłosienia. Dziewczyna
śmiejąc się podbiegła do naburmuszonego zwierzęcia i podała mu
kępkę wcześniej przygotowanej trawy.
-No
masz, masz wariacie. – śmiała się- Zostaw biedaka w spokoju. On
już ma dość.
Gruźlec
wciągnął w nozdrza zapach jedzenia, po czy zaczął powoli jeść
z dłoni Yaeko. Skóra razu stała się morka, a krople świeżej
wody kapiące na ziemie przyciągnęły kilka spragnionych toczków.
Małe żyjątka wysunęły z buzi swoje rurki i zaczęły zasysać
cenny płyn. Dziewczyna jednak bardziej skupiała się zawsze na
większych zwierzętach. Gruźlce. Te sięgające człowiekowi do
ramion zwierzęta były jednym z podstawowych warunków istnienia
każdego łańcucha pokarmowego na świecie. Bezokie i przeźroczyste
były hodowane w każdym zakątku świata. Zbudowane wyłącznie z
wody, stanowiły zarazem jej niemalże jedyne, stałe źródło.
Kiedy gruźlec był bliski śmierci całe jego ciało zaczynało
wrzeć. Prowadziło się go wówczas do specjalnie przygotowanych
zbiorników, gdzie zamieniał się w litry cennej wody.
-Ciocia
Lov chyba za dobrze cię karmi, co bąblu ? - Yaeko uśmiechnęła
się wycierając wilgoć w materiał sukienki. – Muszę jej
powiedzieć żeby nie sprowadzała więcej toczków, bardziej ty
zielony niż błękitny.
Jakby
na zawołanie jedno z mocno przerzedzonych już zwierzątek podeszło
do gruźlca i wbiło w jego nogę swą maleńka rurkę. Wodny potwór
wcale nie przejmował się ubytkiem swojego ciała, w dalszym ciągu
węszył zwracając swój pysk w stronę Yaeko.
Tymczasem
dziewczyna zanurzona już całkiem we własnym świecie marzeń
ledwie go widziała. W odpowiedzi na coraz to nowe krople wody
pokrywające jej dłoń wyciągnęła z kieszeni resztę trawy i
machinalnie rzuciła ją na przód. Usłyszała bulgot
niezadowolonego zwierzęcia, które nie zdążyło złapać w locie
całego przysmaku. Gruźlec zaczął się oddalać, a wraz z nim
stadko rozbieganych toczków.
Yaeko
usiadła na ziemi, nie zważając na cenę jaką poniosą jej jasne
spodnie. Miała za dużo do zrobienia i za mało czasu. Jak zwykle
zresztą. Jasne obłoki zbyt szybko przemierzały nieboskłon.
Dziewczynie
wydawało się, że robią to specjalnie. Nie lubiła ich i pragnęła
by zniknęły tak samo jak słońce dawno, dawno temu. Za chwilę
musiała wracać do domu. Najpierw powinna zameldować się u cioci i
zdać relację z przeglądu stada, potem u ojca….. Na myśl o
czekających ją obowiązkach miała ochotę zapaść się pod
ziemię. Nie było dnia, żeby tata nie znalazł jej czegoś do
roboty w wiosce, już o domu nie wspominając. Gdyby tylko udało się
jej jakoś wyrwać z dzisiejszych obowiązków. Może gdyby
przyszedł… Yaeko doznała dziwnego wrażenia, że o czymś
zapomniała. Kto miał przyjść
Naprawdę
miał się pojawić czy to tylko ona o tym marzyła? Poczuła na
twarzy wiatr. Toczki zaskoczone nagłym podmuchem zbiły się w
ciasne gromady wokół gruźlców i przyczepiły się do ich ciał
cienkimi rureczkami. Kilka mniej zorientowanych nieszczęśników
zostało wciągniętych przez prąd. Wydając z siebie ciche piski
zataczały w powietrzu kolejne koła.
Wiatrotwory
? Tutaj ? –Yaeko objęła się rękami chroniąc przed zimnym
wiatrem. Próbowała odnaleźć na niebie ogromne maszyny, które
zwykle odpowiadały za te nagłe ruchy powietrza.
Przestrzeń
nad nią była jednak pusta, co jej zmysłom kłóciło się z
kolejnym, tym razem silniejszym, podmuchem. Poczuła w głowie
nieprzyjemną pustkę – tak jakby jej mózg bronił się przed
nielogicznym obrazem. Wiedziała, że musi wracać do domu. Do cioci,
do ojca, do… Czuła, że powinna wymienić kogoś jeszcze, ale nie
mogła sobie przypomnieć. Wiatr znów przybrał na sile, a
Yaeko
wydawało się, że skupia się wyłącznie wokół niej. Kilka
metrów dalej toczki puściły swoich większych kolegów i zaczęły
chodzić z główką przy ziemi w poszukiwaniu zdobyczy. Tymczasem
włosy dziewczyny były raz po raz szarpane przez rozregulowane
powietrze. Coś w otaczającym ją miejscu zaczęło jej się wydawać
inne niż zazwyczaj, ale wiatr skutecznie nie pozwalał na zebranie
myśli.
