środa, 31 grudnia 2014

Rozdział VI, Pierwszy krok (2/2)

4 komentarze:
Kiedy zostawili za sobą gospodę na zewnątrz panowała już noc. Pani ziemi natychmiast pojawiła się przy nich roztaczając dookoła przyjemne, niebieskawe światło. Otaczająca ich łuna łączyła się z tą wytwarzaną przez siedzące na filarze istoty. Yaeko nie mogła oderwać od nich oczu. Ich niewidzące spojrzenia podążały za przechodzącymi przez plac ludźmi.
Na rynku nie licząc Yaeko i Cedrica, była już tylko dwójka mężczyzn, która wytoczyła się za nimi z pijalni. Pod ścianą jednej z kamienic siedział chłopak w obdartych szatach. Takkara odwrócił się do pani ziemi.
-Prowadź na Klif.
Zjawa zaczęła potrząsać klatką. Tym razem wybrała kierunek północny. Powietrze wypełniło się szmerem jej słów, po czym cała trójka ruszyła w wąską uliczkę wychodzącą z placu. Myśli Yaeko pochłonięte były ostatnimi wydarzeniami związanymi z Theonem. To spotkanie nie dawało jej spokoju. Czy dobrze zrobiła tając przed Cedrikiem dalszą część ich rozmowy? Przyglądając się miejskiej zabudowie wyobrażała sobie oczy starca, które śledziły ją z wnętrza ciemnych okien.
-Coś się stało? - Takkara przerwał milczenie.
Spojrzała na niego pytająco.
-Nie zapytałaś "co to za klif?". - wypowiadając ostatnie słowa naśladował jej głos.
-Przepraszam. - słowa brzmiały dziwnie w cichym, pogrążonym w śnie Mol'am - Zamyśliłam się. Gdzie jesteśmy?
Znów podziwiała pogrążone w ciemności miasto, tym razem jednak zaczęła dostrzegać szczegóły. Domy były tutaj węższe, bardziej zaniedbane. Jakby nikt nie zwracał uwagi na wygląd budowli. Ze ścian odpadał tynk. Drzwi niektórych mieszkań miały pokaźne, niczym niezałatane wyrwy. Z każdym krokiem oddalających ich od placu coraz mniej było roślinności. Jak różne jest to miejsce od okolicy, w której mieszka Cedric.
-Żeby dojść do Klifu musimy przejść przez biedniejsze dzielnice - wzruszył ramionami - Są dość rozległe. Mieszkają tutaj chłopi, stolarze, rolnicy. Za dnia pełno tu handlarek i dzieci. Wolę to miejsce o tej porze, wydaje się niemal normalne.
-Czemu tak ich traktujesz? - nie rozumiała wyniosłego tonu Takkary - Czy wszyscy urodzeni w Rodach mają do tych ludzi taki stosunek? Poza tym, myślę że nie powinieneś mówić tego tutaj. Jest naprawdę cicho. Jeszcze ktoś usłyszy i...
-A co to ma za znaczenie. - Panicz przyspieszył kroku - Traktuję ich jak chcę.
Yaeko pokręciła głową. Uznała, że nie mam sensu się teraz sprzeczać. Może to wpływ alkoholu? W końcu nie jest do końca sobą... Skupiła się na dotrzymywaniu kroku swojemu towarzyszowi. Przez następne kilka minut szli w ciszy. Czasem z któregoś z mijanych domów słyszeli płacz dziecka lub szmer przyciszonych rozmów. Dziewczyna miała ochotę wrócić do domu. Thobol zaczął dawać o sobie znać i w tym momencie najchętniej położyłaby się do łóżka. Poza tym, jej ciało zaczęło boleśnie odczuwać obecność sztyletu. Nie odzywała się jednak. Sprawi zawód Takkarze jeśli poprosi go o zawrócenie. Przed nimi miejska zabudowa nagle się skończyła. Kiedy wyszli za prowizorycznie postawione ogrodzenie jedynym co znajdowało się w kręgu błękitnego światła była pusta przestrzeń. Cedric nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie, pierwszy raz od wyjścia z gospody szeroko się uśmiechnął. Nie wiedziała czym spowodowana jest ta nagła zmiana nastroju.
-Chodź. - w jego głosie pobrzmiewała niemal chłopięca radość - Jutro może nie być czasu, aby ci to pokazać.
Yaeko chciała spytać o co właściwie chodzi (no i gdzie ten klif...), kiedy poczuła, że ktoś chwyta ją za rękę. Cedric chwycił ją mocno i pociągną za sobą.
-No chodź. - rzucił nawet się nie odwracając. Ruszyła na nim ledwie mogąc dotrzymać mu kroku. Widziała tylko podskakujące w rytm kroków włosy swojego przewodnika. Pani ziemi sunęła za nimi celując światłem latarni wprost w tył głowy Panicza, tak jakby subtelnie chciała spytać się go o to, co też właściwie robi. Yaeko nagle spojrzała pod nogi (czego omal nie przypłaciła potknięciem się). Znała to uczucie. Ubitą ziemię zastąpiła polna, dziko zasiana trawa. Trawa! W jej domu jedynym źródłem roślinności dla gruźlców były toczki. Polna zieleń nie rosła ze względu na brak deszczu i wilgoci w glebie. A teraz kluczyli to w jedną, to w drugą stronę, a wszędzie wciąż rosła trawa. Nie mogła powstrzymać myśli:  Ile gluźlców mogłoby mieć tutaj swój popas? Ile wody....
Wpadła na plecy Cedrica, który zatrzymał się niespodziewanie. Zgrzytnęła zębami kiedy ich tarcze obiły się o siebie. Nie było to miłe uczucie. Z trudem utrzymała swoją na miejscu. Puścił jej dłoń.
-Staraj się stać w miejscu. Nie widać, ale przed nami jest wysoki uskok. W twoim stanie takie skoki są jeszcze raczej nie wskazane.
Zrobił krok do przodu i podparł ręce na biodrach. Wpatrywał się w ciemność wciągając głęboko powietrze. Yaeko nie ruszyła się z miejsca. W ciemności nie była pewna, gdzie zaczyna się spad. Nie mogąc się powstrzymać kucnęła i ręką zaczęła jeździć po sterczących, zielonych łodygach. Zamknęła oczy. W przeciwieństwie do Takkary nie podobało jej się spędzanie czasu z dala od zabudowań, w ciemności. Dopiero co od niej uciekła. Jej ciało przeniknął dreszcz. Zbyt wiele wspomnień bezsilności i przerażenia kryło się w jej umyśle. Nie chciała do tego wracać. Na szczęście w tym momencie na wzniesienie dotarła również pani ziemi. Nakamura odetchnęła w otulającym ją świetle. Wstała i rozejrzała się. Faktycznie jakieś pół metra przed nimi grunt gwałtownie się kończył. Więc o to chodzi z tym klifem, ale.... Zmrużyła oczy  próbując dostrzec coś w ciemnej przestrzeni, w którą wpatrywał się Cedric. Na co mam patrzeć? Widzę tylko niebo.
-Jesteś już? To teraz się na coś przydasz. - wskazał ręką przed siebie - Latarnia! Światło na horyzont. Największe jak się tylko da.
Yaeko dobrze nie wiedząc dlaczego to robi, zrobiła parę kroków w tył. (Gdyby pamiętała swoje poprzednie życie pewnie nazwałaby to intuicją....) Zjawa mrucząc minęła ją. Zatrzymała się dopiero na samym skraju skarpy. Spojrzała na Cedrica.
-No dalej. - ponaglił chłopak.
Pani ziemi puściła trzymaną w ręku klatkę.
-Co...?! - Yaeko nie mogła powstrzymać krzyku. Co ona robi? Roztrzaskają się o ziemię!
Nagle istota rozpostarła ręce. Szamoczące się świetliki, wraz z klatką, zatrzymały się w miejscu. Światełka zaczęły lewitować ku górze, aż zawisły parę metrów nad ich panią. Zjawa wydała z siebie długi, jednostajny dźwięk. I znów wydawało się, że zawołanie to dochodzi z daleka, z bardzo daleka. Naraz klatka zatrzęsła się i niesamowicie silne, jasne światło wystrzeliło w kierunku wskazanym przez Cedrica. Tym razem jego zasięg był o wiele większy. Miał dobrych parę stai szerokości. Yaeko nie mogła uwierzyć w to co widzi. Czy kiedykolwiek przyjdzie czas, że ten świat przestanie mnie zaskakiwać?!
Przed nimi, w dole, rozpościerały się ogromne pola zbóż. Kłosy mieniły w promieniach intensywnego światła przypominają morze płynnego złota. A z niego, jak wyspy, wyrastały wysokie, smukłe wiatraki. Budowle miały śmigła połączone ze sobą jedną płachtą materiału. Każda z nich miała wymalowany na sobie symbol. Trzy z nich powtarzały się dość często. Niektóre zdobiły jedynie jeden z nich. Każdy wiatrak otaczała linia o kształcie koła wyryta w ziemi. Całość tworzyła niesamowity krajobraz.
-Piękne, prawda? - Cedric rozpostarł ręce naśladując panią ziemi - To właśnie główna siła Mol'am. Tutejsze Rody są właścicielami tych kolosów. Widzisz? Każdy ma wymalowany osobny symbol. Wiesz skąd te kręgi? - zaprzeczyła - Mechanizmy, które je napędzają są ukryte pod ziemią. To co widzimy jest tylko wierzchołkiem tych konstrukcji. W miejscu kręgu znajduje się jedno z kół, które obraca się gdy wiatrak pracuje. Ziemia cały czas jest tam przesypywana, dlatego nic nie wyrasta. nigdzie indziej na świecie nie mają takich pól. Nie na taką skalę! - spojrzał na nią - Chciałbym pokazać ci to w ciągu dnia, gdy pełno tam ludzi, wozów, wszystko pracuje. Ale jutro wyruszamy w przeciwną stronę...
Na chwilę podekscytowanie na jego twarzy zastąpiło zamyślenie. Yaeko czuła, że nie tylko ona obawia się tej wędrówki w nieznane.
Wodziła wzrokiem po tym złotym morzu. Już nie żałowała nocnej wyprawy. W takim miejscu nie było mowy o ciemności. Brakowało jej tylko... Wiatru... Poczuła smutek, choć nie wiedziała dlaczego. Myśl o uginającej się przed podmuchami trawie ścisnęła jej klatkę piersiową. Tak nie powinno być. Powinna teraz cieszyć się tym niezwykłym widokiem. Być wdzięczna Cedricowi, że ją tutaj przyprowadził. Kai pewnie byłaby temu przeciwna... Pani ziemi przywołała z powrotem tracącą blask latarenkę. Złapała ją w dłonie tłumiąc jarzące światło. Następnie potrząsnęła ją i wyciągnęła przed siebie - światełka znów wydzielały słup pojedynczego światła, które wskazywało drogę powrotną. Może było nawet trochę bledsze niż wcześniej... Mali więźniowie już nie obijali się o pręty klatki - unosili się spokojnie, zupełnie jakby spali. Na polach Mol'am znów zapadła noc.
-Szkoda, że tak szybko. - Cedric westchnął - Widzisz, pani ziemi może emitować tak mocne światło jedynie przez krótki czas. Potem się jakby... wyczerpuje. Choć przysiągłbym, że jeszcze parę lat temu można było wykrzesać z niej więcej. - ziewnął - Chodźmy. Czeka nas kawałek drogi, a o tej porze nie chciałbym się natknąć na jakiegoś roszczeniowego chłopa.
-Kogo?
-No wiesz... - wyszczerzył zęby - Jest noc. Tym światłem pobudziliśmy pewnie z połowę zachodniej części miasta. Znam paru takich, co już wyszli z domów.
Yaeko patrzyła na niego z niedowierzaniem. Fakt, nie pomyślała o tym. Ale on też nie powinien mówić tego tak beztrosko.
-A nie pomyślą, że dzieje się coś złego?
-Eeeeee, myślisz, że tylko ja czasem poproszę swoją latarnię o coś takiego? - zwrócił się do zjawy - Idź przodem.
Pani ziemi zaczęła sunąć w dół wzgórza. Mistrz i uczennica podążyli za nią. Tym razem to latarnia nadawała tempo, dlatego też ograniczyli się do marszu. Yaeko zacisnęła dłonie - tym razem Cedric jej nie chwycił. Starała się patrzeć jedynie przed siebie, gdzie światło rzucała ich zmęczona przewodniczka. Słychać było nawoływania nocnych ptaków. Do dziewczyny znów powróciły myśli o tajemniczym starcze. Musiała dowiedzieć się co stało się z tym człowiekiem. Nie chcąc całkowicie zepsuć dobrego nastroju Takkary postanowiła rozpocząć od innego tematu.
-Powiedziałeś, że twój ojciec nie może dowiedzieć się o podróży do Dax. - przerwała ciszę - Dlaczego? Czy to nie dobrze, że jego syn chce przejść rekrutację? Mia mówiła, że dla członków Rodów to obowiązek, więc...
Zamilkła, bo atmosfera wokół wyraźnie zgęstniała. Cedric, idący obok, nawet na nią nie spojrzał. Wyprostował się i uniósł bardziej ramiona. Już chciała przeprosić i zmienić temat, gdy przemówił:
-Ja już podchodziłem do rekrutacji Yaeko. - jego głos był spokojny i cichy - I jej nie przeszedłem.
Zmarszczyła czoło myśląc nad tą lakoniczna odpowiedzią. Z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać.
-Rekrutacja odbywa się w czterech głównych miastach naszego królestwa. Dwa lata temu jako syn wielkiego ginsha podszedłem do testów w samej stolicy... i nie wyszło. Tylko widzisz. Warunek rekrutacji jest taki, że można podejść do niej tylko raz. Podchodzisz kiedy chcesz, ale szansa jest tylko jedna. Jeśli jesteś za słaby, trudno. W moim przypadku porażka oznacza wydziedziczenie z Rodu.
-Więc czemu...?
-nadal jestem kim jestem? - w jego głosie brzmiała gorycz połączona z gniewem - Bo ojciec się za mną wstawił. Jestem jego jedynym synem. Dla niego to kwestia honoru. Nie wiem jak to zrobił, w każdym razie oficjalnie skreślono mnie z tamtego rejestru. Jest tak jakbym dwa lata temu w ogóle nie wystartował. Ale postawiono warunek. Jeśli zmarnuję następną szansę kolejnej nie będzie. - kopnął wyimaginowany kamień - Cały rok. Cały rok słuchałem jaki jestem beznadziejny. Zresztą, kiedy nadarzy się okazja wysłuchuję tego nadal. Dlatego tym razem spróbuję w Dax. Jak najdalej od stolicy, od tamtych urzędników. Od nowa. Jedyne co przeszkadza to jego osoba, ale... -uśmiechnął się słabo - dla niego mam ciebie. Wiesz... - zamilkł na chwilę - on nie pozwoli mi teraz wystartować. Boi się, że nie dam rady. Ale ja też mam dość. Chcę wiedzieć: "tak" czy "nie". Nie zniosę więcej rodzinnych rozmów. Poza tym mam trzy miesiące i elitę wojskową Etharii przy sobie. Muszę tylko odświeżyć jej trochę pamięć.
Kiedy mówił te ostatnie słowa widać było, że jego humor znacznie się poprawił. Zrzucił z siebie ciężar - to było widać.
Teraz lepiej rozumiała czemu żywi do ojca takie uczucia. W duchu modliła się jedynie by trzy miesiące z nią wystarczyły... Nie chciała go zawieść. Postanowienie to niespodziewanie się umocniło.
Wraz z panią ziemi wkroczyli do dzielnicy mieszkalnej. Kierowali się ku rynkowi. Nie powinnam dokładać kolejnego tematu, ale... muszę wiedzieć. Muszę.
Cedric? - zaczęła nieśmiało.
Zaśmiał się.
-Noc ciężkich tematów? Pytaj.
Muszę wiedzieć.
-Ten człowiek, który był z tobą. No.... na początku. Kim był? Naprawdę nic mu się wtedy nie stało?
-Umiesz sprawić by spacer był udany. - odciął sarkastycznie.
-Proszę- nie dawała za wygraną - to dla mnie ważne.
-Nie musisz się już nim przejmować. Nie żyje.
Obserwowała jego twarz badając czy mówi poważnie czy nie. Był poważny. Nie! Czemu? 
-Yaeko. - Panicz spojrzał na nią z dezaprobatą - Nie wiem czy jest to najlepsze miejsce, aby dyskutować o takich rzeczach.
Wbiła wzrok w ziemię.
-Jutro? - zapytała cicho.
-Niech będzie.
Resztę drogi powrotnej pokonali już nie wdając się w poważne rozmowy. Ich krokom towarzyszyło raczej ziewanie i głośne zastanawianie się uczennicy (która chciała jakoś "zakryć" poprzednią wymianę zdań) jaka jeszcze odległość dzieli ich od domu. Ponowny rozejm został zawarty dopiero kiedy dotarli na miejsce. Pani ziemi jęcząc cicho wróciła na swoje miejsce przed budynkiem i zawisła z ulgą w powietrzu. Towarzysząca jej dwójka ludzi była mniej szczęśliwa z powrotu. W oknach paliły się światła.
-Mia już wróciła. Może być ciekawie... - Cedric wypowiedział na głos (mniej więcej) myśli Yaeko.
Kai przywitała ich już w korytarzu.
-GDZIE SIĘ PODZIEWALIŚCIE?! -(powiedzieć zdenerwowana byłoby tutaj nietaktem....)
-Pokazywałem Yaeko miasto. Jutro nie będzie czasu, a szkoda żeby...
-PANICZU! - kai chodziła od ściany do ściany - Nawet nie wiesz jak się martwiłam. Jak mogę zagwarantować ci bezpieczeństwo jeśli nie wiem, gdzie jesteś? Składałam przysięgę!
Kobieta oparła się o ścianę. Yaeko miała cichą nadzieję, że główna reprymenda już minęła. Może to wpływ znajomego miejsca, ale jedyne o czy teraz myślała to sen. Wtem jej spojrzenie napotkało wzrok Mii.
-Ty! - zawołała służąca - Do kuchni! Muszę zmienić ci opatrunek i nałożyć maść. Potem do łóżka. Spójrz na siebie. Zasypiasz na stojąco. A ty Cedricu, proszę, poczekaj w salonie. Chcę z tobą jeszcze porozmawiać.
Yaeko czuła, że nagły spokój kai jest pozorny. Współczuła Takkarze, ale była zbyt zmęczona by zaproponować swoją obecność w "nocnych rozmowach". Posłusznie poszła za Mią, by potem wejść po schodach na "swoje piętro".
 Kiedy zasypiała wciąż słyszała dochodzący z dołu głos służącej. Biedny Cedric...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szczęśliwego Nowego Roku życzy wszystkim znużonym czytelnikom,
Yaeko ;) ;) ;)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rodział VI, Pierwszy krok (1/2)

