poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział IV (2/2)

1 komentarz:
Cedric włożył dłonie w głąb brązowej otchłani. Coś zaszeleściło. Po chwili na stole pojawił się ciemno-zielony materiał starannie złożony w kostkę. Przez jej środek, w poziomie i pionie, przebiegały jasne pasma sznurka. Spotykały się w jednym miejscu tworząc skromną kokardkę. Na materiale pojawiały się fragmenty żółtych linii – kompletny wzór był niewidoczny, zakryty zgięciami kostki. Chłopak pochwycił pytające spojrzenie Yaeko. A może przywykł już do ciągłego wyjaśniania oczywistości...
-Twoje nowe szaty. Zaczynając od jutra. - wskazał palcem na jej tunikę – Nawet nie myśl, że wyjdziesz z tego domu w czymś takim. Nasz ród należy do tych, honorowanych przez Arwę. Byłoby nie ma miejscu, gdyby zobaczono mnie z tobą.. – przeczesał włosy dłonią – To znaczy, tobą w takim stroju.
Mia westchnęła i bardziej zagłębiła się w oparcie fotela.
-Paniczu proszę. Wiesz dobrze, że do świtu musimy..
-Dopiero wczesne popołudnie. Ze wszystkim zdążymy. - Cedric lekko wydął policzki, niby obrażone dziecko.
Ciekawe czy oni zawsze są tacy nieformalni? Mia w rzeczywistości jest dużo starsza – o czym Cedric wie, pewnie. Poczuła ukłucie zazdrości. Czują się w swojej obecności bardzo swobodnie. Znają się. A kogo ja znam?
Nagle poczuła się fatalnie. Pragnęła się odwdzięczyć. Pokazać tej dwójce (szczególnie Cedricowi), że nie uratowani jej na darmo. Dzięki nim znów mogła... żyć. Z drugie strony w jej umyśle pojawiła się pewność, że poprzednie życie, które prowadziła nie było jałowe. Gdzieś tam, za Osią, wciąż mogli być przyjaciele, ojciec... Ludzie, którzy opłakiwali jej zaginięcie. Bo tacy byli, prawda? Nie, nawet jeśli był to tylko jeden człowiek, to chcę dotrzeć do niego i powiedzieć, że żyję, że wszystko jest w porządku. A jeśli stanę się kimś innym, czy mnie rozpoznają? Czy mijają na ulicy po prostu nie pójdą dalej? Nie poznają jej? Straci wszelkie szanse żeby przypomnieć sobie o tym, było. Kim była, czy faktycznie służyła w armii? Bogowie... W końcu minęło dwanaście lat, wciąż jest duże prawdopodobieństwo, że jej bliscy żyją. Czy słysząc inne imię nie odwrócą się? Czy widząc inny ubiór, status społeczny – miną bez słowa, nawet nie dopuszczając myśli, że to może być ona? Chociaż... wygląd – jeśli wierzyć Mii (Yaeko wierzyła w stu procentach) endodron zamroził wszelkie oznaki upływu czasu. Więc twarz.. Jeśli ktoś mnie znał, wciąż może mnie rozpoznać, prawda?
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Tak. Skończyłeś na tym, że na pewno zdążymy... do czegoś.
Mia jęknęła cicho coś o wszechmogących bohaterach wojny Arreńskiej.
-To od teraz słuchaj uważnie. Staram się nakreślić wszystko jak najdokładniej. Jeśli o czymś zapomnisz albo nie zrozumiesz czegoś, to wyjdzie na jaw podczas naszej podróży. A wiesz mi, ludzie nie będą tutaj dla ciebie uprzejmi – nawet jeśli będą mieli tylko domysły.- Ton głosu Cedrica był teraz daleki od wesołości. Stał się mocniejszy, poważniejszy. W kilka chwil pochylał się nad nią nie kto inny, jak Panicz Cedric – ten, który wyzwolił ją z ciszy.
-To co, mogę mówić?
Yaeko czuła, że czerwienią jej się policzki.
-Tak. - wyjąkała – Przepraszam.