Muszę
wracać – pomyślała Yaeko. Była niemal pewna, że
ojciec wytłumaczy jej tą dziwną anomalię pogodową, która w tej
chwili skutecznie rozbrajała misternie ułożoną fryzurę.
Poderwała się z ziemi i biegiem ruszyła w stronę domu. Na
szczęście ruchliwe powietrze w żaden sposób nie ograniczało
widoczności, więc Yaeko bez trudu odnalazła właściwy kierunek,
obierając za punkt odniesienia widoczny w oddali sznur maszyn Osi.
Urządzenia te były ogromnymi, unoszącymi się w powietrzu tworami
wzniesionymi przez ludzi setki lat temu. Na szczycie każdej z nich
zamontowane były światła, które zapalały i gasiły się na
zmianę w sobie tylko znanej kolejności. To właśnie dzięki nim
maszyny były widziane z aż tak dużej odległości – tata
twierdził, że są widoczne z każdego miejsca na świecie.
Pamiętała też jak zapytała go do czego służą. Zrobił wówczas
swoją wszystkowiedzącą minę i powiedział, że te wielkie filary
przecinają cały znany im świat i odpowiadają za ruch aplazmy po
nieboskłonie. Gdzieś znajdują się też dwa jeszcze większe,
które włączają ją i wyłączają. Nigdy jednak nie wgłębił
jej w szczegóły tego „odpowiadania”. Nie lubił mówić o tych
maszynach, które swoim ułożeniem podzieliły świat na dwie
części, a same zostały nazwane Osią. Ziemię dzieliły na część
zachodnią, gdzie – jak słyszała Yaeko – pełno było bogatych
miast, istniały wielkie łąki i sztuczne jeziora. Drugą częścią
była ta wschodnia, gdzie mieszkała jej cała rodzina. Yaeko
słyszała, że jest powszechnie uważana za biedniejszą od zachodu
ale mogła opierać się jedynie na opowiadaniach innych. Całe życie
mieszkała w swojej wiosce i nie mogła nawet powiedzieć jak
wyglądają większe miasta po tej stronie Osi.
Kolejny
podmuch wyrwał ją z wszelkich rozmyślań, a rozproszona uwaga
poskutkowała zaczepieniem stopy o coś twardego i utratą
równowagi. Yaeko zatoczyła się, ale udało się jej
powstrzymać upadek. Przez chwilę miała dziwne wrażenie, że to
wiatr zmienił kierunek i pchnął ją w drugim kierunku. Ta myśl
wywołała uśmiech na twarzy dziewczyny. Oczywiście
-pomyślała z ironią.
Przed
sobą widziała już sylwetki domów i dymy z kominów, unoszące się
leniwie i tworzące charakterystyczne pochyłe konstrukcje. Chwyciła
za włosy, próbując uspokoić ich trzepotanie i przyspieszyła
kroku. Kiedy szła wielokrotnie wydawało się jej, że po obu
stronach drogi pojawiają się mniejsze i większe ciemne kształty.
Przypominały głazy. Jednak za każdym razem gdy Yaeko odwracała
głowę żeby się przyjrzeć znikały zastępowane zwykłą glebą i
małymi kamyczkami.
Wreszcie
dotarła do ogrodu. Podbiegła do drzwi i chwyciła za klamkę.
Wszystko ustało. Wiatr tak nagle jak się pojawił, znikł. Obłoki
na niebie zatrzymały się. Tylko cieni na skraju pola widzenia Yaeko
przybywało. Wiedziała, że tam są. Wiedziała, że tym razem nie
znikną. Wiedziała, nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć.
Wystarczy odwrócić głowę. Wykonać jeden, jedyny ruch.
Zesztywniała i mocniej zacisnęła rękę na klamce, tak jakby była
ona talizmanem trzymającym ciemność z daleka od niej. Tak jakby
zapewniała jej bezpieczeństwo. Nic się nie działo. Yaeko
chorobliwie szukała zmysłami jakiegoś ruchu, dźwięku, śladu
obecności innych ludzi. Nic. Wiatr również nie dawał znaku
obecności. Pokierował ją przecież aż tutaj, popychał aż nie
dotarła do domu... Poczuła bezsilność.
-To
sen. - powiedziała sama do siebie – To wszystko mi się śni.
Wystarczy się tylko obudzić i znów będzie jak zwykle.