2 komentarze:
Yaeko stała przed lustrem. Uważając żeby nie przesunąć otrzymanej wsuwki, ostrożnie upinała włosy w wysoki kucyk. Było trochę bardziej uciążliwe niż zazwyczaj. Rękawy szaty Rodu Takkara okazały się szerokie i ciężkie – co utrudniało precyzyjne ułożenie fryzury. Nie wspominając już o pewnym sztylecie... Równocześnie cały czas pilnowała żeby przypadkiem nie spojrzeć wprost na siebie. Parę godzin drzemki pozwoliło jej uspokoić się. W jej głowie pojawiła się nowa mantra - jest dobrze - wolała jednak, nie nadwyrężać za bardzo swojej nowej pewności siebie (a spojrzenie prosto w obce, brązowe oczy z pewnością zaliczało się do czynników „nadwyrężających”). Skupiała wzrok na włosach. Poprawiła wsuwkę. Zaraz po odkryciu w sobie zdolności gradacyjnej udała się do swojej sypialni. Nie napawała się długo zaskoczeniem Mii. Pierwsze co zrobiła po wejściu do pokoju to położenie się na łóżku. Wstała parę godzin później uświadamiają sobie, że musiała zasnąć. Zebrała unoszącą się dookoła niej energię, uformowała ją w okrągłą sferę i zeszła na dół. Wiedziała, że musi przyznać się gospodarzom do swojego oszustwa. Dalszych braków pamięci. Może to leczniczy wpływ snu, lecz jej niewiedza nie wydawała jej się już tak wielkim problemem jak jeszcze rano. Jest dobrze. Na dole zastała jedynie Cedrica. Dowiedziała się, że kai wyszła załatwić „wszystko co potrzeba na jutro” i jeszcze nie wróciła. I dobrze.. W głębi ducha ucieszyła się, że nie musi zwieszać głowy przed ich obojgiem. Kiedy powiedziała paniczowi, że owszem wyczuwa już swoją energię, ale nie odzyskała utraconych wspomnień, chłopak tylko pokiwał głową.
-Domyśliliśmy się. - powiedział tylko – Kiedy na swojej drodze faktycznie spotkamy kogoś zza Osi , będziesz wiedziała dlaczego. - mrugnął – No ale, szykuj się. Nie tylko Mia ma coś do załatwienia, my też wychodzimy.
-Wychodzimy?! - spytała zaskoczona. - przecież mieliśmy wyruszyć dopiero jutro o świcie. No i mieliśmy jeszcze porozmawiać i...
Od momentu przebudzenia w domu Cedrica, nie widziała niczego innego. Okna przysłaniały zasłony, przepuszczając jedynie światło aplazmy lub księżyców. Chciała wreszcie zobaczyć świat zewnętrzny, ale jednocześnie... czy była na to gotowa?
-I porozmawiamy. Ale myślę, że spacer też zrobi dobrze nam obojgu. - rozłożył ręce – Dlaczego by więc, tego nie połączyć? Poza tym, już wieczór. Możesz dziwić się wszystkiemu i nie będzie przy tym zbyt wielu świadków. - uśmiechnął się szeroko.
Zacisnęła zęby. Nie mówił tego złośliwie, droczył się. Wesoły Cedric wrócił. Mimo to, nie czuła się na tyle pewnie żeby jakoś się mu odgryźć. Tak właściwie, to wciąż go nie znała. Nie wiedziała, czy to co chce powiedzieć rozśmieszy go, czy rozzłości. Czas odnaleźć się w nowym świecie Nakamura – pomyślała z zapałem. Kiwnęła głową.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Wiem, że nowy głos ci nie odpowiada, ale powinnaś używać go jak najczęściej. Przyzwyczaisz się. No i ja będę miał z kim pogadać. - przeczesał głosy dłonią – Weź broń i możemy wychodzić.
-Broń? - Yaeko znowu czuła się jak powtarzająca katarynka. Nie mogła nic poradzić. To miał być zwykły spacer...
-Spokojnie. Nie będziemy z nikim walczyć. To taki zwyczaj Rodów, a ty jesteś teraz moją uczennicą, więc dotyczą cię te same zasady co mnie. Kiedy wychodzimy na zewnątrz swoją postawą i wyglądem świadczymy nie tylko o sobie, ale i o całym Rodzie Takkara. Nasza broń jest naszą dumą. Dlatego nosimy ją przy sobie zawsze. Jest tak jakby – zamyślił się na chwilę – częścią nas.
Udało mu się uspokoić dziewczynę. Chwilę później pomagał już przy przypięciu miecza do jej lewego biodra. Pokazał też miejsce, ukryte po wewnętrznej stronie szaty na wysokości piersi, w które wsuwało się sztylet. Yaeko zrobiła parę kroków po pokoju. O ile miecz ciążący u jej boku dawało się przeżyć (dałaby rękę uciąć, że kiedy wyjęła go przedtem z pochwy był dużo lżejszy), o tyle mniejsze ostrze, obijające się z każdym krokiem o jej ciało było już co najmniej niewygodne. Skrzywiła się. Nie wyobrażała sobie, że teraz ktoś mógłby kazać jej się schylić. Że też z tej dwójki, to sztylet musi mieć jelec...
-Niewygodnie? - Cedric wyglądał jakby naprawdę dobrze się bawił. - Kwestia wprawy. W końcu znajdziesz ułożenie, które będzie przeszkadzać ci najmniej. Chociaż wiadomo, kobiety mają z tym gorzej...
Powstrzymała się od komentarza. Jest dobrze – powtórzyła w myślach.
-A, i jeszcze najważniejsze nim wyjdziemy. Zwróć teraz uwagę na moją tarczę, to ważne.
Zaciekawiona Yaeko natychmiast skupiła się na energii otaczającej panicza. Nie wiedziała dlaczego, ale sprawy dotyczącej nowo odkrytej mocy bardzo ją emocjonowały. Zupełnie jak zakazany owoc... Yaeko wpatrywała się bardzo uważnie. Przeźroczysta kula wznosiła się lekko i opadała. Kiedy ich spojrzenia się spotkały coś się zmieniło. Nie zauważyła jednak żadnych zewnętrznych zmian, chociażby bardzo krótkich. Tarcza wyglądała identycznie jak przed chwilą. Zmieniło się jednak jej... odczuwanie. Cedric wciąż był słabszy od Yaeko, ale nagle różnica mocy pomiędzy nimi wzrosła gwałtownie jeszcze bardziej na korzyść dziewczyny. Energia panicza była ledwie wyczuwalna. Jak ?
-Wytłumienie. - Cedric, jak zwykle, wyprzedził jej pytanie – Będąc wśród ludzi w dobrym tonie jest utrzymywanie swojego poziomu na minimum. A przynajmniej, zrobienie wszystkiego żeby tak to właśnie wyglądało. Z twoją obecną zdolnością gradacyjną zwracałabyś zbyt dużo uwagi. Dlatego przyda nam się podwójnie.
-Jak to zrobić? - zapytała.
Cedric potarł dłonie.
-Jaka chętna do nauki. Cała sztuka polega wyłącznie na wizualizacji. To łatwe. - odchrząknął – Kwestia wyrobienia w sobie nawyku jego ciągłego utrzymywania. Wznosisz tarczę. Musisz wyczuć jej najbardziej zewnętrzny poziom. Miejsce styku twojej mocy z powietrzem. Kiedy ci się to uda skupiasz się na tej powierzchni i no... zamykasz ją. - wydawał się zakłopotany – Wybacz. Tłumaczono mi to już dość dawno temu, a ja... nie za bardzo przejmowałem się tym co dokładnie do mnie mówiono. Nie wiem jak ci to powiedzieć. To się robi intuicyjnie. No... to znaczy ja to tak robię.
Yaeko miała w sobie zbyt wiele entuzjazmu, by przejmować się brakiem dokładnych instrukcji. Chciała użyć swojej nowo odkrytej wiedzy w jakikolwiek sposób. Może być i wytłumienie... Przestała słuchać tłumaczeń Cedrica. I tak mało jej dawały. Zamknęła oczy. Na pewno robiłam już to wcześniej. To muszą być podstawy. Uczył się przecież tego jako dziecko. Przeniosła uwagę na otaczającą ją energię. Na zewnętrzną. Zewnętrzną... Nie było to takie łatwe. Kiedy udawało jej się dotrzeć do ostatniej cząstki przepełnionej szaro-srebrnym kolorem i ocierała się o pustą przestrzeń coś spychało ją z powrotem wewnątrz własnej bariery. Spróbowała znowu. Z podobnym skutkiem. Zupełnie jakby nagromadzona w niej ciele moc przyciągała jej uwagę bardziej niż ta unosząca się wokół niej. Przypominało to rodzaj magnesu, który włączał się kiedy próbowała zatrzymać się na zewnętrznej warstwie bariery. A miało pójść już z górki... - pomyślała z rozżaleniem. Otworzyła oczy i spojrzała błagalnie na Cedrica.
-Coś jest nie tak. - stwierdziła – Za każdym razem kiedy dochodzę do końca tarczy jestem ściągana do wewnątrz. Wiesz dlaczego?
Chłopak otworzył usta, a potem bezgłośnie je zamknął.
-To jasne, że nie odzyskałaś wspomnień. Wiesz, nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś tak otwarcie mówił mi co odczuwa wewnątrz...
-Ale przecież jesteś moim nauczycielem, tak? - przerwała Yaeko. Chciała nauczyć się wytłumienia. I miała dość nawarstwiających się reguł i zwyczajów. - To chyba normalne, że żeby kogoś nauczyć musisz wiedzieć co robi źle. Nie możesz wniknąć w głąb mojej bariery. Dlatego mówię ci co idzie nie tak. Żebyś mnie poprawił.
Cedric popatrzył w bok unikając jej wzroku. Wydawało się, że jego twarz lekko się zaczerwieniła. A może to tylko płomienie tańczące w kominku rzuciły taki odcień na policzki Takkary....?
-Nie mogę. - wybąkał – Ale faktycznie, jesteś moją uczennicą... W zasadzie nie wiem w jaki sposób przekazuje się taka wiedzę... Może masz rację i...
-Cedric? - Yaeko zrozumiała, że musi uciąć jego głośne rozmyślania w zarodku – Co mam robić?
Takkara nawinął kosmyk czarnych włosów na palec. Stał przed nią w milczeniu patrząc wszędzie byle nie na nią. Postanowiła nie przerywać milczenia dopóki panicz czegoś z siebie nie wydusi. Założyła ręce na piersi (która boleśnie odczuła obecność sztyletu – Yaeko postanowiła, że nie będzie już zmieniała pozycji i wytrzyma niewygodę. W końcu jest doświadczoną wojowniczką.) .
Bariera chłopaka zaczęła intensywniej falować. Jego energia kolejno zwiększała się i prawie zupełnie zanikała. Rzuca i zdejmuje wygłuszanie.... A więc doczekam się jakiś rad... Czekała. Przyglądała się prawej dłoni panicza, która wyginała kosmyk we wszystkie strony. Nagle dłoń zatrzymała się i opadła.
-Chyba wiem, z czym możesz mieć problem. - powiedział – Zwracasz uwagę na jeden konkretny punkt, nie na całość. Żeby utworzyć pełną barierę i zacząć wygłuszanie musisz wyczuć jednocześnie całą moc dookoła siebie. Jej granicę. Miałem to na jednych z pierwszych zajęć. Chodzi o wizualizację „pierścienia gradacyjnego”, a przynajmniej tak nazywał go mój... - pauza. Cedric uśmiechnął się trochę zbyt szeroko. - W skrócie. Wyobrażasz sobie, że wychodzi z twojego wnętrza i rozszerza się, aż do momentu, gdy zrówna się z obszarem zewnętrznym. Wtedy można go zatrzymać i osadzić tam gdzie chcesz. Kształt koła znacznie eliminuje problem, jak to powiedziałaś, ściągania. Przepraszam założyłem, że o tym wiesz. Spróbuj, jak ci się uda spróbuję naprowadzić dalej.
Yaeko nie trzeba było dwa razy powtarzać. Postąpiła dokładnie tak, jak wytłumaczył to panicz. Pomogło. Kiedy dotarła do końca swojej sfery i objęła ją w całości „pierścieniem” zatrzymała go. Była przygotowana na walkę o utrzymanie go w jednym miejscu. Okazało się jednak, że siły przyciągające jakby rozproszyła się i osłabły. Skupiała świadomość na całym obwodzie kuli niemal bez wysiłku. W końcu już to robiłam, prawda ?
-I co teraz? - zapytała. Szybko przeniosła uwagę z powrotem na barierę. Robienie dwóch rzeczy naraz wcale nie było takie łatwe...
-Gotowa? W takim razie teraz „zamykanie”. Zakładam, że robiłaś to już nieraz więc pójdziemy trochę na skróty, dobrze? - Yaeko energicznie pokiwała głową – Po prostu wyobraź sobie, że zewnętrzna powłoka na której teraz się skupiasz staje się nieprzepuszczalna. Chodzi o to, żeby twoja moc nie potrafiła jej przekroczyć, a równocześnie była niewyczuwalna dla innych ludzi. Tak jakbyś trzymała ją jedynie dla siebie.
Wyglądał na zrezygnowanego.
-Wiem, że to nie jest dobry opis, ale...
Z tyłu głowy Nakamury pojawiło się nagłe przekonanie, że wie do czego zmierza panicz.
-Spróbuję. - powiedziała.