-No i ładnie. Mówiłem... i mówię to teraz, znowu, że najważniejsze jest to żeby KTOKOLWIEK skojarzył się z Erathią. Jeśli tak się stanie to będzie koniec, zarówno mój, jak i twój. Z chęcią przedstawiłbym cię światu jako część mojej dalekiej rodziny, ale zapewne już wiesz, że nie mogę tego zrobić. Dla naszego bezpieczeństwa. Jako Nakamura Yaeko, od jutrzejszego świtu począwszy, zostaniesz moją uczennicą. Tłumacząc, jestem z Rodu i osiągnąłem już wystarczający poziom umiejętności, który uprawnia mnie do posiadania ucznia. – pauza – Co, zresztą nie jest jakimś naciąganym kłamstwem, bo zanosi się na to, że to JA będę musiał uczyć CIEBIE walczyć. Będzie to też wygodna historia, bo pozwoli nam traktować się w towarzystwie na równych prawach (no prawie..) Myślałem również o wariancie, w którym zostałabyś moją służącą. Jednak w wielu miejscach musielibyśmy się rozdzielać, czego z twoim stanem wiedzy wolałbym uniknąć.
W głębi ducha odetchnęła z ulgą. Wolała być uczennicą niż służącą. No, tak jej się wydawało. Ale widać w tych kwestiach nie mam prawa do żadnych decyzji...
- Historia wygląda tak, że natknąłem się na ciebie przypadkiem w jednej ze wsi niedaleko Mol'am i dostrzegłem twój – pauza – talent. To z kolei poskutkowało naszą wspólna podróżą oraz możliwością noszenia przez ciebie tych szat – wskazał na kostkę – w kolorze rodu Takkara. Oczywiście ze stosownymi zdobieniami odpowiednimi dla ucznia.
Słuchała uważnie. Chciała pokazać, że jest użyteczna. Pokażę im, że potrafię. W końcu byłam kiedyś kimś silnym, prawda? Zignorowała ukłucie jednego ze szwów na szyi. Słuchaj, uważnie słuchaj....
Cedric znów stanął za workiem.
-A skoro jesteś uczniem, to potrzebna ci broń... - wyciągnął dwa podłużne przedmioty – To dla ciebie.
Yaeko patrzyła na podarunki. Wiedziała co powinna zrobić, jednak nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Jej dłonie odszukały krańce kanapy i złapały ich się kurczowo. Coś w głębi jej umysłu właśnie się obudziło. To coś radziło zrobić wszystko, byle nie to czego oczekiwał człowiek stojący przed nią.
Kai milczała. Młody Takkara wydawał się nie dostrzegać zmiany zachowaniu Erathianki. Wyciągnął ręce w jej kierunku. Skinął zachęcająco głową.
-No, na co czekasz? - zapytał – Weź je. To nie byle jaka stal. Pochodzi ze zbrojowni mojego rodu. Musiałaś już o niej słyszeć, nawet w tej swojej dziczy za Osią. - mrugnął. Pogodny Cedric na chwilę powrócił.
Chciała wstać, lecz jej ciało było jak z kamienia. Wydawało się związane z dotykającym je materiałem. Co ty robisz? - spytała sama siebie – To potrzebne, będę uczniem... Cedric chce żebym mu pomagała. Uratował mnie... Napięła mięśnie ramion chcąc odbić się od kanapy. Drżały. Czuła jakby zaraz miała się roztopić, zniknąć. Uciec, byle dalej od tych dwóch przedmiotów. Nie powinna używać takich rzeczy. Była kobietą. Kobiety nie walczą. Nawet jeśli w przeszłości jej to nie przeszkadzało... Ale skąd ta pewność? Przecież równie dobrze miejsce jej zamknięcia mogło być pomyłką, przypadkiem. Jest zwyczajną dziewczyną. Jesteś tchórzem. Yaeko niemal się zachłysnęła. Słowa w jej umyśle były tak realne, że na ułamek sekundy znów stała w tym pokoju – z TYM człowiekiem. Wojownik. Nie miała żadnych wątpliwości. Choć słyszała go tylko kilka razy natychmiast go rozpoznała. Tego dumnego głosu nie można było zapomnieć... Naraz poczuła się dziwnie, zupełnie jakby przebywała w dwóch miejscach jednocześnie. Wciąż widziała Cedrica, wciąż siedziała na kanapie w jego domu, a jednocześnie była gdzie indziej. Stała na palcach. Opierała się o framugę ogromnych drzwi, starając się aby nikt w pomieszczeniu jej nie zauważył. Było to trudne, bo miała na sobie prostą, długą suknię, której dół przesadnie się rozszerzał – przez co cały czas musiała trzymać materiał po bokach i odciągać go w tył. Ubranie podobało jej się, ale w tym momencie wolałaby mieć na sobie koszulę i spodnie, które nosiła na co dzień. Na odkrytych ramionach czuła zimno panujące w korytarzu. Było ciemno. Jednak to wcale jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, pomagało się ukryć. Jedyne światło wypływało wąskim strumyczkiem zza wpół-przymkniętych drzwi, za którymi stała. Było ciepłe i przyjemne. Uśmiechnęła się. Przywodziło jej na myśl... Coś w pomieszczeniu trzasnęło. Yaeko tłumiąc krzyk, odskoczyła dalej od framugi. Wiedziała, że mimo ciemności, będący w pomieszczeniu ludzie mogą odkryć jej obecność. Nie chciała tego, ale musiała też koniecznie usłyszeć co mówią. Powoli znów przysunęła się bliżej, nie miała jednak odwagi podejść na tyle by zajrzeć do środka.