Złapała
się na tym, że nie pamięta jak to 'zwykle' wygląda. Próbowała
uspokoić myśli. Bliscy, znajomi, cokolwiek.... Nic
nie przychodziło jej do głowy, za wyjątkiem natrętnej myśli o
wietrze i powodzie jego milczenia. Jakby to miało jakieś
znaczenie. Ręka drętwiała jej od kurczowego ściskania metalu.
Wokół panowała cisza, tak jakby cały świat zatrzymał się na
chwilę chcąc sprawdzić jaką decyzję podejmie jedna dziewczyna.
Yaeko jednak w głębi nękało dziwne przeczucie, że w jakkolwiek
absurdalnej sytuacji się znalazła, jej wybór przyniesie aż nazbyt
poważne konsekwencje. Cienie zaczęły falować, poruszać się.
Dziewczynie wydawało się, że czuje na sobie ich wzrok. Coraz
intensywniejszy, liczniejszy. Starała się skupić wyłącznie na
drzwiach, przeczekać, zignorować to, co kształtowało się za jej
plecami. W polu widzenia pojawił się jednak zarys ciemnej postaci.
Była coraz bliżej. Mimo zmniejszającego się dystansu, Yaeko nie
mogła rozpoznać tożsamości cienia – tak jakby specjalnie się
nie przesuwał, chciał sprowokować ją do obejrzenia się.
Ciszę
wypełnił szmer nadepniętej ziemi. Jeszcze raz, jeszcze raz. Yaeko
podświadomie znała odległość. Jeszcze pięć kroków.
Cztery. Muszę coś zrobić. Ten sen się sam nie skończy. …
wybrać.. Trzy. Mogę wejść do domu, wszystko się
skończy. Będę bezpieczna. … bezpieczna... Coś
utrudniało jej myślenie, próbowało nim sterować. Przestała
wyczuwać położenie cienia. Nie wiedziała czy zrobił następny
krok, czy może odszedł. Nie ma go. A może … odwróciła.
Mam odwrócić. Czemu nie ? .. sen .. Maiła wrażenie, że
leży na ziemi, że jej głowa opiera się o zimny, twardy kamień.
Tymczasem wciąż stała przed swoim domem. .. wybór ..
Jeśli się odwrócę... Usłyszała krzyk. Ktoś coś
wołał, blisko, tuż za nią, a jednak nie potrafiła rozróżnić
poszczególnych słów. Męski głos. Rozpacz. Nagle ktoś złapał
ją za prawy bark. Nie z tyłu jak się spodziewała, a z przodu.
Yaeko wrzasnęła. Strach, który ją ogarnął był silniejszy niż
wszystko inne. Zamknęła oczy i pchnęła drzwi przed sobą. ..
za sobą.. Kiedy tylko poczuła pod stopami znajome
skrzypienie odwróciła się i niemal wbiła klamkę we framugę.
Wciąż z zamkniętymi oczyma oparła się o drzwi i próbowała
uspokoić oddech, wsłuchując w dobrze znane brzmienia domu. Z
zewnątrz nie dobiegały już żadne odgłosy. Nikt nie pukał, nie
próbował wejść.
-Uratowana.
- jęknęła z ulgą.
Po
omacku wyczuła klucz i przekręciła go dwa razy w zamku. Dopiero
teraz wyprostowała się i otworzyła oczy. W korytarzu panował
półmrok. Spomiędzy zasłon naciągniętych na okna wpadała słaba
poświata rozgwieżdżonego nieba. Noc? - pomyślała
z niedowierzaniem – Przecież dopiero co... Coś w
pokoju obok się poruszyło. Yaeko usłyszała szelest rozsuwanych
zasłon. Światło, które niespodziewanie wypadło z pomieszczenia
niemal ją oślepiło. Wyciągnęła ręce przed siebie i z trudem
sięgnęła do framugi drzwi. Kiedy stanęła na progu jeszcze jakiś
czas zajęło jej oczom przyzwyczajenie się do nowego oświetlenia.
Wreszcie zdołała zobaczyć pomieszczenie. W pierwszej kolejności
zwróciła uwagę na nienaturalnie jasne światło gwiazd wpadające
do pokoju. Następnie na meble. Wszystkie stały na swoim miejscu,
tak jak zaplanował to tata. Yaeko przez chwilę wydawało się
nawet, że mężczyzna znów siedzi w swoim fotelu i nabija wysłużoną
fajkę. Spojrzał na nią. Nie. To tylko oczy sprawiły jej figla.
Zrobiła krok naprzód i fotel znów był pusty. Tylko poduszki
leżały na oparciach z trudem imitując kształt ludzkich ramion.
Spojrzała na kredens stojący nieśmiało w kącie. Za jego
przeszklonymi szybami pełno było bibelotów i pamiątek rodzinnych.
Gdzieś na niższych półkach stały dumnie porcelanowe
pałacyki. Gdzieś tam jest też... Jej uwagę
zwrócił ruch obok zasłony okna. Wtedy dopiero go zobaczyła.