* * *

-Długo jeszcze? - Cedric szurał niecierpliwie nogą oparty o wyjściowe drzwi. Yaeko nieśpiesznie skończyła poprawiać kucyk i odwróciła się od lustra. Nie guzdrała się tak ze względu na wygląd. Wypełnianie kobiecych stereotypów dawało jej możliwość odwleczenia chwili, kiedy będzie musiała powiedzieć „gotowa”. Nie wiedziała czemu, ale nie chciała wychodzić na zewnątrz. Dom Takkary dawał bezpieczeństwo i spokój. Coś z tyłu głowy podpowiadało, że w „poprzednim życiu” za wiele tego spokoju nie miała. W głowie Nakamury kłębiły się obawy, że wraz z opuszczeniem bezpiecznego azylu wkroczy na ścieżkę bardzo podobną do tej z której zeszła. Czy to źle? Czy mam jakiś wybór? Yaeko zacisnęła pięści. W ciągu ostatnich kilkunastu godzin stale zmieniała zdanie. Czuła się zdezorientowana. Sama nie wiedziała czego chce. Swój mętlik w głowie przypisywała długiemu snu w endodronie – miała nadzieję, że z upływem dni jej umysł się uspokoi. Cedric złożył ręce na piersi i spojrzał na nią ponaglająco. Jest dobrze. Yaeko nie miała zbytniego wyboru. Czuła, że nie cofnie postanowienia gospodarza o wieczornym spacerze. Zyskując ostatnie chwile niewiedzy wygładziła nową szatę i poprawiła miecz (a raczej wykonała serię niepewnych ruchów, które miały takie mechaniczne poprawienie imitować). Odwróciła się w stronę Cedrica.
-Jestem gotowa. - powiedział głos Nakamury Yaeko.
Cedric wyszczerzył się.
-No i ładnie. - otworzył drzwi do wewnątrz i trzymał je trzymając za klamkę. Wykonał zamaszysty ruch ręką. - Uczennica przodem.
Po raz ostatni przelotnie spojrzała w taflę lustra. Nie wiedziała dlaczego. Przecież jeszcze tutaj wróci. Tak jakby chciała się upewnić czy jej wygląd wciąż jest zmieniony. Napotkała przestraszone spojrzenie brązowych oczu. Szybko spuściła wzrok, poprawiła otaczającą ją barierę i wpatrując się w podłogę szybkim krokiem wyszła za próg. Zatrzymała się na szarych, chropowatych kamieniach, które tworzyły ścieżkę prowadząca do domu. Kątem oka widziała miejsce gdzie kończyła się ścieżka i zaczynała surowa, lecz schludnie zgrabiona, naga ziemia. Wszystko spowite było jasnym, niebieskawym blaskiem. Słyszała, że Cedric wychodzi za nią i zamyka drzwi mrucząc cicho jakąś krótką formułę. Parsknął. Stanął tuż przy niej. Kopnął lekko butem w jej but.
-Zamierzasz zachowywać się tak całą drogę? Nie chcę cię martwić, ale chciałem pokazać ci trochę Mol'am. Poza tym, nie powinnaś jeszcze tak nadwyrężać swojej szyi. Mia zaaplikowała ci coś na znieczulenie, ale jako osoba stojąca z boku muszę przyznać, że tak rana nie wygląda zbyt dobrze nawet przez bandaże.
Yaeko zadrżała. Ogarnął ją chłód wieczoru mimo, że powietrze było niemal nieruchome. Powtarzając w głowie swoją mantrę oraz myśli oskarżające ją o dziecinne zachowanie podniosła głowę. Spojrzała przed siebie.
-O! - było to jedyne co przyszło jej w tym momencie do głowy.
Całą jej uwagę pochłonęła unosząca się parę metrów od nich postać. Wyglądała jak kobieta, jednak nie mogła być człowiekiem. Unosiła się smukła i wysoka, w czymś co przypominało długą, zwiewną suknię. Ubranie falowało przy każdym ruchu zjawy. Miała długie, rozpuszczone włosy. Zawiązane opaską oczy. Przed sobą trzymała małą klatkę, w której niespokojnie szamotały się małe kuleczki światła. Tym jednak co czyniło tą istotę prawdziwie niezwykłą był fakt, że zbudowana była wyłącznie z niebieskiej aplazmy. Wszystko od włosów, poprzez ubiór, aż do miniaturowego więzienia światełek składało się z tego półprzeźroczystego tworu. Jej ciało dawało dość mocną niebieska poświatę, która równomiernie oświetlała najbliższą okolicę. Latarenka żyła jakby własnym życiem. Kuleczki rzucały smugę skondensowanego, jasnego światła to w lewą to w prawą stronę zupełnie jakby szukały kogoś w zapadającej dookoła ciemności. Wtem jarzący promień skierował się wprost na nich. Yaeko zasłoniła oczy dłońmi. Światło było oślepiające.
-No już, wystarczy! - tuż obok rozległ się głos Cedrica – Pilnuj tych swoich potworków! Każ im brać się do oświetlania drogi. Idziemy w stronę rynku.
Dziewczyna rozchyliła palce by przyjrzeć się niecodziennej zmorze. Ta zasłoniła dłonią klatkę, tak że padające przez nią światło natychmiast stało się przytłumione i niebieskawe. Następne zaczęła ją lekko potrząsać. Yaeko wydawało się, że widzi dezaprobatę na twarzy kobiety. Ilekroć klatką wstrząsały perturbacje światełka zmieniały kierunek rzucanego przezeń promienia. Kiedy jasna smuga padła na drogę po prawej stronie istota wydała z siebie cichy pomruk. Dźwięk, który się rozległ wydawał się dochodzić z oddali. Z podwodnych głębin.... - pomyślała urzeczona Yaeko. To skojarzenie wywołało w jej głowie nagłe wspomnienie z dzieciństwa. Kiedy miała kilka lat ich wioska przeżywała okres urodzaju. Nie brakowało wody. Ojciec wyciągną z domu największą beczkę i wkopał ją do połowy w ziemię przed wejściem do domu. Następnie przyprowadził jednego z gruźlców i spuszczał z niego życiodajny płyn aż nie napełnił jej po brzegi. Yaeko pamiętała, że zwierzę przez to zachorowało i wkrótce potem zdechło. Rok był jednak wyjątkowo udany i nikt zbytnio się tym nie przejął. (trzeba wiedzieć, że wraz z chorobą gruźlca psuje się również woda, z której to zwierze się składa. Po jego śmierci nie nadaje się ona do picia. Wszelkie próby oczyszczania jej kończyły się zwykle wraz z końcowym oddechem śmiałka) Był to jeden z niewielu dni, w którym mała Yaeko bawiła się w wodzie. Dostała nawet pełne pozwolenie żeby rozchlapać ją dookoła... Uśmiechnęła się na wspomnienie emocji, które jej wtedy towarzyszyły. Wtedy też całkowicie zanurzyła się w beczce. A wołający ją głos dochodził do niej z oddali, z oddali.... Zupełnie jak teraz dźwięk istoty unoszącej się przed nią.
-Podoba ci się pani ziemi? Widziałaś je już przedtem? - z rozmyślań wyrwał ją Panicz.
Yaeko przyłapała się na szerokim uśmiechu, jak i na tym, że znów wspomnienia oderwały ją od rzeczywistości. Pani ziemi lewitowała tuż obok nich, trzymając daleko od siebie świecącą „w prawo” latarenkę. Mimo ślepoty wydawała się wpatrywać dokładnie w oczy Cedrica.
-Nie, nie widziałam. - dziewczyna przyglądała się pięknej postaci – Kim ona jest?
-Nie kim, tylko czym. - poprawił ją – Panie ziemi zamieszkują lasy na granicy Osi, choć więcej jest ich po naszej stronie. Są jak zwierzęta. Jedna z historii mówi, że w dawnych czasach polowały na ludzi i żeby zwabiać ich do swoich legowisk nauczyły się przybierać takie postaci. Utrzymywały ten wygląd tak często, że z biegiem lat zapomniały o swoim pierwotnym wcieleniu. Kilka dekad temu udało się je udomowić. Wykorzystujemy naturalne światło, które emitują. W zamian, zapewniamy im długowieczność i schronienie. Idziemy? - wskazał ręką oświetlaną drogę.
Nakamura tylko kiwnęła głową pochłonięta nowymi historiami. Szła obok Cedrica dostosowując się do jego powolnych kroków. Kilka centymetrów przed nimi sunęła pani ziemi oświetlając drogę. Powietrze było świeże i rześkie. Po obu stronach brukowanej kamieniami drogi stały rzędy domów. Wszystkie były duże, zadbane. Dominowały raczej ciemne, jednolite kolory, choć w tym momencie Yaeko mogłaby równie dobrze założyć, że wszystkie są jasnoniebieskie. Nagle zauważyła, że unosząca się przed nimi istota nie jest jedynym źródłem rozświetlającym ciemność. Przed drzwiami niektórych domów unosiły się inne panie ziemi. Część z nich była łudząco podobna do ich towarzyszki. Część wykazywała większe równice w wyglądzie. Żadna z tych istot nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Trwały, jakby zamyślone, zwrócone w stronę okien lub drzwi.
-Cedric? - spytała wskazując na senne zjawy.
-Czekałem aż zapytasz. - był wyraźnie zadowolony – Ponieważ Mol'am znajduje się kilkaset kilometrów od Osi, a ich transport nie jest łatwy, tylko wybrane rodziny mogą pozwolić sobie na ich posiadanie.
-Rody? - chyba zaczynała już rozumieć tutejsze życie.
-Dokładnie. - przytaknął – I parę zamożniejszych, zwyczajnych rodzin choć są w takiej mniejszości, że równie dobrze można przyjąć twoją odpowiedź. Każdy z tych domów ma swoją panią ziemi na własność. Jest posłuszna tylko im. To dlatego te latarnie, które widzisz po bokach na nas nie reagują.
-Latarnie?
-Tak je czasem nazywamy.
-A co się dzieje w ciągu dnia? - Yaeko postanowiła załatać wszelkie dziury niewiedzy w swojej głowie – Chowają się gdzieś?
-Nie. Stoją tak samo jak teraz. Z tym że nie ma z nich pożytku. Są wtedy niewidoczne.
-Jak?
Wzruszył ramionami.
-To jakaś ich własna odmiana mocy. Zresztą kto je tam wie. Ważne, że jak robi się ciemno natychmiast się pojawiają. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli przejdziesz w miejscu gdzie pani ziemi przebywa w ciągu dnia, poczujesz się jakbyś szedł jednocześnie będąc pod wodą. - prychną – Niedorzeczne.
-Nie próbowałeś? - Yaeko nie mogła uwierzyć, że po usłyszeniu takiego opisu wrażeń ktoś codziennie przechodzi obok tej istoty nie wyciągając nawet ręki w jej kierunku.
-Nie. - dość szorstka odpowiedź panicza ucięła rozmowę.
Rozejrzała się dookoła chcąc szybko znaleźć jakiś zastępczy temat.
-To normalne, że ta ulica jest taka pusta? Jest wieczór.
-Późny wieczór. - poprawił Cedric – Te okolice miasta wydzielone są dla Rodów i innych wysoko urodzonych . Nikt nie będzie włóczył się dla rozrywki o tej porze. Większość już śpi. A jeśli widzisz w oknach jakieś palące się lichtarze to z pewnością właśnie ktoś idzie spać.
My się włóczymy. - pomyślała – I to ty mnie na ten spacer wyciągnąłeś...
Szli w milczeniu dalej prowadzeni przez błękitną zjawę. Na niebie świeciły jasno pierwsze tej nocy gwiazdy. Yaeko chłonęła ten widok w zachwycie. Miała wrażenie, że nie potrafiłaby wyśnić sobie piękniejszego snu. Przeszli przez dwa kolejne rozgałęzienia ulic kierując się na zachód. Naraz krajobraz schludnych domów, równiutkich ścieżek i wystrzyżonych krzaczków zmienił się. Wyszli na wielki plac o okrągłych kształcie. W jego centrum osadzony był wysoki kamienny filar, który na samym szczycie rozszerzał się na cztery identyczne półki. Na każdej z nich siedziała pani ziemi. Oświetlały swoją poświatą cały plac. W przeciwieństwie do ulicy Cedrica tutaj w prawie połowie domów paliły się też światła. Rynek co chwila przecinała jakaś niewielka grupka rozmówców. Niektórym z nich światła użyczały „latarnie”. Kilka z nich unosiło się samotnie na placu, prawdopodobnie czekając na swoich panów.
-Witaj w sercu Mol'am.
Mówiąc to skierował się w lewo. Yaeko i pani ziemi szybko podążyły za nim.
-Zawsze lubiłem to miejsce. Jeśli chcesz poznać miasto idź na rynek.- odchrząknął – W tym miejscu zawsze rozbija się uliczny targ, a tutaj można kupić jedne z najlepszych tkanin – wskazał na wąską kamienicę z ozdobną bramą. Yaeko musiała przyznać, że zdobienia przypominają rozwijające się płaty materiału.
-Tu kupujemy pergamin, a tu – stanęli przez niższym, prostokątnym budynkiem – tu się chwilę zatrzymamy.
Pani ziemi jakby na rozkaz podpłynęła do ściany wskazanego domu i zawisła nieruchomo zasłaniając dłonią rozwścieczone światełka. Wyglądała teraz zupełnie tak, jak pozostałe zjawy czekające na dworze.
-Poczeka tutaj na nas. Chodź. - stało się jasne, że chce wejść do środka.
Yaeko zareagowała podejrzliwie na światło sączące się przez okiennice, obdrapane drzwi (które prawdopodobnie zawdzięczały swoje dalsze istnienie zanikowi niespodziewanych podmuchów wiatru) i dźwięki rozmów dobiegających ze środka. To miejsce całkowicie nie pasowało do obrazu porządnego członka Rodu.
-Powiesz mi gdzie idziemy? - zatrzymała się nim Cedric zdołał nacisnąć na klamkę.
-To gospoda. - Takkara wywrócił oczami – Jeśli chcemy porozmawiać to lepiej nie robić tego w kompletnej ciszy, prawda? - odwrócił się i jednych szarpnięciem otworzył drzwi do środka. Uszy Yaeko uderzył zgiełk kilkunastu rozmów toczonych w ożywionej (zapewne piwnej) atmosferze. - Gdybyśmy wpadli na kogoś znajomego jedyne co robisz to kłaniasz się i mówisz „witaj, panie”. Resztą zajmę się ja.
Nie czekając na nią wszedł do środka. Poszła za Paniczem. Niby jaki mam wybór? Nie podobało jej się to, że mówi jej tak ważne informacje w ostatniej chwili i tak ogólnikowo. Jak mam się ukłonić? Jednak to co zobaczyła w środku nie spodobało jej się jeszcze bardziej.
O ile arystokraci tego miasta właśnie przewracali się z boku na bok, o tyle w gospodzie „Wiatrakiem go, wiatrakiem” (Bogowie jedni wiedzą skąd taka nazwa) życie towarzyskie trwało w pełni. Zupełnie jakby za drzwiami tej podniszczonej budowli znajdował się inny świat. Gospoda była mała. W sali znajdowało się jakieś siedem stołów - większość z nich przeznaczona była dla większych grup osób. Pięć z nich było już zajętych. Gośćmi byli sami mężczyźni. Siedzieli przy stołach pili i śmiali się. Yaeko natychmiast zauważyła różnice między biesiadującymi. Jedni byli ubrani podobnie do nich - w długie, ciemne szaty. Przy ich stołach dyskusja była cichsza i spokojniejsza. Na blacie rozrzucono jakieś pisma. Najprawdopodobniej sprowadzały ich tutaj interesy. Drudzy odznaczali się kolorowymi, obszarpanymi ubraniami. Nie były to nawet szaty, a raczej przypadkowo dobierane spodnie i koszule. Byli dużo głośniejsi i.. już dawno pijani. Wyczuła, że nie posiadają zdolności gradacyjnej. Cedric poprowadził ją w kierunku czteroosobowego, pustego stołu.
-Usiądź tutaj, pójdę po coś do zjedzenia. - powiedział cicho i odszedł w stronę baru.
Yaeko niepewnie usiadła na wskazanym miejscu. W powietrzu unosił się zapach ludzkiego potu i piwa. Goście ukradkiem zerkali to na nią, to na Takkarę. Udawała, że nie widzi otaczającego ich zainteresowania i zaczęła przyglądać się wystrojowi wnętrza. Wszystko było drewniane. W rogu sali palił się kominek. Z sufitu zwisały uszkodzone kufle. W jednym z nich zauważyła gniazdo płuczki. Bar, do którego podszedł Cedric składał się z dużej, odwróconej do góry nogami skrzyni za którą stał jeden z pracowników.
-Pierwszy raz w naszych skromnych progach? - nie zauważyła kiedy do jej stołu dosiadł się nieznajomy, starszy mężczyzna. Siedział naprzeciwko, splatając dłonie na blacie. Miał posiwiałe krótkie włosy i bródkę. Jego ramiona zdobiła ciemnofioletowa szata. Mierzył ją przyjaźnie zaciekawionym spojrzeniem.
Yaeko otworzyła i zamknęła usta. Nie miała pojęcia jak się zachować. W panice poszukała wzrokiem Cedrica. Ten, nieświadomy szykującej się tragedii, stał odwrócony tyłem do niej. Rozmawiał z barmanem. Staruszek zauważył jej nerwową reakcję.
-Ho. Ho. Ho. - nie była pewna czy nieznajomy śmieje się z niej, czy może jest to rodzaj jakiegoś tutejszego zwyczaju – Nie chciałem wystraszyć. Nie sądziłem jedynie, że doczekam dnia kiedy Takkara (ton jego głosu osobliwie zawinął się wokół rodowego nazwiska) zezwoli na nowego ucznia. I do tego – przechylił się ku Yaeko – płci żeńskiej.
Z trudem zmusiła się do pozostania w miejscu. Prawdopodobnie uciekająca uczennica nie zrobiła by zbyt dobrego wrażenia. Zaczęła panicznie myśleć o swojej tarczy. Człowiek siedzący przed nią, mimo iż sędziwy wiekiem, wydawał się bystry. I silny... Jego bliskość powodowała, że niemal czuła jak jego aura ociera się o jej aurę. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że on również chce dokładnie ocenić jej siłę. Musiała coś zrobić. Jeszcze raz spojrzała na Cedrica. Ile można składać zamówienie?! Wchodząc do gospody otrzymała tylko jedną instrukcję. Szata, zdolność gradacyjna. Musi na leżeć do Rodów. W głowie łomotało jej tylko jedno wyrażenie. Wyprostowała plecy, pochyliła się nieznacznie. Nie mam pojęcia którą pozycję w tej całej ich Arwie zajmuje.....
-Witaj, panie. - starała się by ton jej głosu zabrzmiał jak najbardziej neutralnie.
Mężczyzna wyprostował się, przestała wyczuwać jego osłonę. Westchnęła w duchu. Z całym przekonaniem mogła już stwierdzić, że zrobiła coś nie tak. Twarz jej rozmówcy, choć zakryta przyjaznym uśmiechem, nie potrafiła ukryć rozbawienia, które teraz czaiło się oczach. On również pochylił się w podobny sposób.
-Witaj, uczennico rodu Takkara. Wybacz moją nieuprzejmość. - Przemówił przepraszającym tonem. Yaeko widziała jednak tylko jego oczy i tańczące w nich iskierki wesołości. On mnie naśladuje! Zakrył dłonią usta i parę razy kaszlnął. Rękaw jego szaty był tak długi, że całkowicie zasłaniał usta.
-Och, wybacz. - ponownie splótł ręce – Starość ma również swoje wady.
Śmieje się ze mnie! Jestem pewna! W tym, że właśnie bierze udział w „niewłaściwej” rozmowie utwierdziły ją ukradkowe spojrzenia i szepty reszty gości. Kiedy napotykali jej wzrok znajdowali zajęcie w kuflu piwa. Zadziwiająco szybko.... Nie miała pojęcia co ma robić. Cokolwiek bym tutaj nie powiedziała, może być nie na miejscu....
-Jeśli zastanawiasz się czemu twój pan na tak długo o tobie zapomniał, chętnie udzielę ci odpowiedzi. - jego spojrzenie powędrowało do baru, a następnie z powrotem skupiło się na Ethariance – Maczałem w tym palce. - uśmiechnął się - Widzisz, ten pracownik jest również moim serdecznym znajomym. Możliwe, że poprosiłem go o sposobność dłuższej rozmowy z tobą.
Zaczął lekko kiwać głową już wyraźnie z siebie zadowolony. Poprawił szatę na piersi.
-Wiesz kim jestem? - zapytał szeptem.
Pokiwała przecząco głową. Jej niewiedza była chyba nazbyt oczywista żeby ją ukrywać.
-Theon Maglunar. Z TYCH Maglunarenów. - wycelował palcem wskazującym wprost w jej nos – We własnej osobie.
Zaskoczona tą niecodzienną prezentacją Yaeko zdołała odpowiedzieć.
-Bardzo mi miło.
-Naprawdę? A wyglądasz tak jakbyś chciała powiedzieć „nie miło”. - założył ręce na piersi – Pewno otrzymałaś już masę stosownych ostrzeżeń co do mojej rodziny, nieprawdaż.... ? - zawiesił głos oczekując na...
-Yaeko. - wyręczyła go – Mam na imię Yaeko. I tak, ostrzegano mnie przed panem. Proszę mnie zostawić.
Nie miała pojęcia kim są Maglunarenowie, ale jeśli to ma pomóc skończyć jej tą niewygodną rozmowę.... Masz co chciałeś.
-Ho. Ho. Ho. - Theon wciąż świetnie się bawił – Yaeko, Yaeko... Jak dumny i głupi Ród wybrałaś sobie za przewodnika. - akcentował poszczególne wyrazy przedziwnie je przedłużając – Czy nie razi cię ich pycha? Czy nie widzisz jak bardzo są zapatrzeni w swoją pozycję?
-Ja.... - nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Do czego dąży ten człowiek?
-A widzisz Maglunarenowie wiedzą co jest najważniejsze, tak samo jak i ty. - spojrzenie jego oczu przeszywało ją na wylot. Poczuła dreszcze przechodzące po ciele. Była tylko ona – ona i starzec.
-Więc? - jego melodyjny głos zawirował wokół – Nie wiesz przypadkiem, gdzie podziewa się teraz mój przyjaciel?
-Kto? - jej umysł gorączkowo szukał informacji o tajemniczym „przyjacielu” Kogo dokładnie szukasz? Nie będę ci w stanie pomóc jeśli mi nie powiesz!
- Gdzie jest teraz Fid Maglunar, Yaeko?
Wciągnęła powietrze. Wiedziała o kogo chodzi. Była pewna.W oddali usłyszała głos drugiego z jej wybawców. „Jej fale mózgowe są niemal w stu procentach prawidłowe”, „Potwierdzam odłączenie”, „Potwierdzam...”.
-CO SIĘ TUTAJ DZIEJE?! - groźny ton Cedrica brutalnie sprowadził ją z powrotem. Z zaskoczenia podskoczyła w miejscu i tylko odruchowe przytrzymanie się blatu zapobiegło większej katastrofie. Znów słyszała rozmowy odbywające się przy innych stolikach. Różnica polegała na tym, że teraz kilku gości z Rodów otwarcie obserwowało Panicza coś przy tym gestykulując. Theon, który przed paroma chwilami wydawał jej się wielkim magiem, kulił się pod spojrzeniem Takkary.
-To nieporozumienie. - mruczał przymilnie – Ot starszy człowiek chciał się przywitać z nową...
-Wynocha stąd! - Cedric patrzył na niego jak na pluskwę, która śmiała usiąść w jego pobliżu – Jak śmiesz przebywać w jednym pomieszczeniu z członkami Rodów!
Z sali dało się słyszeć pomruki aprobaty. Jeden z pijących arystokratów ubrany w brązową szatę głośno zawtórował Takkarze (dodając od siebie kilka epitetów). Stojący za kontuarem pracownik zaczął nerwowo wycierać talerze.
Maglunar posłał przeciwnikowi wrogie spojrzenie i wstał od stołu powoli się cofając. Kiedy był już w połowie sali większość gości straciła nim zainteresowanie uznając go za osobę „już przegraną”. Starzec nagle zatrzymał się, spojrzał wprost na Ethariankę i ukłonił się.
-Do zobaczenia, Yaeko. - powiedziawszy to odwrócił się i wyszedł z gospody.
Yaeko siedziała oszołomiona tym co właśnie się stało. Czy on wie? Ale skąd? Przecież niczego mu nie powiedziałam... Wie, że nie jestem z tej strony Osi? Kim on właściwie jest?
Z kłębiących się w jej głowie czarnych myśli po raz kolejny wyrwał ją Cedric. Postawił przed nią kufel piwa i miskę z jakąś nieznaną dziewczynie zupą. Sam usiadł naprzeciwko, w miejscu gdzie dopiero co siedział starzec. Odsunął swój trunek na brzeg stołu.
-Czego chciał? Wypytywał cię? Powiedziałaś mu jak masz na imię?! - nie potrafił ukryć gniewu – Nie zostawiłem cię na długo, byłem w tym samym pomieszczeniu co ty, a tutaj już problemy. - wskazał na parujący talerz – Jedz. Musisz nabrać sił.
Uczennica potrzebowała chwili na zebranie myśli. Zaczęła powoli jeść zupę. Była ohydna. Yaeko ledwie powstrzymała się od wyplucia pierwszej łyżki. Jednak kierowana jakąś dziecinną przekorą postanowiła nie pokazywać niczego po sobie. Wpatrywała się w pływające po powierzchni plamy tłuszczu. Oczy tego starca nie dawały jej spokoju. Co on mi właściwie zrobił? Gdyby nie Cedric, powiedziałabym mu o Fidzie. Jestem pewna. Co to było? Rodzaj hipnozy? Pochłonęła kolejną łyżkę pozwalając by ostry smak odpędził jej myśli o Theonie.
-Yaeko? - Cedric nie dawał za wygraną.
-Przepraszam, masz rację, sprawiam problemy.
-To wiem, powiedz mi to czego nie wiem.
Nakamura spojrzała na Panicza znad talerza. Widać było, że pierwsze zdenerwowanie minęło. Rozluźniła się trochę.
-W sumie, nie chciał niczego szczególnego. Dosiadł się tylko i pytał kim jestem. - postanowiła skierować rozmowę w bezpieczniejszą stronę – Dziwił się dlaczego twój Ród zdecydował się na nową uczennicę. Miał też coś do tego, że jestem dziewczyną.
Trafiła. Cedric zrobił głęboki wydech. Przejechał dłonią po włosach.
-To wszystko? - spytał.
Yaeko odpędziła czarne myśli o hipnozie.
-Oprócz tego, że nazwał się dumnym i głupim, to wszystko.
Takkara uśmiechnął się.
-Jakże by inaczej.
-Kim był ten człowiek?- Proszę, powiedz, że nie muszę się przejmować....
-To jeden z Maglunarenów – rodziny, która oficjalnie należy do Rodów choć praktycznie nie ma z nami nic wspólnego. Widziałaś reakcję pozostałych. Jego obecność nie odpowiadała im tak samo jak i mi.
Kończyła posiłek wpatrując się w Cedrica. Lubiła kiedy opowiadał. W gospodzie zapomniano już o małym incydencie. Nowym ośrodkiem zainteresowania stał się chłop, który potłukł szklane talerze. Drzwi raz to raz otwierały się. Goście wchodzili i wychodzili (bądź wytaczali się).
-Sam dół hierarchii Arwy. Następnym razem nawet nie zniżaj się do rozmowy z nim. Tutaj nikt tego nie zrobi.
Witaj,panie”... pięknie.
-To pomyleni ludzie. - kontynuował – Nie mają żadnych talentów. Wymyślili sobie, że mogą wpływać na księżyc. Wyobrażasz sobie? - prychnął – Wmówili urzędnikom, że to dzięki nim księżyc nadal pojawia się na niebie i świeci. Bzdury. Nie mogliśmy uwierzyć, że to zatwierdzono. No i ten ich symbol. Księżyc w nowiu i połowa gwiazdy. Co to w ogóle jest? Dziwią się, że nikt ich nie szanuje. A jak my Rody, mamy zaakceptować taką pomyłkę? To zniewaga!
-Nie próbowaliście rozmawiać z tymi, którzy nadali im tytuł? Może faktycznie się pomylili?
-Ech, starsi specjalnie jechali do Dax. I to nie raz! - namyślił się i sięgnął po samotny kufel – Nic nie wskórali. Urzędy tłumaczą się tam jakimś traktatem. W każdym razie wychodzi na to, że mają na dokumencie podpis samego migite. Jesteśmy bezradni. Możemy jedynie pokazać im, co o nich myślimy....
-Migite to jakiś wyższy urzędnik?
Cedric upił kolejny łyk.
-Proszę cię... - widać, że rzecz z „migite” była bardziej skomplikowana.
Yaeko poszła za przykładem towarzysza i podniosła swój napój do ust. Był kwaśny. To nie było piwo.
-Co to jest? - wykrztusiła.
-Thobol. - pociągnął większy haust – Mocny konkurent piwa w tych stronach. Większość goszczących tutaj prosi właśnie o niego. - wzruszył ramionami – taki lokalny zwyczaj. Thobol wytwarza się ze sfermentowanych owoców pono. No i jeszcze z paru rzeczy. W każdym razie nie lekceważ go. Tutaj trzeba mieć głowę mocniejszą niż przy tych piwnych specjałach zachodu.
Pamiętając jak podziałało na nią piwo pierwszego dnia pobytu w Mol'am następny łyk, który zrobiła był naprawdę bardzo mały. To nie tak, że thobol jej smakował. Po prostu skutecznie zabijał smak zjedzonej zupy. To wystarczyło. (Yaeko postanowiła nie pytać czym było tajemnicze, podłużne coś pływające w jej talerzu)
-A to nie tak, że każdy ze zdolnością gradacyjną może należeć do Rodów? - spytała.
-Chłop pozostanie chłopem. Jedyne co może zrobić to przejść Rekrutację i stać się urzędnikiem. Służą królowej. To powinno im wystarczyć! A potem dzieją się takie rzeczy. Nadawanie tytułów rolnikom. - Twarz Cedrica przesłoniło dno kufla.
Yaeko rozejrzała się po gospodzie. Jeden z gości zaczął pochłaniać zawartość wielkiej, parującej miski. Mam nadzieję, że to nie to samo.. Przełknęła ślinę.
-Ale porozmawiajmy o tym co nas czeka. Chcesz dokładki? - podążył za spojrzeniem dziewczyny.
-Nie, dziękuję. - odparła szybko. A jednak....
-Tak myślałem. - zaśmiał się – Wyruszymy jutro, o świcie. Im mniej ludzi zobaczy nas razem w tym mieście, tym lepiej.
-Dlatego przyprowadziłeś mnie do pijalni?
-Trochę alkoholu i już z tobą weselej. - Cedric szczerzył się od uch do ucha – Wiesz ludzie, których widzisz tutaj nie są problemem. Będą nim ci, którzy teraz śpią. Dlatego jeśli znikniemy o świcie będzie duża szansa, że będą spali nadal. - upił ostatni łyk – Dobre. - rzucił w powietrze.
-A wasze zniknięcie nie wzbudzi podejrzeń? To nie dziwne, że dom będzie pusty?
-Jeśli już to moje zniknięcie. Mia zostaje w Mol'am.
-Zostaje?! - Yaeko nieświadomie uniosła głos. Kilku rumianych mężczyzn ze stołu obok pomachało do niej swoimi kuflami. Była przekonana, że wyruszą we trójkę. Z nich wszystkich to kai wydawała się wiedzieć najwięcej.
-Dlatego chodzi taka naburmuszona. - westchnął – Wiem, że wyobrażała to sobie inaczej. Ja też na początku widziałem ją w tej wyprawie, ale mówiąc szczerze... nie do końca jej ufam. - widząc pytający wzrok Yaeko ciągnął dalej – To prawda, jest kai rodziny. Lecz to wszystko do czasu kiedy nie pojawi się ojciec. To za jego sprawą jest w naszym domu i nie mogę wyzbyć się wrażenia, że to jego słuchałaby najchętniej. Jeśli spotkalibyśmy go w Dax nie wiadomo po czyjej stronie by stanęła. A my musimy oboje przejść tą Rekrutację, więc lepiej ją zostawić.
-Nie wiem czy rozumiem...
-Ale tak będzie. - stwierdził Panicz – Dzięki temu moja nieobecność dłużej pozostanie niewykryta. Pokaże swoją lojalność tutaj. Będzie zwodzić wścibskich mieszkańców. Nie da im powodów by myśleli, że mnie nie ma.
-A więc jednak jej ufasz? - zapytała lekko zdezorientowana.
-Na odległość.
Yaeko przytaknęła. Jeśli już postanowił, to dalsza rozmowa raczej nic nie wskóra....
-Naszym pierwszym celem będzie miasto Korra. Leży jakiś tydzień drogi stąd. Na początek w sam raz. Łączą nas stosunki handlowe. Przez całą drogę biegnie szlak. Dodatkowo kilkaset jardów na wschód zaczynają się lasy. Będzie którędy iść w razie, gdyby ludzie za bardzo nam się przyglądali. Choć nie powinni. Członek rodu Takkara może podróżować gdzie chce i kiedy chce. - Brzmiał jakby przekonywał sam siebie.
-A nie możemy ubrać jakiś neutralnych szat? Może wtedy nie będziemy rzucać się w oczy...
-Nie. - przerwał szybko – z dwóch powodów. Po pierwsze chłopi nie mogą podróżować po szlaku bez nadzorcy. Wzięto by nas za wygnańców. Skończyłoby się to naszą śmiercią.
-A drugi powód? - przeczuwała, że wie już o co chodzi.
-Członek urodzony w Rodzie nie wstydzi się swojego pochodzenia. - odparł obrażony.
Tuż i cały powód....
-Kiedy dotrzemy do zalesionej drogi będziemy mogli zacząć przypominać sobie podstawy walki. Mamy trzy miesiące żeby się poprawić. Korra będzie doskonałym miejscem żebyś obyła się z tutejszymi zwyczajami. To duże miasto, dużo większe od Mol'am. Jego podstawą jest handel. Mnóstwo pospólstwa z najprzeróżniejszych zakątków tej strony Osi. Nawet jeśli zrobisz coś nie na miejscu nikt nie zwróci uwagi. Nie będziesz już piła?
Yaeko spojrzała na swój kufel. Doszła prawie do połowy, ale czuła że to zdecydowanie za dużo jak dla dziewczyny. W końcu czemu nie ma tu kobiet?
-Nie.
-Nie chce się wierzyć, że kiedyś byłaś w jakieś armii. Z taką głową? - znów się śmiał. Miał zaczerwienione policzki. Upiłeś się. Jednym kuflem... Cedric sam nie miał mocnej głowy.
-Wiesz – kontynuował – wybrałem to miasto też z innego powodu. Co roku z Korry do Dax przybywa największa liczba rekrutantów. Jeśli nam się uda to może resztę podróży odbędziemy w większym towarzystwie.
-Chcesz podróżować z chłopami? - Yaeko stwierdziła, że Panicz zdecydowanie nie ma mocnej głowy.
-Jak się da, to znajdziemy normalniejszą kompanię, a jak nie. Przeżyję i gawiedź.
-Czemu nie możemy dotrzeć do Dax sami?
-Ojciec. - Takkara odparł tonem, który świadczył, że to słowo wyjaśnia wszystko. - Miło tutaj. Co powiesz na dolewkę thobol'a? A może piwo?
Zmierzyła wzrokiem najpierw Cedrica, a potem radosną gospodę. Jakiś chłop już od paru ładnych minut raczył swoich towarzyszy samodzielnie napisaną piosenką (przynajmniej tego domyślała się Yaeko słuchają słów „utworu”). Pracownik zasnął z głową na swojej skrzyni. Większość gości w ozdobnych szatach już wyszła. Nie podobała jej się wizja Śpiewającego Panicza.
-Może lepiej wyjdźmy. Napiłam się już zbyt dużo. Chcę się przejść. - wstała od stołu nie czekając na niego.