-Co ty wyprawiasz??!! - rozległ się wzburzony głos. Yaeko znała go dobrze, to Wojownik. Jego gniew sprawił, że się skuliła, pomimo tego, że to nie do niej kierował swoje słowa. - Elrandir jest osłabiony ostatnimi bitwami, wrogowie tylko czekają aż okaże jakąkolwiek słabość... A ty... - niemal wypluwał te słowa – ty podajesz im ją na tacy! Na pewno zdajesz sobie sprawę, że plotki już obiegły całe królestwo. Kwestią dni jest kiedy dotrą do Osi. Zastanawiałeś się jakie będzie w tej sprawie zdanie rady?! Zastanawiałeś się co powiesz swoim sojusznikom?! Jak wytłumaczysz dorosłym, poważanym mędrcom tak niedorzeczne posunięcie?
W pokoju rozległ się głos drugiego rozmówcy, a właściwie, wiedziała, że powinien się rozlec. Doznała dziwnego uczucia, że stojąca za drzwiami Yaeko słyszy każde padające słowo. Ona jednak, będąca teraz bardziej w domu Cedrica niż w tym drugim miejscu, słyszała tylko coś, co przypominało jej szmer wiatru. Mia zaczęła coś mówić, ona jednak całkiem to zignorowała chcąc wysłuchać tej przedziwnej sceny do samego końca.
-I uważasz TO za wystarczający powód?!!! - równoległa Yaeko kucnęła i objęła rękami kolana. Bała się rozwścieczonego Wojownika. - Należysz do pierwszego rodu! Jesteś synem Randora Mądrego! Nie masz prawa do takich decyzji! Musimy być ponad otaczającą nas hołotą, a to plugastwo, które z twojego przyzwolenia wpełzło do zamku....
Wiatr znów się odezwał, tym razem hucząc i wyjąc. Usłyszała jak coś, lub ktoś, uderza o ścianę. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała dlaczego. Podsłuchująca Yaeko zacisnęła usta starając się powstrzymać płacz.
-Co się stało z synem będącym godnym następcą swojego ojca?! - krzyk Wojownika mieszał się teraz z nieustającymi odgłosami wiatru – Jesteś królem! Jak sobie to wyobrażasz? Twój kaprys zaszkodzi wszystkim z twoim ludem na czele! - wycie wiatru przeszło w szmer, lecz i ten widać nie ustępował swojemu rozmówcy. Kroki jednookiego mężczyzny odbijały się echem po posadzce, kiedy ten okrążał pokój.