Stojąc oparty o ścianę, poza zasięgiem jasnych szarf świetlnych,
był niemal niewidoczny. W pierwszej chwili Yaeko była przekonana,
że jedyną osobą, która może tutaj na nią czekać jest ojciec –
szybko jednak pojęła, że mężczyzna stojący przed nią w niczym
go nie przypomina. Kolejno dostrzegała kolejne szczegóły dotyczące
wyglądu nieznajomego. Miał na sobie szare, szerokie, postrzępione
przy nogawkach spodnie i brązową, luźnie opadającą aż do samej
ziemi pelerynę, przez którą przebijały kolejne warstwy brązowego
materiału. Stopy otaczały starannie wykonane, masywne, skórzane
sandały, bądź coś co je przypominało. Yaeko nie była pewna czy
właściwie tłumaczy sobie kolejne części tego dziwnego ubioru,
który to widziała po raz pierwszy w życiu. Nie miała zresztą
dość czasu by się na tym zastanawiać, bo cała uwaga dziewczyny
skupiła się ponad linią obręczy barkowej. Twarz nieznajomego
obudziła w niej jedną, jedyną myśl: Trzeba było się
odwrócić...
Była
to twarz chuda, pociągła, naznaczona (a wręcz miejscami
zdeformowana) przez niezliczone blizny. Usta były wąskie,
zaciśnięte w osobliwym półuśmiechu. Włosy – ciemnobrązowe,
dość długie, zawiązane w ciasny kuc, jakimś cudem opierające
się siłom grawitacji i sterczące sztywno, niemal prostopadle do
kości potylicznej. Jednak jakakolwiek próba opisania tego człowieka
mijała się z celem jeśli pominęło się oczy, a właściwie...
oko. Ciemne, o barwie nie do rozszyfrowania, patrzyło na Yaeko z
taką pogardą i wyższością, że ta miała ochotę natychmiast
uciec. Do cieni, jak najdalej... Dziewczynie
wydawało się, że mężczyzna wie o niej wszystko, jedno spojrzenie
wystarczyło. Druga z gałek ocznych była całkowicie
przesłonięta przez czarną opaskę. Cofnęła się.
-Jesteś
tchórzem.
To
nie było pytanie, nawet nie stwierdzenie faktu. Głos nieznajomego
należał do grona tych, które nie przywykły do negocjacji, nie
mówiąc już o technice zawyżonych oczekiwań. Po prostu,
artykułował to co chciał i miał (słuszną zresztą) pewność,
że nie usłyszy słowa sprzeciwu. Mężczyzna zamilkł i czekał.
Wydawało się jakby jakby w głowie toczył już dalszą część
rozmowy i Yaeko była mu potrzebna tylko do zaspokojenia ciekawości
– który z możliwych wariantów wybierze.
Nie
wiedziała jak zareagować. Ten sen już ją męczył. Wydawało jej
się, że z minuty na minutę staje się coraz dziwniejszy, gęstszy.
Co jednak bardziej ją niepokoiło, z minuty na minutę coraz
trudniej było jej przypomnieć sobie sytuacje z codziennego życia.
Postanowiła robić wszystko żeby skończyło się to jak
najszybciej.
-Chcę
się obudzić ! - Głos niebezpiecznie jej się złamał. Nie
wyszło tak dobrze. - Słyszysz?
Na
twarzy mężczyzny nie poruszył się ani jeden mięsień. Wciąż
patrzył na nią tym samym wzrokiem. Odchylił nieznacznie głowę w
bok.
-Sen?
Ze wszystkich wytłumaczeń używasz najbardziej naiwnego –
wykrzywił się z niesmakiem – …..ko.
Nie
mogła zrozumieć ostatniego wyrazu - był zagłuszony, wycięty z
rzeczywistości. Domyślała się, że chodziło o jej imię, ale z
niewiadomych przyczyn nie mogła go wyraźnie usłyszeć.
-Co
się tutaj dzieje? Dlaczego... - mężczyzna przerwał jej
machnięciem ręki. Spod warstwy materiału, która nieznacznie się
uniosła, wysunęła się rękojeść miecza. Wojownik lekko
odepchnął się od ściany i zaczął iść w kierunku Yaeko. Przez
jego twarzy raz po raz przebiegały pasy światła i cienia, tworząc
porażające widowisko.
-Nie
zasłużyłaś na nic, co otrzymałaś. Nie zrobiłaś niczego, czego
od ciebie wymagałem. - głos mężczyzny niebezpiecznie akcentował
poszczególne wyrazy, również jego tęczówka nagle, z niewiadomych
przyczyn, zmieniła swoją barwę na stalową.
Yaeko,
przerażona, cofała się aż na plecach poczuła opór drzwi. Nie
zastanawiała się już nad sensem tego co widzi, ani tego co słyszy.