-Nie powinnaś wstawać pierwsza. Jesteś uczennicą. Ale cóż, tutaj i tak nikt nie zwraca już na nic uwagi. - spojrzał tęsknie na swój kufel – Niech ci będzie pokażę ci jeszcze okolicę.

sobota, 11 października 2014

Rozdział V

5 komentarzy:
Powiedziałeś, że stanę się zaprzeczeniem samej siebie.
Słuchałam tych słów, ciesząc się naszą bliskością.
Nauczyłam się chwytać twoją dłoń,
lecz nigdy nie dogoniłam żadnej z twoich myśli.

Spodziewała się rozbłysku powietrza, ucisku żołądka, mrowienia.. Czegokolwiek. Nie poczuła nic. Po prostu. W chwili kiedy wsuwka została (dość niezdarnie) włożona w jej włosy wystarczyło mrugnięcie, aby WŁAŚCIWA Yaeko zniknęła. Zamiast niej w lustro patrzyła brązowooka dziewczyna. Zszokowana podniosła lewą rękę – odbicie zrobiło to samo. To była ona, nie miała żadnych wątpliwości. Jednak różnice były więcej niż „widoczne”. Jedyne co się nie zmieniło to wzrost, prawdopodobnie waga (krągłości gdzie były, tam zostały), sylwetka. Reszta należała do kogoś innego. Najbardziej rażące – obok brązowych oczu – były włosy. Rude. Ciemny odcień miedzi okalał teraz twarz Yaeko. Co dziwne, bardzo do niej pasował. Oczy zgubiły skośny kształt, kości policzkowe cofnęły się, upodabniając dziewczynę do urody jaką reprezentowała Mia. Uszy również zmalały i zaokrągliły się przy końcach. Skóra stała się ciemniejsza, bardziej opalona. Yaeko wciągnęła powietrze. Mrugała i raz po raz spoglądała na siebie. Było to dziwne uczucie. Osoba, która przed nią teraz stała z całą pewnością nie była tą, którą widziała w wizji. Była nie do poznania. Szaty, wygląd – Takkara obmyślił plan doskonały. Poczuła ukłucie żalu. Teraz na pewno nikt mnie już nie rozpozna. Stała i patrzyła. Nie była w stanie zdobyć się na nic więcej. Była na granicy.
Po chwili odezwał się Cedric.
-To nie wszystko. Powiedz coś.
Przełknęła ślinę.
-Ale, ja nie wiem... - urwała. Głos! Był inny. Dziewczęcy, ale inny. Niższy, bardziej chropowaty. Inny. Nie należał do niej, a jednocześnie wydobywał się z jej gardła. - Co... - nie mogła dokończyć. Nie mogła się słuchać. W tym momencie, nie mogła nawet na siebie patrzeć. Dodatkowa zmiana przebrała miarę chowanego dotychczas strachu i zdezorientowania. Yaeko w ciągu sekundy odpuściła postanowienie udowadniania Wojownikowi czegokolwiek. Miała dość. Nie wiedziała kim jest naprawdę. Nie wiedziała kim jest postać odbijająca się w tafli lustra. Myliła się. Teraz właśnie była dziewczyną z wizji. Była sobą. Naraz skuliła się i objęła dłońmi głowę. Zapomniała o ranie na szyi. Najwidoczniej pod bandażami, pomimo zmienionego wyglądu, wciąż sączyła się ropa. Poczuła rwący ból. Miała dość. Wszystkiego było za dużo. Nie odchodziło ją co pomyśli Mia. Zaczęła płakać.