-Pomyśl rozsądnie mój chłopcze. - jego ton nagle stał się pojednawczy – Czy darowanie, tak... wysokiego stanowiska, tak... nieprzygotowanej osobie nie krzywdzi również jej samej? O czym będzie rozmawiać w towarzystwie, skoro nie ma pojęcia o obyczajach i kulturze? Co będzie mogła zaoferować służącym pod nią ludziom? Zawsze będzie słaba, bez autorytetu, bez szacunku. Otoczona sztucznym poważaniem. Uważasz, że jest na tyle głupia, żeby w końcu sobie tego nie uświadomić? - szmer – Nie mój drogi. Dobrze wiesz, że na dłuższą metę to niemożliwe. Nawet Motoshige w końcu poprosi cię o inne zadanie. I co wtedy ? Widziałem ją. Boi się nawet własnego cienia. Jest szczurem. A szczury nie używają mieczy, nie walczą, nie budzą respektu, nie przynoszą chwały – szczury uciekają. Więc, na wszystkich bogów, przetnij to plugastwo na pół puki jeszcze jest czas!!!
W pokoju znów huknął wiatr, ale równoległa Yaeko nie miała ochoty słuchać dalszej części kłótni. Ścierając z oczu łzy wycofała się po cichu do tyłu, by następnie odwrócić się i pomaszerować wzdłuż ciemnego korytarza. Uszła zaledwie parę metrów, kiedy jej drogę zastąpił wysoki mężczyzna w zbroi. Wskazał na jej suknię.
-Jesteś z rodów, tak? Nawet jeśli to nie powinnaś tutaj przebywać. - ściszył głos – Ponoć pan Hajime jest u króla. Wiesz, chodzi o tę nowo przywleczoną maskotkę. Niektórzy naprawdę uważają, że ona jest... no wiesz. Ale, ja tam wiem, że mój król nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił. - odchrząknął – Jest już późno pani, czy chcesz abym odprowadził cie do komnat twojego rodu? Zamek nocą może wydawać się nieprzyjemny niewiastom tak niewinnym jak ty.
Równoległa Yaeko widocznie miała inne zdanie na ten temat, bo powiedziała jedynie:
-Nie dziękuję. Znam drogę i nie lękam się jej. - i odeszła.
Podwójna wizja skończyła się tak nieoczekiwanie, jak się zaczęła. Yaeko zamrugała gwałtownie znajdując się znów tylko w domu Cedrica. Ten nadal stał trzymając miecze tak, jakby czas stanął w miejscu. A może to wszystko w jej głowie wydarzyło się tak szybko?
- … miejmy taką nadzieję. - Głos Mii wreszcie do niej dotarł. Nie wiedziała o czy mówiła kai. Nie było to teraz dla niej ważne. Ta rozmowa, która odtworzyła się w jej głowie. Była niemal pewna, że pochodziła z jej przeszłości... Kobieta, o której mówili król i Wojownik... Mimo, że jej nie pamiętała, czuła, tak samo jak „tamta” Yaeko, smutek i żal na myśl o jej losie. Jej życie pewnie nie trwało długo... W ciągu kilku sekund doszła do dwóch ważnych wniosków. Po pierwsze: ta kobieta musiała być jej przyjaciółką – po prostu tak czuła. Po drugie: pokaże Hajime, że nie każda kobieta jest tchórzem. Jeśli nie chce nim być, to nie będzie. Zrobiła głęboki wdech i pewnie wstała z kanapy. Podeszła do szczerzącego się Cedrica. Jeśli nie zrobiłam tego wtedy, to zrobię to teraz...
Dreszcze opuściły jej ciało. Stała zaledwie centymetry od przedmiotów, które parę minut temu wyzwalały w niej paraliż. Nie, one robiły to całe moje życie... Nagle ze wstydem uświadomiła sobie, że pomimo dzielnego postanowienia, nie wie jak powinna je trzymać, jak obejrzeć. Do zamaskowania swojej niewiedzy postanowiła wykorzystać dobry humor Panicza.
-Dziękuję. - powiedziała – Może, skoro są taką dumą twojej rodziny, chciałbyś dokładniej zademonstrować ich możliwości? Bardzo chętnie posłucham. (Miała nadzieję, że brzmiało to jakkolwiek profesjonalnie.)
Na szczęście Cedric chciał. Wypiął dumnie pierś i teatralnym gestem – na co liczyła dziewczyna – przełożył do prawej ręki krótszy przedmiot. Złapał za rękojeść w ciemno-zielonym kolorze i powoli wysunął ostrze z pochwy. Oczom Yaeko ukazała się zimna, szara stal. Ostrze było krótkie, ale ostro zakończone. Jego brzegi również wyglądały na niebezpieczne.