Chciała uciec i to możliwie jak najdalej. Przeczuwając niechybny
koniec postanowiła zebrać resztę odwagi na wypowiedzenie
czegokolwiek – ostatniej linii obrony.
-Nie
mam pojęcia o czym pan mówi. Ja... ja nie znam pana.
Postać
zatrzymała się niespodziewanie, zaledwie trzy kroki od Yaeko i jej
bijącego z anormalną prędkością serca. Nadzieja.... Przez
ułamek sekundy twarz nieznajomego wydawała się wyrażać coś na
kształt zaskoczenia. Nagle wyciągnął rękę. Yaeko była zbyt
zaskoczona by jakkolwiek zareagować.
Następną
rzeczą, którą poczuła była dłoń, która sięgnęła jej czoła.
Palce mężczyzny wpijały się jej w głowę, całkowicie ją
unieruchamiając. Zamarła, przerażona prawdziwością jego
dotyku. To nie mógł być sen, nie tak...
Nie
miała pojęcia ile czasu stali tak nieruchomo – ona - próbując
opanować drżenie, on – z wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń.
Nawet jeśli robił cokolwiek z jej umysłem, Yaeko w żaden sposób
tego nie odczuwała. Jej myśli krążyły niespokojnie, ale w ich
morzu nie pojawiała się żadna, której by sama nie przywołała.
Żadna też nie znikała. Wszystko to tworzyło ten specyficzny
rodzaj myślowego chaosu, pod którym mogła się podpisać wyłącznie
Yaeko.
W
pewnym momencie usłyszała jego głos, a raczej... chyba powinna go
usłyszeć. Wszystko zaczęło dziać się bardzo powoli. Dziewczyna
widziała jak nieznajomy coś mówi. Nie wiedziała czy do siebie czy
do niej. Czy rzeczywiście mówi, czy może jedynie bezgłośnie
porusza wargami. ...Krzyk... Ręka, która trzymała jej
głowę zacisnęła się jeszcze mocniej i pchnęła z całej siły w
tył. Drzwi ustąpiły.
Yaeko
wyciągnęła ręce próbując złapać się framugi. W tym samym
momencie poczuła silny powiew wiatru – ten sam, który przedtem ją
prowadził. Tym razem jednak nie popchnął jej do przodu, a
niewidzialnymi, zimnymi rękami pociągnął w przeciwną stronę.
Wiedziała, że nie ma już szans.
Przygotowana
na zderzenie z podłogą w przedpokoju poczuła nieprzyjemny
'przewrót' żołądka, kiedy po osiągnięciu wyznaczonej linii jej
głowa swobodnie zaczęła opadać jeszcze niżej. Nagle zauważyła,
że nie jest już w swoim domu. Otaczała ją czarna, bezdenna
przepaść. Jedynym punktem, który wyróżniał się na tym czarnym
tle były otwarte drzwi, a w ich wnętrzu wysoka postać i fragment
dobrze znanego pokoju – jakby zawieszone w nicości.
I
w tym właśnie momencie grawitacja sobie o niej przypomniała. Yaeko
poczuła pęd powietrza.
Spadała
w dół. Włosy zaczęły jak szalone uderzać w twarz
dziewczyny. Prędkość sunącego powietrza uniemożliwiała
jakikolwiek wdech czy wydech. Nie myślała. Nie miała o czym
myśleć. Cokolwiek się stanie ten okropny sen zaraz dobiegnie
końca, a wraz z nim... moje życ... Zaczęła
tracić świadomość.
Płuca,
które od jakiegoś czasu pracowały jak szalowe, próbując wessać
choć trochę tlenu, teraz były już niemal nieruchome. Yaeko
przestała odczuwać powietrze, nie wiedziała już czy dalej spada
czy może właśnie rozbiła się na dnie. Otoczyła ją ciemność,
która szybko zniknęła tak jak wszystko inne.
Rozdział I
Gruźlec wolno przeżuwał trawę. Wydawało się, że w tej czynności, którą to przecież wykonywał parę razy w ciągu dnia, odkrył jakiś nowy, intrygujący szczegół. Pojedyncze źdźbła odrywały się od pancerzy toczków i znikały w gęstej mazi, którą był przełyk zwierzęcia.
Yaeko znalazła sobie miejsce nieopodal, na pokaźnym kamieniu, z którego obserwowała poranny wypas. Lubiła to robić. Widok stada pasących się gruźlców miał w sobie pewien niepowtarzalny urok, szczególnie w czasie Włączenia. Wschodząca po niebie aplazma przenikała przez przeźroczyste ciała bydła rozpoczynając niesamowity taniec kolorów. Jedno ze zwierząt zabulgotało głośno na toczka, który nie miał zamiaru oddać ostatków zielonego owłosienia. Dziewczyna śmiejąc się podbiegła do naburmuszonego zwierzęcia i podała mu kępkę wcześniej przygotowanej trawy.