* * *

Fathor obudził się. Spod przymrożonych powiek spojrzał za okno. Aplazma wznosiła się wysoko na nieboskłonie. Już południe. Skrzywił się kiedy jego uszu doszedł kolejny brzdęk naczyń. Poprzedni prawdopodobnie go obudził. Rozejrzał się po pokoju. Ani śladu jego towarzyszki. Był sam. Zapewne z samego rana pobiegła pomagać. Westchnął. Nie usiedzi na miejscu. Następny, jeszcze głośniejszy, brzdęk i krzyki podpowiedziały mu, że dziś nie zazna już snu. Mruknąwszy z niezadowolenia wstał z łóżka. Przekornie nie patrząc w okno i jasne promienie światła rozejrzał się powoli po bardziej zaciemnionej części pomieszczenia. Znów westchnął. Pokoik był mały i skromny. Całą powierzchnię zajmowały dwa pojedyncze łóżka, stolik, (jedno!) krzesło i kredens. Kiedy byli tutaj wspólnie z Eleein ledwie mogli przecisnąć się obok siebie. Na skrawku pustego, niezastawionego meblami miejsca, ich gospodyni – pani Hostbeer – położyła pstrokaty (nie pasujący do niczego) dywanik. Siedlisko wszelkiego możliwego domowego robactwa i kurzu. Pamiętał, że kiedy tylko się wprowadzili postanowili samowolnie usunąć ten grat z pokoju. Skutek był mizerny i raczej niezapomniany. Wystarczyło powiedzieć, że „grat” wciąż leżał na środku pokoju (w tajemniczy sposób nagle nie dając odkleić się niczym od podłogi – pani Hostbeer na ten temat milczała), a ich relacje z właścicielką uległy kilkumiesięcznemu pogorszeniu. Obecnie o incydencie nikt wydawał się już nie pamiętać – oczywiście nikt, prócz przyspawanego do drewnianych desek „grata”. Również robale zrobiły się od tamtego czasu jakoś bardziej złośliwe i im również to nie przechodziło. Co było irytujące, bo od feralnego występku minęło już dziesięć lat. Eleein stwierdziła potem, że „małe pancerzyki są obrażalskie bardziej niż Motoshige”. Fathor musiał przyznać jej rację.
Pociągnął za jedną z górnych szuflad komody by znaleźć coś do ubrania. Zacisnął usta w cienką linię. Wyjął szare, lniane spodnie i koszulę z długim rękawem w tym samym kolorze. Mechanicznie naciągnął na siebie jedno i drugie. Następnie przyszła kolei na czarny fartuch z logiem gospody „Pod rozbitą beczką”. Spojrzał tęsknie na ozdobne, niebieskie szaty – starannie złożone i zapomniane, leżące po przeciwnej stronie szuflady. Dobrze pamiętał dzień, w którym nosił je po raz ostatni. Dobrze wiedział, że dzień, w którym nałoży je ponownie już nigdy nie nastąpi. Westchnął. O zbroi już nawet nie myślę... Została tam, w DOMU, czekająca na jego powrót. W jednym kawałku, albo przetopiona... Kolejny trzask, przekleństwa. Fathor pokręcił głową wyrywając się z zamyślenia. Wyglądało na to, że pod jego stopami odbywała się regularna bitwa. Czas wziąć się do pracy – pomyślał z goryczą.
Kiedy wyszedł na korytarz musiał natychmiast uchylić się przed rozpędzoną kelnerką. (Refleks zdobyty w walce przydaje się i w takich momentach.) Alena – jak zwykle pechowa i niezdarna -omal na niego nie wpadła. Unik był tym bardziej szczęśliwy, że dziewczyna zapomniała zostawić w kuchni nóż do chleba i potrącona, bezwiednie dźgnęła nim w powietrze.
-Ostrożnie. - Lekko złapał jej prawą dłoń i unieruchomił. - Jeszcze pokaleczysz któregoś z gości.
Doskonale wiedział dlaczego młoda kelnerka w takim pośpiechu biegła na górę. Hostbeer nie lubiła kiedy jej pracownicy spali, a ona musiała stać przy barze. Posłała więc swoją „popychajkę” żeby obudziła lenia. (Fathor nie był leniem, a przynajmniej kiedy wiedział że jego działanie ma na celu coś więcej niż zaspokojenie spragnionej gawiedzi.)
Dziewczyna patrzyła wszędzie tylko nie na twarz Fathora. Już dawno odkrył w niej strach przed jego rasą i przez te wszystkie lata – mimo uprzejmości – nie udało mu się go z niej wyplenić. Alena była chuda, wysoka, ale wiecznie zgarbiona. Zupełnie jakby w połowie jej pleców ktoś położył ogromny ciężar. Przypuszczał, że do jej braku pewności siebie i spolegliwego charakteru (co było punktowanymi cechami u tutejszej gospodyni) przyczyniła się w dużej mierze osobliwa wada wymowy – jąkanie. Alena miała głównie problemy z wyrazami zaczynającymi się na samogłoski. Nie wiedział kim byli jej rodzice, ale nadając jej takie imię, nie ułatwili jej życia.
Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę.
-P-p-pani Hostbeer prosi na dóóół. - powiedziała piskliwie.
-Właśnie miałem schodzić. - po tylu latach przyzwyczaił się już do jej sposobu mówienia (ona najwidoczniej nigdy się nie przyzwyczai – pomyślał ze smutkiem). - Czemu zawdzięczamy tak wielu gości o tej porze?
Wyraz twarzy kelnerki sugerował, że żądanie od niej dodatkowych informacji jest czystą złośliwością ze strony drugiego rozmówcy.
-Je-e-est targ, za-a-a-pomniał pan? - zapiszczała – Do rekrutacji co-o-oraz bliżej. Więcej po-o odróżujących. - Uciekła na dół nim zdecydował się zadać kolejne pytanie. Pan – pomyślał Fathor – mówi tak do mnie, mimo że w tym miejscu zajmujemy równe stanowiska...
Nie chcąc przysporzyć dziewczynie kłopotów zszedł na dół bez dalszego ociągania.
W gospodzie szalał huragan. Większość stołów była zajmowana przez wymieniających plotki i historie gości (głównie płci męskiej). Biła różnorodność strojów i kolorów. Fathor zmrużył oczy. Miał bardzo dobry wzrok. Przez lata wykorzystywał go jako zwiadowca czy wartownik wyłapując w otoczeniu nawet najmniejsze zmiany. Tutaj jego dar, był jego wrogiem. Jego mózg cały czas wyłapywał ruchy gości, szukał zagrożenia i obmyślał plany reakcji na „atak”. Ponieważ nie mógł się wyzbyć tego nawyku, i po prawdzie nie chciał, pozwalał sobie na fantazjowanie jakby to było gdyby w tym tłumie miał kogoś chronić lub znaleźć. Kogoś ważnego. KRÓLA. Szybko odepchnął odżywające wspomnienia. Nie teraz. Lawirując między stołami i wymachującymi kuflami i mięsem ludźmi podszedł do baru. Za ladą w szalonym tańcu gości obsługiwały dwie osoby. Jedną z nich był zwalisty mężczyzna o masywnych, szerokich ramionach -Tu'mak. Jego ręce nieprzerwanie podnosiły kolejne kufle, napełniały je czerpiąc z ogromnych beczek i z trzaskiem opuszczały na blat, skąd zabierały je Alena lub Eleein. Drugą z obsługujących była sama pani Hostbeer. Najniższa i najbardziej krępa z całej załogi „Pod rozbitą beczką”. Jej nieodłącznymi atrybutami były spódnice i chustka przewiązana na głowie (Fathor pamiętał, że na początku był przekonany, że jego gospodyni do przygotowania swojej garderoby zużywa niepotrzebne dywany – o wiele za dużo tej pstrokacizny). Hostbeer dojrzała go natychmiast.
-Fathor! - jej donośny głos przebił się klinem przez gwar panujący w gospodzie – Nareszcie jesteś!
Wiedział co ma robić. Nie odezwał się ani słowem.
-Bierz drewno! Kominek nam gaśnie! - krzyknęła – I, na święte Kuramonam, pilnuj tej hołoty! Już mi się tutaj z samego rana dwóch pobiło!
-Tak jest. - Skierował się w stronę zaplecza, gdzie czekał pocięty opał. Zawsze odpowiadał „tak jest”. Taką już miał naturę. Eleein początkowo bardzo się to nie podobało. „Traktujesz tą kobietę jak naszych dawnych panów. Tak nie powinno być.” - mówiła. On jednak wiedział, że „tak jest” innemu „tak jest” nierówne. Poza tym mu nie pasowało bardziej określenie „dawnych”. On wciąż miał swoją królewską rodzinę. Wiedział komu jest wierny. To, że zabrakło TEJ dwójki nie oznacza, że w przyszłości tronu nie obejmie dalszy członek rodu (Mimo, że na razie nic o nim nie słyszał).
Nadzieja Fathor, nadzieja... -pomyślał. Kiedy ogień znów zapłonął pełną siłą, udał się na swoje stałe miejsce – ścianę po lewej stronie baru, między wejściowymi drzwiami a stołem, który „zwykle sprawiał problemy”. Oparł się o chłodny kamień. Gości było o wiele więcej niż zwykle. Wszystko za sprawą nadchodzących wydarzeń w Dax, które dla wielu chłopów były przepustką do godniejszego bytu. I zwykle nieosiągalną. Do gospody, stojącej na głównym szlaku do Dax od wschodu, wlewali się podróżujący rekrutanci, ich rodziny, znajomi, handlarze (którzy instynktownie wyczuwali okazję do zwiększonej sprzedaży) oraz (standardowo) tłum spontanicznych gapiów - gotowy zagrzewać do odważnych czynów każdego rekrutanta, który okaże wahanie (oczywiście z daleka). Robią sobie trzymiesięczny festyn, a nie powinni. Ci ludzie idą tam z marzeniami, z których większość zostanie pogrzebana. To ważny moment w ich życiu. Winno być w nim więcej powagi, nie śmiechu. Jego oczy i doświadczenie już w tym momencie ich wędrówki potrafiły przewidzieć, które z marzeń się spełni, a które spłonie. Był - bez wątpienia - najsilniejszą istotą w tym pomieszczeniu. I najlepiej ukrywającą swoje zdolności. Połowa z pijąych piwo śmiałków ledwie radziła sobie z utrzymaniem bariery. Cały czas o niej myślą. Słyszał to. Druga połowa była mocno przeciętna. Wyczuwał też „pewnych” rekrutantów, lecz jak na tak duży tłum było ich kilku. Nie dzielił się jednak z nikim swoją wiedzą. Nie miał prawa ingerować w los innych bez rozkazu. Nawet w los chłopstwa. Poza tym zawsze istniały takie czynniki jak przypadek i szczęście, których w ciągu swojego życia nauczył się nie lekceważyć. Omiótł wzrokiem salę poszukując potencjalnych napięć – jak narazie było dosyć „spokojnie”. Uwagę Fathora przykuła jego towarzyszka podająca kufle klientom po przeciwległej stronie. Nie tak powinno wyglądać ich życie. Na oknie, na wysokości jej ramienia, usiadła płuczka. Mały, okrągły ptak. Miała długi, wąski, ostro zakończony dziób, który kojarzył się Komeranowi z nadzwyczaj uciążliwym i mocnym sztyletem. Zwierzę było puszyste, o brązowo-pomarańczowym upierzeniu. Zatrzepotało swoimi skrzydełkami i spojrzało z wyrzutem na rekrutanta, który na jego widok zabrał z parapetu samotnie stojący kufel (na skutek skąpych ilości wody zwierzęta nauczyły się pozyskiwać wodę z przeróżnie przetworzonych źródeł – zagrożony był nawet alkohol). Znakami charakterystycznymi płuczka były nieproporcjonalnie duże pazury, którymi chwytał się beczek i kadzi oraz zwisające wole pod dziobem. Fathor pamiętał, że kiedyś uczył się o zastosowaniu tego zgrubienia. Zawierało ono specjalne gruczoły produkujące enzymy lityczne, które, dzięki unieczynniającym właściwościom, uodparniały te zwierzęta na nieprzyjemne skutki wysysania procentów. Pewno wielu naszym gościom spodobałoby się takie wole. - pomyślał sarkastycznie. Nagle przy stole obok wybuchła wrzawa. Jeden z gości (z pomocą drugiego) znalazł się na podłodze wraz ze swoim napojem. Fathor westchnął. Czas zająć się teraźniejszością.