-Wyciągnij rękę. - poinstruował Cedric – Wierzchem ku górze. Nie ruszaj jej.
Posłuchała. Słyszała szybkie bicie własnego serca, kiedy Takkara ułożył ostrze poziomo, równolegle do jej ręki, a następnie ostrożnie przeniósł je tak, by położyć je dokładnie na niej. Było to najdziwniejsze uczucie jakiegokolwiek doświadczyła. Klinga spoczywała na otwartej dłoni – od koniuszka środkowego palca do nadgarstka. Powyżej, na przedramieniu opierało się ostrze, które kończyło się dokładnie w miejscu zgięcia reki. Wystarczył by najmniejszy gwałtowny ruch, a przebiłoby się precyzyjnie przez cienką warstwę skóry. Zacisnęła zęby. Nie bała się, czuła jedynie zdenerwowanie. Tak jakby miała spotkać jakiegoś nieznajomego, na którym chciała wywrzeć dobre wrażenie - ale nie wiedziała w jaki sposób. Zauważyła, że wzdłuż ostrza przebiegają podłużne zdobienia. W pierwszej chwili pomyślała, że to dość przypadkowo poplątane ze sobą linie. U podstawy tworzyły szeroką poplątaną sieć, by następnie zbiec się w grubsze, pojedyncze rzeźbienia, które biegły aż do zwężenia ostrza. Wydawało jej się dziwne, że linie nie przecinają broni równo na połowę, a wyginają się w lekki łuk ku lewej stronie. Może to jakiś uszkodzony egzemplarz – pomyślała. Potem jednak zerknęła na Cedrica i wiedziała, że z jakiegoś powodu musiało być to zamierzone.
- Sztylet z Mol'am. - powiedział niemal szeptem – To, Yaeko, coś co pozwala czuć dumę każdemu, kto pochodzi z rodu Takkara. Nie, byle jaki kawał stali, wykuty bez żadnych zasad, stworzony by zadać nagłą śmierć przez tego kto ma dość sił by go utrzymać. Nie, jakiś barbarzyński nóż, którym wojownicy Arkharru przekrawają mięso. To, dzieło stworzone tylko dla swojego właściciela. Przekłute by ochronić jego życie, gdy wszystko inne zostanie stracone. Powołane do życia dla ochrony lub zadania wspólnej śmierci silniejszemu wrogowi – nigdy do ataku. Zapamiętaj to. - Cedric patrzył na ostrze, choć myślami wydawał się być gdzieś bardzo daleko. Wolna dłonią wskazał na zdobienia. - Czy wiesz co to jest ? - zapytał.
Yaeko pokręciła ostrożnie głową.
- Wyciągnij więc w ten sam sposób drugą rękę i przyjrzyj się. - Natychmiast tak zrobiła. Skupiając się na tym by utrzymać sztylet na miejscu, przyjrzała się jednemu i drugiemu przedramieniu. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko. Na swojej pustej ręce natychmiast dostrzegła linie niemal bliźniaczo podobne do tych, wyrzeźbionych na sztylecie. Różnica polegała na tym, że te lekko wyginały się w prawo i biegły tuż po jej skórą. Poczuła dreszcz przebiegający po jej ciele.
- Ale jak...
- Tylko dla właściciela. - uśmiechnął się – Nie oznacza to jedynie idealnie dopasowanych wymiarów. Na tym ostrzu wybita jest każda żyła i każda tętniczka, która przebiega pod skórą osoby, dla której wykuto sztylet. Sztylet z Mol'am nie jest przedłużeniem właściciela. On jest właścicielem. Jest jego życiem, krwią i umiejętnościami. A ten, który widzisz – jest tobą.
- Cedric.. - nawet nie wiedząc nic o broni, wiedziała, że otrzymała wyjątkową rzecz. - Skąd wziąłeś ostrze, które pasuje akurat do mnie? - wzięła ostrożnie klingę w lewą rękę, a następnie przełożyła do prawej. Faktycznie, żyły i rzeźbienia rozwidlały się i zwężały w identycznych miejscach.