-No masz, masz wariacie. – śmiała się- Zostaw biedaka w spokoju. On już ma dość.
Gruźlec wciągnął w nozdrza zapach jedzenia, po czy zaczął powoli jeść z dłoni Yaeko. Skóra razu stała się morka, a krople świeżej wody kapiące na ziemie przyciągnęły kilka spragnionych toczków. Małe żyjątka wysunęły z buzi swoje rurki i zaczęły zasysać cenny płyn. Dziewczyna jednak bardziej skupiała się zawsze na większych zwierzętach. Gruźlce. Te sięgające człowiekowi do ramion zwierzęta były jednym z podstawowych warunków istnienia każdego łańcucha pokarmowego na świecie. Bezokie i przeźroczyste były hodowane w każdym zakątku świata. Zbudowane wyłącznie z wody, stanowiły zarazem jej niemalże jedyne, stałe źródło. Kiedy gruźlec był bliski śmierci całe jego ciało zaczynało wrzeć. Prowadziło się go wówczas do specjalnie przygotowanych zbiorników, gdzie zamieniał się w litry cennej wody.
-Ciocia Lov chyba za dobrze cię karmi, co bąblu ? - Yaeko uśmiechnęła się wycierając wilgoć w materiał sukienki. – Muszę jej powiedzieć żeby nie sprowadzała więcej toczków, bardziej ty zielony niż błękitny.
Jakby na zawołanie jedno z mocno przerzedzonych już zwierzątek podeszło do gruźlca i wbiło w jego nogę swą maleńka rurkę. Wodny potwór wcale nie przejmował się ubytkiem swojego ciała, w dalszym ciągu węszył zwracając swój pysk w stronę Yaeko.
Tymczasem dziewczyna zanurzona już całkiem we własnym świecie marzeń ledwie go widziała. W odpowiedzi na coraz to nowe krople wody pokrywające jej dłoń wyciągnęła z kieszeni resztę trawy i machinalnie rzuciła ją na przód. Usłyszała bulgot niezadowolonego zwierzęcia, które nie zdążyło złapać w locie całego przysmaku. Gruźlec zaczął się oddalać, a wraz z nim stadko rozbieganych toczków.
Yaeko usiadła na ziemi, nie zważając na cenę jaką poniosą jej jasne spodnie. Miała za dużo do zrobienia i za mało czasu. Jak zwykle zresztą. Jasne obłoki zbyt szybko przemierzały nieboskłon.
Wiatrotwory ? Tutaj ? –Yaeko objęła się rękami chroniąc przed zimnym wiatrem. Próbowała odnaleźć na niebie ogromne maszyny, które zwykle odpowiadały za te nagłe ruchy powietrza.
Muszę wracać – pomyślała Yaeko. Była niemal pewna, że ojciec wytłumaczy jej tą dziwną anomalię pogodową, która w tej chwili skutecznie rozbrajała misternie ułożoną fryzurę. Poderwała się z ziemi i biegiem ruszyła w stronę domu. Na szczęście ruchliwe powietrze w żaden sposób nie ograniczało widoczności, więc Yaeko bez trudu odnalazła właściwy kierunek, obierając za punkt odniesienia widoczny w oddali sznur maszyn Osi. Urządzenia te były ogromnymi, unoszącymi się w powietrzu tworami wzniesionymi przez ludzi setki lat temu. Na szczycie każdej z nich zamontowane były światła, które zapalały i gasiły się na zmianę w sobie tylko znanej kolejności. To właśnie dzięki nim maszyny były widziane z aż tak dużej odległości – tata twierdził, że są widoczne z każdego miejsca na świecie. Pamiętała też jak zapytała go do czego służą. Zrobił wówczas swoją wszystkowiedzącą minę i powiedział, że te wielkie filary przecinają cały znany im świat i odpowiadają za ruch aplazmy po nieboskłonie. Gdzieś znajdują się też dwa jeszcze większe, które włączają ją i wyłączają. Nigdy jednak nie wgłębił jej w szczegóły tego „odpowiadania”. Nie lubił mówić o tych maszynach, które swoim ułożeniem podzieliły świat na dwie części, a same zostały nazwane Osią. Ziemię dzieliły na część zachodnią, gdzie – jak słyszała Yaeko – pełno było bogatych miast, istniały wielkie łąki i sztuczne jeziora. Drugą częścią była ta wschodnia, gdzie mieszkała jej cała rodzina. Yaeko słyszała, że jest powszechnie uważana za biedniejszą od zachodu ale mogła opierać się jedynie na opowiadaniach innych. Całe życie mieszkała w swojej wiosce i nie mogła nawet powiedzieć jak wyglądają większe miasta po tej stronie Osi.
-To sen. - powiedziała sama do siebie – To wszystko mi się śni. Wystarczy się tylko obudzić i znów będzie jak zwykle.