* * *

Yaeko trzymała w dłoniach kremową chustkę z roślinnymi motywami raz po raz zgniatając ją bezlitośnie. Pociągnęła nosem. Miała dość tego dnia. Potrzebowała snu i spokoju żeby odegnać od siebie kotłujące się w jej głowie emocje. Wiedziała jednak, że w najbliższym czasie nie ma na co liczyć. Siedziała na krześle w kuchni wpatrując się intensywnie we własne kciuki. Bolała ją szyja. Oczy piekły. Było jej wstyd. Cudownie... Jeśli którekolwiek z tej dwójki pokładało w niej jakieś nadzieje to chyba kilkanaście minut temu wszystkie je rozwiała. Najszybciej na niespodziewany wybuch zareagowała Mia. Pojawiła się za dziewczyną, na siłę podźwignęła za ramiona i zaciągnęła do kuchni. Yaeko nawet się nie opierała. Po co? Dała się usadzić we wskazanym miejscu jak lalka. Tak się czuła. Pusta. Pozbawiona wspomnień. Mająca być kimś i robić coś czego wymagają od mniej otaczający ją ludzie. Ona miała tylko słuchać. W ciszy. Kai nie odezwła się ani słowem. Odeszła w przeciwległy kąt pomieszczenia i oparła się z założonymi rękami o blat. Czuła, że ją obserwuje, ale to nie miało teraz znaczenia. Głośno wciągała powietrze. Nawet nie próbowała się uspokoić. Łzy spływały po jej policzkach pozostawiając po sobie ciepłe, lepkie smugi. Z nosa kapała jej woda. Czuła się żałośnie i pewnie tak też wyglądała. Czuła pustkę, która otaczała ją – coraz szczelniej, ciaśniej. Po co w ogóle ją wybudzono? Po co prosiła Wojownika o ratunek? Dlaczego jej wysłuchał? Nagła myśl o mężczyźnie wywołała jeszcze głośniejszy napad płaczu. Mia patrzyła. Czy ją to obchodziło? W tamtej chwili – ani trochę. Ramiona podnosiły się i opadały wywołując ból pod opatrunkiem. Yaeko nie wiedziała co ma robić. Chciała przydać się Cedricowi, albo przynajmniej to próbowała sobie wmówić przez ostatnie godziny. Bo jeśli nie pójdę za nim … Jeśli nie spróbuję być tym, kim myśli, że jestem... to kim będę? Co zrobię? Dokąd pójdę? Myśli, które odpychała od niej jej podświadomość uderzyły ją z pełną siłą. Nie odganiała ich. Pozwoliła im krzyczeć w jej umyśle. Czuła się... nijak. Była zdezorientowana. Chciała wiedzieć kim jest, przypomnieć sobie więcej o swojej przeszłości. Lecz wspomnienia nie przychodziły. Gruźlce. Pole. Wiatr. Wojownik. Fragmenty, które nie pasowały do siebie. Nie miały sensu. To wszystko co miała. Nagle w jej głowie zjawiła się myśl ostateczna – czy TO wszystko było prawdziwe, czy wizje, które miała były odzwierciedleniem tego co przeżyła? A może jest chora? Może endodron trwale uszkodził jej umysł? Może faktycznie jestem tylko obiektem? Pozostałością po kimś, kto żył dwanaście lat temu... Kolejne spazmy płaczu wypełniły pomieszczenie. Do kuchni wszedł Cedric. Zatrzymał się niepewnie w drzwiach.
-Yaeko... - zaczął.
-Zostaw ją. - syknęła kai – Daj mocy działać samej. Ona wie, nawet jeśli ta dziewczyna nie wie niczego.
Panicz zamilkł. Podszedł do niej powoli. Nie otworzyła oczu. Nie chciała na niego patrzeć. Nie chciała widzieć zawodu. Współczucia. Niczego. Chciała być sama i z nim jednocześnie. Nie była pewna. Poczuła na kolanach lekki ucisk. Cedric tymczasem odszedł do Mii. Słyszała, że rozmawiają szeptem, ale nie potrafiła rozróżnić poszczególnych słów. Uchyliła odrobinę powieki. Chustka. Jasny materiał leżał posłusznie na jej kolanach. Porwała go i przyłożyła do twarzy. Natychmiast stał się całkowicie mokry. Wytarła nos. Przydałaby się jeszcze jedna... - pomyślała. Coś w tej żenującej czynności uspokoiło ją. Głośno wciągnęła powietrze. Oddech jej się łamał, ale łzy przestały płynąć. Jej problem nie rozwiązał się. Jej sytuacja wciąż była taka sama, ale nie miała już siły. Yaeko czuła się słaba. Słaba i pusta. Zaczęła obracać chustkę w dłoniach. Rozmowa w kącie pomieszczenia ucichła. Co mam robić? Co mam robić? - powtarzała w myślach. Jednak tym razem te pytania nie wywoływały już żadnych emocji. Po prostu padały, odbijały się w jej głowie i cichły. Nie przychodziła żadna odpowiedź. Nie zjawiało się też żadne inne pytanie. Yaeko patrzyła na swoje dłonie. Była sama. Sama pośrodku wielkiego, kolorowego świata.. Wydawało jej się, że jego kolory przechodząc przez nią - blakną. Stają się ciche, martwe. Tak samo jak ona. Jej oddech uspokoił się. Był teraz powolny, dopasowany do przepływającego czasu. Co mam robić? Zupełnie tak, jakby jej umysł przestał pracować. Nie czuła. Wiedziała, że jeszcze chwilę temu była zrozpaczona. Teraz, nie pamiętała tego uczucia. Nie czuła też z tego powodu niepokoju. Skąd ma wiedzieć czy to normalne czy nie? Skąd ma wiedzieć co jest „tak jak powinno być” ? Może to właśnie znaczy być żyjącym człowiekiem – nie odczuwać niczego? A może... W jej myślach pojawiła się inna, nowa. Na początku cicha, ukrywająca się za pozostałymi. Yaeko czuła jak jej echo staje się coraz głośniejsze. Umysł wydawał się przed nią bronić. Chciał ją zagłuszyć i schować pomiędzy „niedorzecznym” a „niemożliwym”. Nie powinnaś TAK myśleć. - odezwał się cichy głosik. Ale dlaczego nie? - pomyślała dziewczyna. - Skoro nie wiem co robić, nie wiem kim jestem, dlaczego mam cokolwiek odrzucać? Skąd mam wiedzieć czy myślałam tak kiedyś czy nie? I... Po jej ciele przebiegł dreszcz. Czy to właściwie ma jakieś znaczenie? Ja, która żyła kiedyś? Czy muszę powielać swoje działania z przeszłości? Czy przeszłość jest mi do czegoś potrzebna? Skupiła się na zagłuszanej myśli. Chciała wiedzieć. Poznać ją i w nią uwierzyć. Nagle poczuła, że to właściwe. Poczuła, że myśl, którą chowała tak głęboko była tak oczywista i prawdziwa. Była nią. Nadawała sens życiu, jednocześnie całkiem je przeistaczając. Nie... Dlaczego nie? Yaeko pomyślała. Poczuła. W jednej chwili świat dookoła niej zmienił się, pozostając takim samym. Nieopisane ciepło wypełniło jej płuca, przeniknęło przez serce i umysł. Znała to uczucie. Kiedyś już je czuła. Było obecne w każdej tkance, w każdej komórce. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Poczuła się sobą, Tak po prostu. W dalszym ciągu wspomnienia nie przychodziły, ale Yaeko już się tym tak nie martwiła. Skupiając się czuła w swoim wnętrzu energię. Uświadomiła sobie, że to właśnie jej brak powodował wrażenie tak ogromnej pustki. W tej chwili Nakamura Yaeko odżyła. Czuła jak oddycha. Czuła się żywa. Szczęśliwa. Ciepło wyzwoliło w niej większą pewność siebie. Jakby szeptało „jestem tu, już jestem. Będę cię chronić – zawsze.” Otworzyła gwałtownie oczy. Przez jedną sekundę mogłaby przysiąc, że słyszy prawdziwy głos. Głos, który z niewiadomych przyczyn znów napełnił jej oczy łzami. Do kogo należał? Do kobiety, mężczyzny, a może była to tylko jej wyobraźnia? Nie wiedziała. Tym razem jednak nie chciała płakać. Po co miałaby to robić? Podniecona, skupiła się na nowo odkrytej zdolności. Czuła jak ją wypełnia. Kotłowała się w niej i burzyła. Było jej tak dużo, że zaczęła „wyciekać” poza ciało dziewczyny. Zupełnie tak jakby ktoś odkręcił zbyt długo zakręcony zawór. Yaeko jednak cały czas była jej świadoma. Czuła jak ją otacza, jak wibruje w powietrzu. Miała szaro-srebrny kolor – widziała go. Unosił się wokół niej. Był piękny. Nie mogła uwierzyć, że to ona jest jego źródłem. Był zbyt idealny. Energia otaczała ją ze wszystkich stron, jednocześnie nie przesłaniając widoku na kuchnię. Nie wiedziała skąd, ale miała pewność, że widzi ją tylko ona. Buzującą w jej wnętrzu i dookoła niej. Nic się nie zmieniło. Wciąż siedziała na krześle. Wciąż ściskała chusteczkę. Ale jej umysł był świadomy też JEJ mocy, wyczuwał ją i chciał ją kontrolować. Widział to co materialne i niematerialne jednocześnie. I tak powinno być.- pomyślała nagle. Spojrzała na Cedrica i Mię. Dalej stali w tym samym miejscu. Takkara przybrał pokrzepiająca minę „nic się nie stało”. Twarz kai niczego nie wyrażała. Zobaczyła też coś, co do tej pory jej umykało. Ich również otaczała energia. Nie widziała jej koloru, jednak zdawała sobie sprawę z jej obecności. Miała kulisty kształt i otaczała każdą z postaci. Tarcza. - pomyślała Yaeko – A więc o to chodzi. Każą przybrać swojej mocy określoną postać i pilnują, aby nie wydostawała się poza wyznaczoną granicę. Wszystko zaczęło się układać. Mia mówiła, że monitorowali jej energię kiedy była zamknięta w endodronie. A więc przez cały czas w niej była, to ona straciła zdolność wyczuwania jej – prawdopodobnie na skutek zamknięcia. Przypomniała sobie fragment ostatniej rozmowy dotyczący złączenia mocy. Jej własna cały czas ją otaczała. Teraz widziała jak dużą powierzchnię pomieszczenia wypełnia i jak prześlizguje się obok tarczy Cedrica, omijając ją. Gdyby wyszła w takim stanie na zewnątrz... Nie chciała nawet o tym myśleć. Poczuła wdzięczność. Znowu. Pomagali jej i mówili prawdę, chociaż mogli wpoić jej cokolwiek. Dzięki nim była bezpieczna. Naraz zauważyła też coś innego. Mimo, że tarcze panicza i jego kai były takiej samej wielkości, wyczuwała pomiędzy nimi różnice. Jej podświadomość i uśpiona intuicja zaczęły działać. Teraz wiedziała. Cedric był najsłabszy z całej trójki. Nie wiedziała ile mocy kryje się w nim dokładnie, ale potrafiła oszacować. Miał jej najmniej. Ona natomiast – miała jej najwięcej. Uśmiechnęła się szeroko do Cedrica. Po trochę dlatego, że rozbawiło ją najnowsze odkrycie. Po trochę dlatego, że wreszcie „rozumiała”. Takkara był wyraźnie zbity z tropu. Nie domyślał się czym spowodowana jest na nagła (kolejna) zmiana nastroju Erathianki.
-Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie – Nie musisz się przejmować, może faktycznie to wszystko, tak naraz... W końcu mamy jeszcze trzy miesiące...
Pewna siebie – tak właśnie się czuła. Jeśli oni potrafią to ona tym bardziej. W końcu walczyłam na wojnie i nie byłam byle kim... Uderzyła ją nagła oczywistość tych myśli. Jak mogła wątpić? Niemal z radością (Yaeko zapomniała już jak cudowne to uczucie) przyjrzała się tarczą i postanowiła wytworzyć identyczną. Ot tak. Przecież to musi być łatwe. Zaczęła cofać swoją energię. Zdawała sobie sprawę z każdej, najmniejszej cząsteczki srebrnej poświaty unoszącej się w powietrzu. Ze zdumiewającą lekkością pochwyciła ją całą i skumulowała na wzór ochrony wznoszonej przez Panicza – dość blisko przy ciele. Przez chwilę zawahała się, nie pamiętała jak zachowa się tak skumulowana. Okazało się, że niepotrzebnie. Ciepło bez komplikacji ograniczyło się wyłącznie do wyznaczonej sfery. To, które przedtem chaotycznie wypełniało pomieszczenie wniknęło w głąb niej i przestało być wyczuwalne. Yaeko jednak „wiedziała”, że może przywołać je z powrotem kiedy tylko będzie chciała. Podobało się jej to. To, że WIE. Wznoszenie tarczy uznała za zakończone. Wstała. Wiedziała, że jej gospodarze już wyczuli powód zmiany jej nastroju. W końcu wokół niej wznosił się teraz idealnie kolisty kształt. Zignorowała otwarte ze zdziwienia usta Cedrica i szybciej falującą energię wypływającą z Mii. Pomimo nowo nabytego optymizmu wiąż czuła się zmęczona. Pomoże Cedricowi, ale najpierw musi wypocząć. Do głowy wpadł jej ciekawy pomysł, który sprawnie wykonany da jej parę godzin niezakłóconego snu. To, że nadal nie pamiętam zbyt wiele ze swojej przeszłości... i tak się dowiedzą. - w myślach klasnęła w dłonie z uciechy – ale niekoniecznie teraz.
-Rozpoczęcie naszej podróży jutro jest dobrym pomysłem. Trzymajmy się go. - zakomenderowała pewnie. Przerażona mina Takkary tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że jest nie najgorszą aktorką. -Szczegóły podróży domówimy jeszcze dziś wieczorem, ale najpierw... - w jej pamięci rozbłysło mgliste wspomnienie. Zobaczyła sylwetkę postaci. Stała bokiem do niej. Nagle machnęła ręką, a linię, w której poruszała się jej dłoń naznaczyła, wyraźnie widoczna, żółta poświata. Yaeko wiedziała dlaczego ten obraz pojawił się właśnie teraz. Wykorzysta go. Uniosła własną dłoń niby od niechcenia, po czym opuściła ją zamaszyście w dół. Jednocześnie skupiła swoją moc w dłoni i wyobraziła sobie podobną linię. Efekt zaskoczył ją samą. W miejscu cięcia powietrza pojawiła się materialna i wyraźna szaro-srebrna smuga. W kuchni rozległ się grzmot. Temperatura podniosła się o kilka stopni. No ładnie... - pomyślała – Teraz tylko efektownie to zakończyć. Jej energia zniknęła z oczu gospodarzy. - Najpierw muszę się położyć na parę godzin. Czuję, że opuszczają mnie siły.

Wyszła z pomieszczenia i skierowała się ku schodom. Zaraz zamknie drzwi do „swojego pokoju” i wreszcie ochłonie po tych wszystkich rewelacjach. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Przypuszczała, że nie łatwo uwidocznić panikę w oczach Mii Clementis. Ona właśnie tego dokonała. Było to dziwnie satysfakcjonujące uczucie. 

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział IV (2/2)