- Z moim nazwiskiem to nie było bardzo trudne. - przeczesał włosy dłonią – Jeden z kowali pracujących przy tych cudach był mi winien przysługę. Planowałem to wszystko długi czas, wiedziałem, że będziesz potrzebowała broni. Kiedy więc, udało nam się przenieść cię tutaj... Jeszcze tego samego dnia posłałem do niego. Nie podobało mu się to, że ma wykonać oręż dla kogoś zza Osi, ale nie pozostawiłem mu zbytniego wyboru. Może i jest marudny, ale ma też prawdziwy talent. W pół dnia dokonał wszystkich niezbędnych wyliczeń i szkiców. - uśmiechnął się – Oczywiście byłaś nieprzytomna, dlatego Mia cały czas miała na niego oko. - kai mruknęła z sarkazmem coś co przypominało „jeszcze by nam cię biedak porwał” - Kazałem wykonać mu te ostrza i odłożyć na bok wszystkie inne zamówienia. Nie wiedziałem kiedy się obudzisz, a ponieważ spodziewałem się, że będziesz pamiętać swoją tożsamość – Cedric był wyraźnie zakłopotany – Myślałem, że jeśli wręczę ci je jako prezent, będziesz bardziej... chętna do współpracy. - Uśmiechnęła się widząc, że wypowiedziany na głos plan najwidoczniej nie wydawał mu się już tak dobry – W każdym razie... - dodał szybko – Chłopakowi należy się uznanie. Nie przespał paru nocy, no i wykonał swoja pracę niesamowicie dokładnie, jak zwykle.
- Czy zanim wyruszymy będziesz mógł mnie do niego zaprowadzić? - zapytała – Chciałabym mu podziękować.
Panicz wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz. - powiedział – Ale uprzedzam, że nie zrobił tego z radością na ustach. Może nie mieć nastroju...
- Mimo wszystko. Chciałabym go zobaczyć.
- Niech będzie. - spojrzał na Mię. Ta rozłożyła ręce w geście kapitulacji. - Jutro go odwiedzimy. Teraz schowaj sztylet. Chciałbym pokazać ci twój nowy miecz.
Spojrzała na drugi, dłuższy przedmiot wciąż spoczywający w dłoni Cedrica. Zupełnie o nim zapomniała. Wzięła krótką, czarną pochwę i starannie nałożyła na ostrze. W ogóle nie miała w tym wprawy. Zabezpieczony sztylet odłożyła delikatnie na stół. Nie chciała żeby tak drogocennemu przedmiotowi coś się stało.
- Nie musisz aż tak na niego chuchać! - Takkara był wyraźnie rozbawiony – To broń. Może i jest wykonana w wyjątkowy sposób, ale jest też, przede wszystkim, funkcjonalna. Mogłabyś uderzyć nim z całej siły o kamień i nie zauważyłabyś najmniejszego uszkodzenia. Po to został stworzony – stal o stal. To samo dotyczy tego cuda. – wyciągnął miecz w jej kierunku – Zobacz.
Yaeko wzięła podarunek i wysunęła miecz na zewnątrz naśladując wcześniejsze ruchy Cedrica. Przy samym końcu musiała trochę zmienić technikę, gdyż sztych okazał się lekko zaokrąglony w dół. Jak na pierwszy raz poszło jej jednak całkiem dobrze. Odłożyła skórzaną osłonę i wyciągnęła miecz przed siebie, przyglądając się mu. Pierwsze na co zwróciła uwagę, to lekkość broni. Zawsze kojarzyła miecze z dużym ciężarem i siłą zarezerwowaną tylko dla mężczyzn. Swój prezent natomiast trzymała w jednej dłoni i nie czuła zmęczenia. Owszem, ważył trochę, ale nie było to nic, co byłoby trudne do zniesienia. Klinga była tego samego koloru, co jej odpowiedniczka w sztylecie. Była też trochę dłuższa. Brakowało, obecnego w mniejszej broni, jelca. Rękojeść gładko zlewała się głowiną – chropowaty ciemny kamień przechodził w gładką stal. Z obydwu stron, na całej długości metalu wybity był – znany już Yaeko – motyw łodygi z liśćmi i pąkami. Nie wierzyła, że taką rzeczą można było walczyć. Była zbyt piękna. Roślina wiła się w świetle, które wpadało przez okna. Przyglądała się jej urzeczona. Nie miała pojęcia, że spod młota kowala może wyjść tak realistyczny i delikatny obraz. A może on tylko wykonywał miecz, a ozdabiały go kobiety? Tylko jak? Zauważyła, że Cedric chce coś powiedzieć, jednak powstrzymuje się by nie przerywać jej oględzin.