Złapała się na tym, że nie pamięta jak to 'zwykle' wygląda. Próbowała uspokoić myśli. Bliscy, znajomi, cokolwiek.... Nic nie przychodziło jej do głowy, za wyjątkiem natrętnej myśli o wietrze i powodzie jego milczenia. Jakby to miało jakieś znaczenie. Ręka drętwiała jej od kurczowego ściskania metalu. Wokół panowała cisza, tak jakby cały świat zatrzymał się na chwilę chcąc sprawdzić jaką decyzję podejmie jedna dziewczyna. Yaeko jednak w głębi nękało dziwne przeczucie, że w jakkolwiek absurdalnej sytuacji się znalazła, jej wybór przyniesie aż nazbyt poważne konsekwencje. Cienie zaczęły falować, poruszać się. Dziewczynie wydawało się, że czuje na sobie ich wzrok. Coraz intensywniejszy, liczniejszy. Starała się skupić wyłącznie na drzwiach, przeczekać, zignorować to, co kształtowało się za jej plecami. W polu widzenia pojawił się jednak zarys ciemnej postaci. Była coraz bliżej. Mimo zmniejszającego się dystansu, Yaeko nie mogła rozpoznać tożsamości cienia – tak jakby specjalnie się nie przesuwał, chciał sprowokować ją do obejrzenia się.
-Uratowana. - jęknęła z ulgą.
Po omacku wyczuła klucz i przekręciła go dwa razy w zamku. Dopiero teraz wyprostowała się i otworzyła oczy. W korytarzu panował półmrok. Spomiędzy zasłon naciągniętych na okna wpadała słaba poświata rozgwieżdżonego nieba. Noc? - pomyślała z niedowierzaniem – Przecież dopiero co... Coś w pokoju obok się poruszyło. Yaeko usłyszała szelest rozsuwanych zasłon. Światło, które niespodziewanie wypadło z pomieszczenia niemal ją oślepiło. Wyciągnęła ręce przed siebie i z trudem sięgnęła do framugi drzwi. Kiedy stanęła na progu jeszcze jakiś czas zajęło jej oczom przyzwyczajenie się do nowego oświetlenia. Wreszcie zdołała zobaczyć pomieszczenie. W pierwszej kolejności zwróciła uwagę na nienaturalnie jasne światło gwiazd wpadające do pokoju. Następnie na meble. Wszystkie stały na swoim miejscu, tak jak zaplanował to tata. Yaeko przez chwilę wydawało się nawet, że mężczyzna znów siedzi w swoim fotelu i nabija wysłużoną fajkę. Spojrzał na nią. Nie. To tylko oczy sprawiły jej figla. Zrobiła krok naprzód i fotel znów był pusty. Tylko poduszki leżały na oparciach z trudem imitując kształt ludzkich ramion. Spojrzała na kredens stojący nieśmiało w kącie. Za jego przeszklonymi szybami pełno było bibelotów i pamiątek rodzinnych. Gdzieś na niższych półkach stały dumnie porcelanowe pałacyki. Gdzieś tam jest też... Jej uwagę zwrócił ruch obok zasłony okna. Wtedy dopiero go zobaczyła. Stojąc oparty o ścianę, poza zasięgiem jasnych szarf świetlnych, był niemal niewidoczny. W pierwszej chwili Yaeko była przekonana, że jedyną osobą, która może tutaj na nią czekać jest ojciec – szybko jednak pojęła, że mężczyzna stojący przed nią w niczym go nie przypomina. Kolejno dostrzegała kolejne szczegóły dotyczące wyglądu nieznajomego. Miał na sobie szare, szerokie, postrzępione przy nogawkach spodnie i brązową, luźnie opadającą aż do samej ziemi pelerynę, przez którą przebijały kolejne warstwy brązowego materiału. Stopy otaczały starannie wykonane, masywne, skórzane sandały, bądź coś co je przypominało. Yaeko nie była pewna czy właściwie tłumaczy sobie kolejne części tego dziwnego ubioru, który to widziała po raz pierwszy w życiu. Nie miała zresztą dość czasu by się na tym zastanawiać, bo cała uwaga dziewczyny skupiła się ponad linią obręczy barkowej. Twarz nieznajomego obudziła w niej jedną, jedyną myśl: Trzeba było się odwrócić...
Była to twarz chuda, pociągła, naznaczona (a wręcz miejscami zdeformowana) przez niezliczone blizny. Usta były wąskie, zaciśnięte w osobliwym półuśmiechu. Włosy – ciemnobrązowe, dość długie, zawiązane w ciasny kuc, jakimś cudem opierające się siłom grawitacji i sterczące sztywno, niemal prostopadle do kości potylicznej. Jednak jakakolwiek próba opisania tego człowieka mijała się z celem jeśli pominęło się oczy, a właściwie... oko. Ciemne, o barwie nie do rozszyfrowania, patrzyło na Yaeko z taką pogardą i wyższością, że ta miała ochotę natychmiast uciec. Do cieni, jak najdalej... Dziewczynie wydawało się, że mężczyzna wie o niej wszystko, jedno spojrzenie wystarczyło. Druga z gałek ocznych była całkowicie przesłonięta przez czarną opaskę. Cofnęła się.