1 komentarz:
Cedric włożył dłonie w głąb brązowej otchłani. Coś zaszeleściło. Po chwili na stole pojawił się ciemno-zielony materiał starannie złożony w kostkę. Przez jej środek, w poziomie i pionie, przebiegały jasne pasma sznurka. Spotykały się w jednym miejscu tworząc skromną kokardkę. Na materiale pojawiały się fragmenty żółtych linii – kompletny wzór był niewidoczny, zakryty zgięciami kostki. Chłopak pochwycił pytające spojrzenie Yaeko. A może przywykł już do ciągłego wyjaśniania oczywistości...
-Twoje nowe szaty. Zaczynając od jutra. - wskazał palcem na jej tunikę – Nawet nie myśl, że wyjdziesz z tego domu w czymś takim. Nasz ród należy do tych, honorowanych przez Arwę. Byłoby nie ma miejscu, gdyby zobaczono mnie z tobą.. – przeczesał włosy dłonią – To znaczy, tobą w takim stroju.
Mia westchnęła i bardziej zagłębiła się w oparcie fotela.
-Paniczu proszę. Wiesz dobrze, że do świtu musimy..
-Dopiero wczesne popołudnie. Ze wszystkim zdążymy. - Cedric lekko wydął policzki, niby obrażone dziecko.
Ciekawe czy oni zawsze są tacy nieformalni? Mia w rzeczywistości jest dużo starsza – o czym Cedric wie, pewnie. Poczuła ukłucie zazdrości. Czują się w swojej obecności bardzo swobodnie. Znają się. A kogo ja znam?
Nagle poczuła się fatalnie. Pragnęła się odwdzięczyć. Pokazać tej dwójce (szczególnie Cedricowi), że nie uratowani jej na darmo. Dzięki nim znów mogła... żyć. Z drugie strony w jej umyśle pojawiła się pewność, że poprzednie życie, które prowadziła nie było jałowe. Gdzieś tam, za Osią, wciąż mogli być przyjaciele, ojciec... Ludzie, którzy opłakiwali jej zaginięcie. Bo tacy byli, prawda? Nie, nawet jeśli był to tylko jeden człowiek, to chcę dotrzeć do niego i powiedzieć, że żyję, że wszystko jest w porządku. A jeśli stanę się kimś innym, czy mnie rozpoznają? Czy mijają na ulicy po prostu nie pójdą dalej? Nie poznają jej? Straci wszelkie szanse żeby przypomnieć sobie o tym, było. Kim była, czy faktycznie służyła w armii? Bogowie... W końcu minęło dwanaście lat, wciąż jest duże prawdopodobieństwo, że jej bliscy żyją. Czy słysząc inne imię nie odwrócą się? Czy widząc inny ubiór, status społeczny – miną bez słowa, nawet nie dopuszczając myśli, że to może być ona? Chociaż... wygląd – jeśli wierzyć Mii (Yaeko wierzyła w stu procentach) endodron zamroził wszelkie oznaki upływu czasu. Więc twarz.. Jeśli ktoś mnie znał, wciąż może mnie rozpoznać, prawda?
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Tak. Skończyłeś na tym, że na pewno zdążymy... do czegoś.
Mia jęknęła cicho coś o wszechmogących bohaterach wojny Arreńskiej.
-To od teraz słuchaj uważnie. Staram się nakreślić wszystko jak najdokładniej. Jeśli o czymś zapomnisz albo nie zrozumiesz czegoś, to wyjdzie na jaw podczas naszej podróży. A wiesz mi, ludzie nie będą tutaj dla ciebie uprzejmi – nawet jeśli będą mieli tylko domysły.- Ton głosu Cedrica był teraz daleki od wesołości. Stał się mocniejszy, poważniejszy. W kilka chwil pochylał się nad nią nie kto inny, jak Panicz Cedric – ten, który wyzwolił ją z ciszy.
-To co, mogę mówić?
Yaeko czuła, że czerwienią jej się policzki.
-Tak. - wyjąkała – Przepraszam.
-No i ładnie. Mówiłem... i mówię to teraz, znowu, że najważniejsze jest to żeby KTOKOLWIEK skojarzył się z Erathią. Jeśli tak się stanie to będzie koniec, zarówno mój, jak i twój. Z chęcią przedstawiłbym cię światu jako część mojej dalekiej rodziny, ale zapewne już wiesz, że nie mogę tego zrobić. Dla naszego bezpieczeństwa. Jako Nakamura Yaeko, od jutrzejszego świtu począwszy, zostaniesz moją uczennicą. Tłumacząc, jestem z Rodu i osiągnąłem już wystarczający poziom umiejętności, który uprawnia mnie do posiadania ucznia. – pauza – Co, zresztą nie jest jakimś naciąganym kłamstwem, bo zanosi się na to, że to JA będę musiał uczyć CIEBIE walczyć. Będzie to też wygodna historia, bo pozwoli nam traktować się w towarzystwie na równych prawach (no prawie..) Myślałem również o wariancie, w którym zostałabyś moją służącą. Jednak w wielu miejscach musielibyśmy się rozdzielać, czego z twoim stanem wiedzy wolałbym uniknąć.
W głębi ducha odetchnęła z ulgą. Wolała być uczennicą niż służącą. No, tak jej się wydawało. Ale widać w tych kwestiach nie mam prawa do żadnych decyzji...
- Historia wygląda tak, że natknąłem się na ciebie przypadkiem w jednej ze wsi niedaleko Mol'am i dostrzegłem twój – pauza – talent. To z kolei poskutkowało naszą wspólna podróżą oraz możliwością noszenia przez ciebie tych szat – wskazał na kostkę – w kolorze rodu Takkara. Oczywiście ze stosownymi zdobieniami odpowiednimi dla ucznia.
Słuchała uważnie. Chciała pokazać, że jest użyteczna. Pokażę im, że potrafię. W końcu byłam kiedyś kimś silnym, prawda? Zignorowała ukłucie jednego ze szwów na szyi. Słuchaj, uważnie słuchaj....
Cedric znów stanął za workiem.
-A skoro jesteś uczniem, to potrzebna ci broń... - wyciągnął dwa podłużne przedmioty – To dla ciebie.
Yaeko patrzyła na podarunki. Wiedziała co powinna zrobić, jednak nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Jej dłonie odszukały krańce kanapy i złapały ich się kurczowo. Coś w głębi jej umysłu właśnie się obudziło. To coś radziło zrobić wszystko, byle nie to czego oczekiwał człowiek stojący przed nią.
Kai milczała. Młody Takkara wydawał się nie dostrzegać zmiany zachowaniu Erathianki. Wyciągnął ręce w jej kierunku. Skinął zachęcająco głową.
-No, na co czekasz? - zapytał – Weź je. To nie byle jaka stal. Pochodzi ze zbrojowni mojego rodu. Musiałaś już o niej słyszeć, nawet w tej swojej dziczy za Osią. - mrugnął. Pogodny Cedric na chwilę powrócił.
Chciała wstać, lecz jej ciało było jak z kamienia. Wydawało się związane z dotykającym je materiałem. Co ty robisz? - spytała sama siebie – To potrzebne, będę uczniem... Cedric chce żebym mu pomagała. Uratował mnie... Napięła mięśnie ramion chcąc odbić się od kanapy. Drżały. Czuła jakby zaraz miała się roztopić, zniknąć. Uciec, byle dalej od tych dwóch przedmiotów. Nie powinna używać takich rzeczy. Była kobietą. Kobiety nie walczą. Nawet jeśli w przeszłości jej to nie przeszkadzało... Ale skąd ta pewność? Przecież równie dobrze miejsce jej zamknięcia mogło być pomyłką, przypadkiem. Jest zwyczajną dziewczyną. Jesteś tchórzem. Yaeko niemal się zachłysnęła. Słowa w jej umyśle były tak realne, że na ułamek sekundy znów stała w tym pokoju – z TYM człowiekiem. Wojownik. Nie miała żadnych wątpliwości. Choć słyszała go tylko kilka razy natychmiast go rozpoznała. Tego dumnego głosu nie można było zapomnieć... Naraz poczuła się dziwnie, zupełnie jakby przebywała w dwóch miejscach jednocześnie. Wciąż widziała Cedrica, wciąż siedziała na kanapie w jego domu, a jednocześnie była gdzie indziej. Stała na palcach. Opierała się o framugę ogromnych drzwi, starając się aby nikt w pomieszczeniu jej nie zauważył. Było to trudne, bo miała na sobie prostą, długą suknię, której dół przesadnie się rozszerzał – przez co cały czas musiała trzymać materiał po bokach i odciągać go w tył. Ubranie podobało jej się, ale w tym momencie wolałaby mieć na sobie koszulę i spodnie, które nosiła na co dzień. Na odkrytych ramionach czuła zimno panujące w korytarzu. Było ciemno. Jednak to wcale jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, pomagało się ukryć. Jedyne światło wypływało wąskim strumyczkiem zza wpół-przymkniętych drzwi, za którymi stała. Było ciepłe i przyjemne. Uśmiechnęła się. Przywodziło jej na myśl... Coś w pomieszczeniu trzasnęło. Yaeko tłumiąc krzyk, odskoczyła dalej od framugi. Wiedziała, że mimo ciemności, będący w pomieszczeniu ludzie mogą odkryć jej obecność. Nie chciała tego, ale musiała też koniecznie usłyszeć co mówią. Powoli znów przysunęła się bliżej, nie miała jednak odwagi podejść na tyle by zajrzeć do środka.
-Co ty wyprawiasz??!! - rozległ się wzburzony głos. Yaeko znała go dobrze, to Wojownik. Jego gniew sprawił, że się skuliła, pomimo tego, że to nie do niej kierował swoje słowa. - Elrandir jest osłabiony ostatnimi bitwami, wrogowie tylko czekają aż okaże jakąkolwiek słabość... A ty... - niemal wypluwał te słowa – ty podajesz im ją na tacy! Na pewno zdajesz sobie sprawę, że plotki już obiegły całe królestwo. Kwestią dni jest kiedy dotrą do Osi. Zastanawiałeś się jakie będzie w tej sprawie zdanie rady?! Zastanawiałeś się co powiesz swoim sojusznikom?! Jak wytłumaczysz dorosłym, poważanym mędrcom tak niedorzeczne posunięcie?
W pokoju rozległ się głos drugiego rozmówcy, a właściwie, wiedziała, że powinien się rozlec. Doznała dziwnego uczucia, że stojąca za drzwiami Yaeko słyszy każde padające słowo. Ona jednak, będąca teraz bardziej w domu Cedrica niż w tym drugim miejscu, słyszała tylko coś, co przypominało jej szmer wiatru. Mia zaczęła coś mówić, ona jednak całkiem to zignorowała chcąc wysłuchać tej przedziwnej sceny do samego końca.
-I uważasz TO za wystarczający powód?!!! - równoległa Yaeko kucnęła i objęła rękami kolana. Bała się rozwścieczonego Wojownika. - Należysz do pierwszego rodu! Jesteś synem Randora Mądrego! Nie masz prawa do takich decyzji! Musimy być ponad otaczającą nas hołotą, a to plugastwo, które z twojego przyzwolenia wpełzło do zamku....
Wiatr znów się odezwał, tym razem hucząc i wyjąc. Usłyszała jak coś, lub ktoś, uderza o ścianę. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała dlaczego. Podsłuchująca Yaeko zacisnęła usta starając się powstrzymać płacz.
-Co się stało z synem będącym godnym następcą swojego ojca?! - krzyk Wojownika mieszał się teraz z nieustającymi odgłosami wiatru – Jesteś królem! Jak sobie to wyobrażasz? Twój kaprys zaszkodzi wszystkim z twoim ludem na czele! - wycie wiatru przeszło w szmer, lecz i ten widać nie ustępował swojemu rozmówcy. Kroki jednookiego mężczyzny odbijały się echem po posadzce, kiedy ten okrążał pokój.
-Pomyśl rozsądnie mój chłopcze. - jego ton nagle stał się pojednawczy – Czy darowanie, tak... wysokiego stanowiska, tak... nieprzygotowanej osobie nie krzywdzi również jej samej? O czym będzie rozmawiać w towarzystwie, skoro nie ma pojęcia o obyczajach i kulturze? Co będzie mogła zaoferować służącym pod nią ludziom? Zawsze będzie słaba, bez autorytetu, bez szacunku. Otoczona sztucznym poważaniem. Uważasz, że jest na tyle głupia, żeby w końcu sobie tego nie uświadomić? - szmer – Nie mój drogi. Dobrze wiesz, że na dłuższą metę to niemożliwe. Nawet Motoshige w końcu poprosi cię o inne zadanie. I co wtedy ? Widziałem ją. Boi się nawet własnego cienia. Jest szczurem. A szczury nie używają mieczy, nie walczą, nie budzą respektu, nie przynoszą chwały – szczury uciekają. Więc, na wszystkich bogów, przetnij to plugastwo na pół puki jeszcze jest czas!!!
W pokoju znów huknął wiatr, ale równoległa Yaeko nie miała ochoty słuchać dalszej części kłótni. Ścierając z oczu łzy wycofała się po cichu do tyłu, by następnie odwrócić się i pomaszerować wzdłuż ciemnego korytarza. Uszła zaledwie parę metrów, kiedy jej drogę zastąpił wysoki mężczyzna w zbroi. Wskazał na jej suknię.
-Jesteś z rodów, tak? Nawet jeśli to nie powinnaś tutaj przebywać. - ściszył głos – Ponoć pan Hajime jest u króla. Wiesz, chodzi o tę nowo przywleczoną maskotkę. Niektórzy naprawdę uważają, że ona jest... no wiesz. Ale, ja tam wiem, że mój król nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił. - odchrząknął – Jest już późno pani, czy chcesz abym odprowadził cie do komnat twojego rodu? Zamek nocą może wydawać się nieprzyjemny niewiastom tak niewinnym jak ty.
Równoległa Yaeko widocznie miała inne zdanie na ten temat, bo powiedziała jedynie:
-Nie dziękuję. Znam drogę i nie lękam się jej. - i odeszła.
Podwójna wizja skończyła się tak nieoczekiwanie, jak się zaczęła. Yaeko zamrugała gwałtownie znajdując się znów tylko w domu Cedrica. Ten nadal stał trzymając miecze tak, jakby czas stanął w miejscu. A może to wszystko w jej głowie wydarzyło się tak szybko?
- … miejmy taką nadzieję. - Głos Mii wreszcie do niej dotarł. Nie wiedziała o czy mówiła kai. Nie było to teraz dla niej ważne. Ta rozmowa, która odtworzyła się w jej głowie. Była niemal pewna, że pochodziła z jej przeszłości... Kobieta, o której mówili król i Wojownik... Mimo, że jej nie pamiętała, czuła, tak samo jak „tamta” Yaeko, smutek i żal na myśl o jej losie. Jej życie pewnie nie trwało długo... W ciągu kilku sekund doszła do dwóch ważnych wniosków. Po pierwsze: ta kobieta musiała być jej przyjaciółką – po prostu tak czuła. Po drugie: pokaże Hajime, że nie każda kobieta jest tchórzem. Jeśli nie chce nim być, to nie będzie. Zrobiła głęboki wdech i pewnie wstała z kanapy. Podeszła do szczerzącego się Cedrica. Jeśli nie zrobiłam tego wtedy, to zrobię to teraz...
Dreszcze opuściły jej ciało. Stała zaledwie centymetry od przedmiotów, które parę minut temu wyzwalały w niej paraliż. Nie, one robiły to całe moje życie... Nagle ze wstydem uświadomiła sobie, że pomimo dzielnego postanowienia, nie wie jak powinna je trzymać, jak obejrzeć. Do zamaskowania swojej niewiedzy postanowiła wykorzystać dobry humor Panicza.
-Dziękuję. - powiedziała – Może, skoro są taką dumą twojej rodziny, chciałbyś dokładniej zademonstrować ich możliwości? Bardzo chętnie posłucham. (Miała nadzieję, że brzmiało to jakkolwiek profesjonalnie.)
Na szczęście Cedric chciał. Wypiął dumnie pierś i teatralnym gestem – na co liczyła dziewczyna – przełożył do prawej ręki krótszy przedmiot. Złapał za rękojeść w ciemno-zielonym kolorze i powoli wysunął ostrze z pochwy. Oczom Yaeko ukazała się zimna, szara stal. Ostrze było krótkie, ale ostro zakończone. Jego brzegi również wyglądały na niebezpieczne.
-Wyciągnij rękę. - poinstruował Cedric – Wierzchem ku górze. Nie ruszaj jej.
Posłuchała. Słyszała szybkie bicie własnego serca, kiedy Takkara ułożył ostrze poziomo, równolegle do jej ręki, a następnie ostrożnie przeniósł je tak, by położyć je dokładnie na niej. Było to najdziwniejsze uczucie jakiegokolwiek doświadczyła. Klinga spoczywała na otwartej dłoni – od koniuszka środkowego palca do nadgarstka. Powyżej, na przedramieniu opierało się ostrze, które kończyło się dokładnie w miejscu zgięcia reki. Wystarczył by najmniejszy gwałtowny ruch, a przebiłoby się precyzyjnie przez cienką warstwę skóry. Zacisnęła zęby. Nie bała się, czuła jedynie zdenerwowanie. Tak jakby miała spotkać jakiegoś nieznajomego, na którym chciała wywrzeć dobre wrażenie - ale nie wiedziała w jaki sposób. Zauważyła, że wzdłuż ostrza przebiegają podłużne zdobienia. W pierwszej chwili pomyślała, że to dość przypadkowo poplątane ze sobą linie. U podstawy tworzyły szeroką poplątaną sieć, by następnie zbiec się w grubsze, pojedyncze rzeźbienia, które biegły aż do zwężenia ostrza. Wydawało jej się dziwne, że linie nie przecinają broni równo na połowę, a wyginają się w lekki łuk ku lewej stronie. Może to jakiś uszkodzony egzemplarz – pomyślała. Potem jednak zerknęła na Cedrica i wiedziała, że z jakiegoś powodu musiało być to zamierzone.
- Sztylet z Mol'am. - powiedział niemal szeptem – To, Yaeko, coś co pozwala czuć dumę każdemu, kto pochodzi z rodu Takkara. Nie, byle jaki kawał stali, wykuty bez żadnych zasad, stworzony by zadać nagłą śmierć przez tego kto ma dość sił by go utrzymać. Nie, jakiś barbarzyński nóż, którym wojownicy Arkharru przekrawają mięso. To, dzieło stworzone tylko dla swojego właściciela. Przekłute by ochronić jego życie, gdy wszystko inne zostanie stracone. Powołane do życia dla ochrony lub zadania wspólnej śmierci silniejszemu wrogowi – nigdy do ataku. Zapamiętaj to. - Cedric patrzył na ostrze, choć myślami wydawał się być gdzieś bardzo daleko. Wolna dłonią wskazał na zdobienia. - Czy wiesz co to jest ? - zapytał.
Yaeko pokręciła ostrożnie głową.
- Wyciągnij więc w ten sam sposób drugą rękę i przyjrzyj się. - Natychmiast tak zrobiła. Skupiając się na tym by utrzymać sztylet na miejscu, przyjrzała się jednemu i drugiemu przedramieniu. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko. Na swojej pustej ręce natychmiast dostrzegła linie niemal bliźniaczo podobne do tych, wyrzeźbionych na sztylecie. Różnica polegała na tym, że te lekko wyginały się w prawo i biegły tuż po jej skórą. Poczuła dreszcz przebiegający po jej ciele.
- Ale jak...
- Tylko dla właściciela. - uśmiechnął się – Nie oznacza to jedynie idealnie dopasowanych wymiarów. Na tym ostrzu wybita jest każda żyła i każda tętniczka, która przebiega pod skórą osoby, dla której wykuto sztylet. Sztylet z Mol'am nie jest przedłużeniem właściciela. On jest właścicielem. Jest jego życiem, krwią i umiejętnościami. A ten, który widzisz – jest tobą.
- Cedric.. - nawet nie wiedząc nic o broni, wiedziała, że otrzymała wyjątkową rzecz. - Skąd wziąłeś ostrze, które pasuje akurat do mnie? - wzięła ostrożnie klingę w lewą rękę, a następnie przełożyła do prawej. Faktycznie, żyły i rzeźbienia rozwidlały się i zwężały w identycznych miejscach.