-To najpiękniejszy miecz jaki widziałam w życiu. - powiedziała. Nie przejmowała się tym, że niewiele ich widziała. Była pewna, że ten który trzyma jest wyjątkowy, nie potrzebowała dowodów.
- Duma Mol'am. - jej gospodarz znów wydawał się nieobecny – Wybacz, ale nie oglądałem tych dzieł przed tobą. Widziałem już tyle wersji, a i tak każda na nowo... jest niepowtarzalna.
- Opowiedz mi o tym mieczu. - Yaeko strasznie spodobał się nowo odkryty Cedric – Mówisz o tym z taką pasją.
- To nie tylko pasja, Yaeko. - spojrzał z szacunkiem pokryty liśćmi płaz – Każdy ród ma coś takiego. Jakąś umiejętność, która czyni go odrębnym od innych. Dar, który przekazywany jest tylko wewnątrz. Moc poszczególnych członków i ich osiągnięcia przekładają się na miejsce w hierarchii Arwy. Ale członkowie przemijają, a dar trwa przez wszystkie pokolenia czyniąc ród Rodem. Odróżnia nas od każdego chłopa, każdego niesklasyfikowanego. Z tego co wiem, u was za Osią tego nie ma. Może i rodzina Takkara nie jest najważniejsza, ale od tysięcy lat jej członkowie zostają płatnerzami i kowalami, których dzieła są znane we wszystkich krainach. W naszej rodzinie taki miecz ma każdy dorosły, każdy nastolatek – niezależnie od swojego stanowiska. Jednak dla wielkich panów i władców to legenda, której nigdy nie będą trzymać w swoich rękach. Co najwyżej mogą oglądać i podziwiać z daleka.
- Dlaczego? - nagle poczuła, że miecz w jej ręku staje się cięższy.
- Dlaczego wielcy królowie nie mogą wziąć sobie tego, czego chcą? - Cedric chwycił pochwę miecza i zamachnął nią w powietrzu – Tylko dla właściciela. - wyszczerzył zęby w uśmiechu – Nasze ostrza są podziwiane nie tylko z powodu tradycji, wytrzymałości i zdobień. Chodzi o wyłączność. Normalny miecz czy sztylet może mieć wielu panów. Można je komuś przekazać albo komuś ukraść. Ostrze, które jednego dnia wiernie ci służy, następnego dnia, w rękach wroga może przynieść ci śmierć. Ten miecz – trzewikiem pochwy wskazał na głowinę – zawsze będzie tylko twój. Możesz go zostawić pośrodku Osi i wrócić po niego po dziesiątkach lat, a będziesz wiedziała, że NIKT się nie nie posłużył. Nie mógł.
- No powiedz wreszcie. - Yaeko wiedziała, że celowo krąży wokół tematu.
- Ponieważ ci zadufani w sobie ludzie wykłuwają te ustrojstwa tylko dla konkretnych osób używając do tego ich własnej mocy duchowej. Z tego powodu inni wojownicy nigdy nie chwycą za klingę, nawet jeśliby im położyć miecz na tacy. - powiedziała zadziwiająco spokojnie Mia.
Cedric jęknął.
- Dzięki.
- Miałeś swoją okazję Paniczu. - Mia dolała sobie herbaty – Dla kogo ja ją parzyłam?
- To znaczy? - Nakamura poczuła, że znów wróciła do punktu „nie wiem, wytłumacz”.