-Jesteś tchórzem.
To nie było pytanie, nawet nie stwierdzenie faktu. Głos nieznajomego należał do grona tych, które nie przywykły do negocjacji, nie mówiąc już o technice zawyżonych oczekiwań. Po prostu, artykułował to co chciał i miał (słuszną zresztą) pewność, że nie usłyszy słowa sprzeciwu. Mężczyzna zamilkł i czekał. Wydawało się jakby jakby w głowie toczył już dalszą część rozmowy i Yaeko była mu potrzebna tylko do zaspokojenia ciekawości – który z możliwych wariantów wybierze.
Nie wiedziała jak zareagować. Ten sen już ją męczył. Wydawało jej się, że z minuty na minutę staje się coraz dziwniejszy, gęstszy. Co jednak bardziej ją niepokoiło, z minuty na minutę coraz trudniej było jej przypomnieć sobie sytuacje z codziennego życia. Postanowiła robić wszystko żeby skończyło się to jak najszybciej.
-Chcę się obudzić ! - Głos niebezpiecznie jej się złamał. Nie wyszło tak dobrze. - Słyszysz?
Na twarzy mężczyzny nie poruszył się ani jeden mięsień. Wciąż patrzył na nią tym samym wzrokiem. Odchylił nieznacznie głowę w bok.
-Sen? Ze wszystkich wytłumaczeń używasz najbardziej naiwnego – wykrzywił się z niesmakiem – …..ko.
Nie mogła zrozumieć ostatniego wyrazu - był zagłuszony, wycięty z rzeczywistości. Domyślała się, że chodziło o jej imię, ale z niewiadomych przyczyn nie mogła go wyraźnie usłyszeć.
-Co się tutaj dzieje? Dlaczego... - mężczyzna przerwał jej machnięciem ręki. Spod warstwy materiału, która nieznacznie się uniosła, wysunęła się rękojeść miecza. Wojownik lekko odepchnął się od ściany i zaczął iść w kierunku Yaeko. Przez jego twarzy raz po raz przebiegały pasy światła i cienia, tworząc porażające widowisko.
-Nie zasłużyłaś na nic, co otrzymałaś. Nie zrobiłaś niczego, czego od ciebie wymagałem. - głos mężczyzny niebezpiecznie akcentował poszczególne wyrazy, również jego tęczówka nagle, z niewiadomych przyczyn, zmieniła swoją barwę na stalową.
Yaeko, przerażona, cofała się aż na plecach poczuła opór drzwi. Nie zastanawiała się już nad sensem tego co widzi, ani tego co słyszy. Chciała uciec i to możliwie jak najdalej. Przeczuwając niechybny koniec postanowiła zebrać resztę odwagi na wypowiedzenie czegokolwiek – ostatniej linii obrony.
-Nie mam pojęcia o czym pan mówi. Ja... ja nie znam pana.
Postać zatrzymała się niespodziewanie, zaledwie trzy kroki od Yaeko i jej bijącego z anormalną prędkością serca. Nadzieja.... Przez ułamek sekundy twarz nieznajomego wydawała się wyrażać coś na kształt zaskoczenia. Nagle wyciągnął rękę. Yaeko była zbyt zaskoczona by jakkolwiek zareagować.
Nie miała pojęcia ile czasu stali tak nieruchomo – ona - próbując opanować drżenie, on – z wzrokiem wbitym gdzieś w przestrzeń. Nawet jeśli robił cokolwiek z jej umysłem, Yaeko w żaden sposób tego nie odczuwała. Jej myśli krążyły niespokojnie, ale w ich morzu nie pojawiała się żadna, której by sama nie przywołała. Żadna też nie znikała. Wszystko to tworzyło ten specyficzny rodzaj myślowego chaosu, pod którym mogła się podpisać wyłącznie Yaeko.
W pewnym momencie usłyszała jego głos, a raczej... chyba powinna go usłyszeć. Wszystko zaczęło dziać się bardzo powoli. Dziewczyna widziała jak nieznajomy coś mówi. Nie wiedziała czy do siebie czy do niej. Czy rzeczywiście mówi, czy może jedynie bezgłośnie porusza wargami. ...Krzyk... Ręka, która trzymała jej głowę zacisnęła się jeszcze mocniej i pchnęła z całej siły w tył. Drzwi ustąpiły.
I w tym właśnie momencie grawitacja sobie o niej przypomniała. Yaeko poczuła pęd powietrza.