- Z moim nazwiskiem to nie było bardzo trudne. - przeczesał włosy dłonią – Jeden z kowali pracujących przy tych cudach był mi winien przysługę. Planowałem to wszystko długi czas, wiedziałem, że będziesz potrzebowała broni. Kiedy więc, udało nam się przenieść cię tutaj... Jeszcze tego samego dnia posłałem do niego. Nie podobało mu się to, że ma wykonać oręż dla kogoś zza Osi, ale nie pozostawiłem mu zbytniego wyboru. Może i jest marudny, ale ma też prawdziwy talent. W pół dnia dokonał wszystkich niezbędnych wyliczeń i szkiców. - uśmiechnął się – Oczywiście byłaś nieprzytomna, dlatego Mia cały czas miała na niego oko. - kai mruknęła z sarkazmem coś co przypominało „jeszcze by nam cię biedak porwał” - Kazałem wykonać mu te ostrza i odłożyć na bok wszystkie inne zamówienia. Nie wiedziałem kiedy się obudzisz, a ponieważ spodziewałem się, że będziesz pamiętać swoją tożsamość – Cedric był wyraźnie zakłopotany – Myślałem, że jeśli wręczę ci je jako prezent, będziesz bardziej... chętna do współpracy. - Uśmiechnęła się widząc, że wypowiedziany na głos plan najwidoczniej nie wydawał mu się już tak dobry – W każdym razie... - dodał szybko – Chłopakowi należy się uznanie. Nie przespał paru nocy, no i wykonał swoja pracę niesamowicie dokładnie, jak zwykle.
- Czy zanim wyruszymy będziesz mógł mnie do niego zaprowadzić? - zapytała – Chciałabym mu podziękować.
Panicz wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz. - powiedział – Ale uprzedzam, że nie zrobił tego z radością na ustach. Może nie mieć nastroju...
- Mimo wszystko. Chciałabym go zobaczyć.
- Niech będzie. - spojrzał na Mię. Ta rozłożyła ręce w geście kapitulacji. - Jutro go odwiedzimy. Teraz schowaj sztylet. Chciałbym pokazać ci twój nowy miecz.
Spojrzała na drugi, dłuższy przedmiot wciąż spoczywający w dłoni Cedrica. Zupełnie o nim zapomniała. Wzięła krótką, czarną pochwę i starannie nałożyła na ostrze. W ogóle nie miała w tym wprawy. Zabezpieczony sztylet odłożyła delikatnie na stół. Nie chciała żeby tak drogocennemu przedmiotowi coś się stało.
- Nie musisz aż tak na niego chuchać! - Takkara był wyraźnie rozbawiony – To broń. Może i jest wykonana w wyjątkowy sposób, ale jest też, przede wszystkim, funkcjonalna. Mogłabyś uderzyć nim z całej siły o kamień i nie zauważyłabyś najmniejszego uszkodzenia. Po to został stworzony – stal o stal. To samo dotyczy tego cuda. – wyciągnął miecz w jej kierunku – Zobacz.
Yaeko wzięła podarunek i wysunęła miecz na zewnątrz naśladując wcześniejsze ruchy Cedrica. Przy samym końcu musiała trochę zmienić technikę, gdyż sztych okazał się lekko zaokrąglony w dół. Jak na pierwszy raz poszło jej jednak całkiem dobrze. Odłożyła skórzaną osłonę i wyciągnęła miecz przed siebie, przyglądając się mu. Pierwsze na co zwróciła uwagę, to lekkość broni. Zawsze kojarzyła miecze z dużym ciężarem i siłą zarezerwowaną tylko dla mężczyzn. Swój prezent natomiast trzymała w jednej dłoni i nie czuła zmęczenia. Owszem, ważył trochę, ale nie było to nic, co byłoby trudne do zniesienia. Klinga była tego samego koloru, co jej odpowiedniczka w sztylecie. Była też trochę dłuższa. Brakowało, obecnego w mniejszej broni, jelca. Rękojeść gładko zlewała się głowiną – chropowaty ciemny kamień przechodził w gładką stal. Z obydwu stron, na całej długości metalu wybity był – znany już Yaeko – motyw łodygi z liśćmi i pąkami. Nie wierzyła, że taką rzeczą można było walczyć. Była zbyt piękna. Roślina wiła się w świetle, które wpadało przez okna. Przyglądała się jej urzeczona. Nie miała pojęcia, że spod młota kowala może wyjść tak realistyczny i delikatny obraz. A może on tylko wykonywał miecz, a ozdabiały go kobiety? Tylko jak? Zauważyła, że Cedric chce coś powiedzieć, jednak powstrzymuje się by nie przerywać jej oględzin.
-To najpiękniejszy miecz jaki widziałam w życiu. - powiedziała. Nie przejmowała się tym, że niewiele ich widziała. Była pewna, że ten który trzyma jest wyjątkowy, nie potrzebowała dowodów.
- Duma Mol'am. - jej gospodarz znów wydawał się nieobecny – Wybacz, ale nie oglądałem tych dzieł przed tobą. Widziałem już tyle wersji, a i tak każda na nowo... jest niepowtarzalna.
- Opowiedz mi o tym mieczu. - Yaeko strasznie spodobał się nowo odkryty Cedric – Mówisz o tym z taką pasją.
- To nie tylko pasja, Yaeko. - spojrzał z szacunkiem pokryty liśćmi płaz – Każdy ród ma coś takiego. Jakąś umiejętność, która czyni go odrębnym od innych. Dar, który przekazywany jest tylko wewnątrz. Moc poszczególnych członków i ich osiągnięcia przekładają się na miejsce w hierarchii Arwy. Ale członkowie przemijają, a dar trwa przez wszystkie pokolenia czyniąc ród Rodem. Odróżnia nas od każdego chłopa, każdego niesklasyfikowanego. Z tego co wiem, u was za Osią tego nie ma. Może i rodzina Takkara nie jest najważniejsza, ale od tysięcy lat jej członkowie zostają płatnerzami i kowalami, których dzieła są znane we wszystkich krainach. W naszej rodzinie taki miecz ma każdy dorosły, każdy nastolatek – niezależnie od swojego stanowiska. Jednak dla wielkich panów i władców to legenda, której nigdy nie będą trzymać w swoich rękach. Co najwyżej mogą oglądać i podziwiać z daleka.
- Dlaczego? - nagle poczuła, że miecz w jej ręku staje się cięższy.
- Dlaczego wielcy królowie nie mogą wziąć sobie tego, czego chcą? - Cedric chwycił pochwę miecza i zamachnął nią w powietrzu – Tylko dla właściciela. - wyszczerzył zęby w uśmiechu – Nasze ostrza są podziwiane nie tylko z powodu tradycji, wytrzymałości i zdobień. Chodzi o wyłączność. Normalny miecz czy sztylet może mieć wielu panów. Można je komuś przekazać albo komuś ukraść. Ostrze, które jednego dnia wiernie ci służy, następnego dnia, w rękach wroga może przynieść ci śmierć. Ten miecz – trzewikiem pochwy wskazał na głowinę – zawsze będzie tylko twój. Możesz go zostawić pośrodku Osi i wrócić po niego po dziesiątkach lat, a będziesz wiedziała, że NIKT się nie nie posłużył. Nie mógł.
- No powiedz wreszcie. - Yaeko wiedziała, że celowo krąży wokół tematu.
- Ponieważ ci zadufani w sobie ludzie wykłuwają te ustrojstwa tylko dla konkretnych osób używając do tego ich własnej mocy duchowej. Z tego powodu inni wojownicy nigdy nie chwycą za klingę, nawet jeśliby im położyć miecz na tacy. - powiedziała zadziwiająco spokojnie Mia.
Cedric jęknął.
- Dzięki.
- Miałeś swoją okazję Paniczu. - Mia dolała sobie herbaty – Dla kogo ja ją parzyłam?
- To znaczy? - Nakamura poczuła, że znów wróciła do punktu „nie wiem, wytłumacz”.
- Zdolność gradacyjna przekłada się na moc jaką ma każdy z nas. Dla każdego jest jednak ona inna. Mówi się, że ma inny kolor, ponieważ kiedy potężni wojownicy walczą między sobą ich moc duchowa materializuje się i podczas walki można ją zobaczyć – zawsze ma tą samą, niepowtarzalną barwę. - Mia odpowiedziała pierwsza – Podczas naszej pierwszej rozmowy opowiadałam ci o barierze, którą przebija się w dniu poziomowania. Każdy obdarzony mocą ją wznosi i nie dopuszcza do niej środka innych. To tworzenia oręża ród Takkara opanował nikomu nieznaną technikę wtłaczania w stal tej właśnie mocy duchowej. Pomaga to i pozwala czynić niesamowite rzeczy, wyszkolonemu wojownikowi w walce, jeśli miecz został wykluty dla niego. Jednak kiedy obcy człowiek ze zdolnością gradacyjną posłużyłby się twoim mieczem, byłoby to równoznaczne z wpuszczeniem twojej mocy, która jest obecna w broni, pod jego barierę. A to, jest niedopuszczalne.
- Chcesz zapytać, dlaczego, prawda? - Cedric przeczesał dłonią włosy.
- Nie. - wyczuła, że nie powinna pytać.
Mia była bezlitosna.
- Po obydwu stronach Osi nie ma, między dwojgiem ludzi, relacji bardziej prywatnej i intymnej niż złączenie mocy. Znam małżeństwa zawarte w Wielkich Rodach, które nigdy nie otworzyły między sobą barier. Czym innym jest dzielić łoże dla przedłużenia linii Rodu, czym innym wymieszanie duchowej mocy. Dlatego opanowanie swoich zdolności jest dla ciebie kluczowe jeśli chcesz jutro wyjść z tego domu. Gdyby nie tarcze Cedrica już dawno bylibyście kimś więcej niż uczennicą i – upiła łyk – mistrzem.
Yaeko musiała użyć całej siły woli, aby nie upuścić miecza. Nie sądziła, że te bariery są aż TAK ważne. Poczuła się zażenowana. Nie wiedziała, że to działa w ten sposób. To dlatego wcześniej nie wyciągał mojego miecza, może oglądać go tylko wtedy kiedy ja mam go w ręce. Dlaczego wiem tak mało?
- To czemu można nimi walczyć? - zapytała – Czy uderzając przeciwnika, nie działa to w ten sam sposób?
- Nie. - powiedziała Mia – Gdyby tak było, to nikt by ich nie używał. Są zasady...
- Dajcie spokój! - Młody Takkara szarpnął włosy przy uchu – Będziecie mi tu teraz omawiać... - skrzywił się – Później nauczę cię walczyć Yaeko. Zdobyłem dla ciebie jeszcze jedną rzecz. Odłóż ten Sierp, zaprzyjaźnisz się z nim później.
- Sierp? - zapytała zanim zdążyła pomyśleć.
- No, tak się nazywa. Wszystkie miecze rodu Takkara nazywane są Sierpami. To przez kształt. - wskazał na sztych.
Wciąż czująca się niezręcznie Yaeko postanowiła na razie nie nalegać na więcej informacji. Wzięła od Cedrica pochwę i nałożyła ją na zdobienia. Sierp odłożyła na stół, obok Sztyletu z Mol'am. Tymczasem chłopak znów stanął przy (wyglądającym na pusty) worku i wyjął z niego małe, czarne pudełko.
- Nawet gdybyś miała swoją pamięć, pewno nigdy nie wpadłabyś na to, co to jest.
- No.. – czuła się trochę głupio, ale po otrzymaniu tak pięknych darów, zwyczajnie chciała odpakować następny. Bycie odważną panią z Rodu nie jest takie złe...- to pokaż.
Cedric niemal podbiegł do niej i podsunął opakowanie.
- Ta- da – da -dam! - uchylił czarne wieczko. Wewnątrz, na poduszeczce leżała... wsuwka do włosów. Była bardzo ładna, ale Yaeko nie rozumiała jak może być ona niezbędna. Mia nie miała na głowie żadnych dodatkowych ozdób. Poza tym, to nie mogło być chyba jakieś ważne... Przyjrzała się uważniej. Dwa, cienkie, brązowe druciki zwieńczone przy jednym końcu ozdobnym kamieniem. Miał około półtorej-centymetra średnicy. Oszlifowany w gładką kulkę, z fioletowo-niebieskimi refleksami. Pod światło musiał wspaniale się prezentować. Ale... Szata, miecz i wsuwka?
- Bardzo ładna, dziękuję. – powiedziała zakłopotana.
- Nie masz pojęcia, co to jest, zgadłem? - Cedric wyglądał tak jakby to on dostał ogromny prezent.
- No nie... - przyznała niechętnie (znowu).
- Mia! Za dziesięć minut, przed lustrem na korytarzu. - mrugnął do Yaeko i wyszedł z pokoju.
Zdezorientowana spojrzała na kai.
- Co się stało? - zapytała niepewnie.
- Musisz się przebrać. - wskazała kostkę na stole – Rozumiem, że mam pomóc?
- Eeeee, tak poproszę. - Nie będę pytać, nie będę pytać....
- Zdejmij delikatnie tunikę, uważaj na szwy na szyi. Następną zmianę opatrunku przewiduję dopiero na wieczór.
Służąca przeszła obok rozpoczynającej walkę z szarym materiałem dziewczyny. Podeszła do stolika. W dwóch ruchach pozbyła się sznurka, chwyciła za „ramiona” szaty i pociągnęła je do góry. Szata uczennicy Rodu Takkara ukazała się w pełnej okazałości. Yaeko, która starała się poskładać swoje dotychczasowe ubranie w kostkę (nieskutecznie) zatrzymała się w połowie ruchu. Jeju.... Podobała jej się znacznie bardziej niż suknia, w której widziała się jakiś czas temu. Szata była prosta, z długimi rękawami, lekko rozszerzanymi przy końcach. Żółte pasy, których fragmenty widziała wcześniej, biegły z dwóch stron od kołnierza, przez środek. Na trzech czwartych długości symetrycznie zaginały się na zewnątrz, tworząc po obydwu stronach wzór kwadratu. Mia odwróciła szatę i Yaeko zobaczyła, że na wysokości pleców umieszczono symbol, który kai nosiła na rzemieniu. Żółta linia: najcieńsza na środku, rozszerzająca się na końcach, kończąca łagodnymi łukami.
- Obusieczny Topór. - wyjaśniła Mia – Symbol Rodu Takkara oraz ich daru.
- To oni wykuwają również topory? - nie zdążyła ugryźć się w język.
Służąca uśmiechnęła się.
- Oczywiście. A teraz podejdź do mnie.
Ku zdumieniu Yaeko odłożyła szatę i podniosła ze stołu jednolitą czarną kostkę. Ją również podniosła ukazując wąską tunikę. - Pod spód. - wyjaśniła.
Podeszła chcąc zabrać ubranie.
-Panicz będzie się niecierpliwił. Ręce do góry, bohaterko wojen Arreńskich. - rozkazała Mia.
Kolejny raz w ciągu tego dnia czuła się zażenowana. Tym razem z powodu kai naciągającej jej tunikę i poprawiającej opatrunek na szyi.
-Okręć się. - Yaeko wykonała polecenie – Leży bardzo dobrze.
Podniosła szatę wierzchnią i rozłożyła ją za jej plecami.
- Ręce w tył. - rozkazała – Noś ja z dumą Nakamura.
Nieśmiało włożyła dłonie w rękawy. Kai natychmiast naciągnęła materiał. Szata opadła na ramiona Yaeko. Nim zdążyła się obejrzeć, Mia już stała przed nią i poprawiała szatę po obu stronach.
- Muszą zawsze leżeć równo. - upomniała. Nagle w jej dłoniach pojawiła się srebrna broszka w kształcie Obusiecznego Topora. Zapięła ją wprawnie na wysokości mostka dziewczyny.
- Gotowe. - powiedziała – Tymi strasznymi włosami zajmiemy się potem. Idź do Cedrica, pewno już rozniósł korytarz.
Yaeko podziękowała i ruszyła na poszukiwanie jej gospodarza. Była strasznie ciekawa dlaczego szata Rodu jest tak niezbędna do wpięcia jednej wsuwki.
Czekał na nią w najdalszej części korytarza, wciąż trzymał czarne pudełko. Obok niego, oparte o ścianę, stało wysokie lustro. Miało wymyślne, kwiatowe (najprawdopodobniej również wykonane z jakiegoś żelaza) zdobienia. Podeszła bliżej i stanęła przed lekko zakurzoną taflą.
- Przyjrzyj się dobrze, bo to ostatni moment kiedy świat widzi cię taką jaką jesteś. - powiedział.
Nie wiedziała czy się z niej śmieje, czy mówi poważnie. Postanowiła jednak, że będzie robić to co jej powie – tak więc, zrobi i to.
Spojrzała uważnie w lustro. Przed nią stała wysoka dziewczyna. Ubrana w barwy Rodu Takkara, które zasłaniały jej (tu i ówdzie) bardziej okrągłe kształty. Miała jasną cerę. Długie, opadające za ramiona włosy kasztanowego koloru. Miała też, duże oczy o ciemno-fioletowych tęczówkach, które w paru punktach wpadały w jaśniejsze refleksy. Długie rzęsy i... Yaeko przez jedną chwilę wydawało się, że jej kości policzkowe były kiedyś mniej widoczne. Jednak u odbijającej się w lustrze postaci były one wyraźnie zaznaczone, nadając oczom bardziej skośny kształt. Były takie. Na pewno. Widziała też dość chaotycznie zawiązany opatrunek, zakrywający jej całą szyję.
- I co to ma wspólnego z tą wsuwką? - zapytała.
- To, że gdyby nie ta wsuwka nie mogłabyś wyjść na zewnątrz ze względu na kolor twoich oczu i rysy twarzy. Każdy od razu by je dostrzegł i dowiedział o twoim pochodzeniu. Tylko po drugiej stronie spotyka się fioletowe oczy. Tutaj zobaczysz je tylko na obrazach. Ta wsuwka... - wyjął ozdobę z pudełka – Wszystko nam umożliwi.
Yaeko popatrzyła na niego niepewnie.
- Jak nam to umożliwi? - zapytała.
- Zadaniem tego przedmiotu nie jest jedynie ładny wygląd. Chodzi o kamień. To on został oszlifowany, a jego znalazca zdecydował się, że wkomponuje go w kobiecą wsuwkę. Te kamienie mogą być różnej wielkości i kształtu. Mogą spoczywać w każdym przedmiocie: broszce, pierścieniu, diademie, czym tylko chcesz.... A haczyk polega na tym, że są niezwykle rzadkie i posiadają dość oryginalną moc.
- Czy jest chociaż jedna rzecz, której ród Takkara nie posiada? - zapytała z lekkim przekąsem.
- Och. - nadął policzki – Pewnie istnieje wiele takich rzeczy. Nasze szczęście polega na tym, że żaden z tutejszych Rodów pewnie nie ma takiego kryształu. Sami nie wiedzieliśmy o jego istnieniu aż ojciec... – urwał. Jego twarz wykrzywiła się tak, jakby wylał na siebie wrzątek – Kilkanaście lat temu, - zaczął po chwili – weszliśmy w posiadanie tego kryształu. Łzy Euphrazji. W twojej dawnej części, za Osią, znajduje się kraina o nazwie Euphrazja. Przypomina ci to coś?
- Nie. - odpowiedziała zgodnie z prawdą – A co to ma wspólnego z łzą?
- No więc, podobno w samym sercu tej krainy rośnie las, a w nim wyjątkowe drzewo. Ma potężne białe konary i szerokie gałęzie – nigdy jednak nie wydaje liści ani kwiatów. Za to raz do roku, w okresie przesilenia letniego z jego gałęzi wypływa żywica, która kroplami stada na ziemię. Mój ojciec spotkał kiedyś człowieka, który podobno był świadkiem tego wydarzenia. Mówił, że drzewo wygląda wtedy zupełnie tak jakby płakało. W momencie kiedy żywica spadnie na glebę natychmiast w nią wsiąka. Kiedy jednak złapie się taką łzę w dłonie zastyga, przeradzając się w kryształ. Potem wystarczy go oszlifować.
Yaeko nie mogła uwierzyć, że istnieje tak wspaniałe zjawisko. Spojrzała na wsuwkę, od razu widząc ją w nowym świetle.
- Co ona robi? - zapytała.
- Tu pojawia się dalsza część historii. - uśmiechnął się – To niezwykłe drzewo jest uważane za święte przez mieszkający tam lud. Ponoć od początku ich istnienia wybierają kolejno strażniczkę i strażnika drzewa, którzy mają o nie dbać i nie dopuścić do jego zniszczenia. Ten człowiek opowiadał, że kiedy nadchodzi godzina śmierci strażników potrafią to wyczuć i udają się do drzewa, żeby zapaść w wieczny sen pod jego konarami. I tak, obraz każdego z nich zostaje zachowany w pamięci rośliny, która przypomina sobie o nich co rok, opłakując ich śmierć. Jedna łza dla jednego strażnika. - przysunął wsuwkę tak blisko, że dotykała nosa Yaeko – Jedna łza to jeden obraz, na zawsze utrwalony w żywicy.
Przełknęła ślinę. Miała nadzieję, że nie domyślała się prawdy.
- Jeśli ją założę.... - nie miała odwagi dokończyć.
- Przybierzesz wygląd dawnej strażniczki drzewa Euphrazji. Chociaż, nie chciałbym tak o tym myśleć. Umówmy się, że będziesz wyglądać jak Nakamura Yaeko, uczennica Cedrica z Rodu Takkara. Musisz tylko pamiętać, że żeby moc kryształu działała musi on bezpośrednio dotykać twojej skóry oraz, że powrót do twojego normalnego wyglądu nastąpi po około trzydziestu sekundach od zdjęcia wsuwki. Wszystko już zostało przetestowane. - mrugnął – Czy nie dziwisz się już dlaczego ten konkretny kryształ włożono w damską wsuwkę?
- To obraz kobiety.
- Nie. To twój obraz Yaeko. - wpiął wsuwkę w jej włosy.

Nessa Daere