- Zdolność gradacyjna przekłada się na moc jaką ma każdy z nas. Dla każdego jest jednak ona inna. Mówi się, że ma inny kolor, ponieważ kiedy potężni wojownicy walczą między sobą ich moc duchowa materializuje się i podczas walki można ją zobaczyć – zawsze ma tą samą, niepowtarzalną barwę. - Mia odpowiedziała pierwsza – Podczas naszej pierwszej rozmowy opowiadałam ci o barierze, którą przebija się w dniu poziomowania. Każdy obdarzony mocą ją wznosi i nie dopuszcza do niej środka innych. To tworzenia oręża ród Takkara opanował nikomu nieznaną technikę wtłaczania w stal tej właśnie mocy duchowej. Pomaga to i pozwala czynić niesamowite rzeczy, wyszkolonemu wojownikowi w walce, jeśli miecz został wykluty dla niego. Jednak kiedy obcy człowiek ze zdolnością gradacyjną posłużyłby się twoim mieczem, byłoby to równoznaczne z wpuszczeniem twojej mocy, która jest obecna w broni, pod jego barierę. A to, jest niedopuszczalne.
- Chcesz zapytać, dlaczego, prawda? - Cedric przeczesał dłonią włosy.
- Nie. - wyczuła, że nie powinna pytać.
Mia była bezlitosna.
- Po obydwu stronach Osi nie ma, między dwojgiem ludzi, relacji bardziej prywatnej i intymnej niż złączenie mocy. Znam małżeństwa zawarte w Wielkich Rodach, które nigdy nie otworzyły między sobą barier. Czym innym jest dzielić łoże dla przedłużenia linii Rodu, czym innym wymieszanie duchowej mocy. Dlatego opanowanie swoich zdolności jest dla ciebie kluczowe jeśli chcesz jutro wyjść z tego domu. Gdyby nie tarcze Cedrica już dawno bylibyście kimś więcej niż uczennicą i – upiła łyk – mistrzem.
Yaeko musiała użyć całej siły woli, aby nie upuścić miecza. Nie sądziła, że te bariery są aż TAK ważne. Poczuła się zażenowana. Nie wiedziała, że to działa w ten sposób. To dlatego wcześniej nie wyciągał mojego miecza, może oglądać go tylko wtedy kiedy ja mam go w ręce. Dlaczego wiem tak mało?
- To czemu można nimi walczyć? - zapytała – Czy uderzając przeciwnika, nie działa to w ten sam sposób?
- Nie. - powiedziała Mia – Gdyby tak było, to nikt by ich nie używał. Są zasady...
- Dajcie spokój! - Młody Takkara szarpnął włosy przy uchu – Będziecie mi tu teraz omawiać... - skrzywił się – Później nauczę cię walczyć Yaeko. Zdobyłem dla ciebie jeszcze jedną rzecz. Odłóż ten Sierp, zaprzyjaźnisz się z nim później.
- Sierp? - zapytała zanim zdążyła pomyśleć.
- No, tak się nazywa. Wszystkie miecze rodu Takkara nazywane są Sierpami. To przez kształt. - wskazał na sztych.
Wciąż czująca się niezręcznie Yaeko postanowiła na razie nie nalegać na więcej informacji. Wzięła od Cedrica pochwę i nałożyła ją na zdobienia. Sierp odłożyła na stół, obok Sztyletu z Mol'am. Tymczasem chłopak znów stanął przy (wyglądającym na pusty) worku i wyjął z niego małe, czarne pudełko.
- Nawet gdybyś miała swoją pamięć, pewno nigdy nie wpadłabyś na to, co to jest.
- No.. – czuła się trochę głupio, ale po otrzymaniu tak pięknych darów, zwyczajnie chciała odpakować następny. Bycie odważną panią z Rodu nie jest takie złe...- to pokaż.
Cedric niemal podbiegł do niej i podsunął opakowanie.
- Ta- da – da -dam! - uchylił czarne wieczko. Wewnątrz, na poduszeczce leżała... wsuwka do włosów. Była bardzo ładna, ale Yaeko nie rozumiała jak może być ona niezbędna. Mia nie miała na głowie żadnych dodatkowych ozdób. Poza tym, to nie mogło być chyba jakieś ważne... Przyjrzała się uważniej. Dwa, cienkie, brązowe druciki zwieńczone przy jednym końcu ozdobnym kamieniem. Miał około półtorej-centymetra średnicy. Oszlifowany w gładką kulkę, z fioletowo-niebieskimi refleksami. Pod światło musiał wspaniale się prezentować. Ale... Szata, miecz i wsuwka?
- Bardzo ładna, dziękuję. – powiedziała zakłopotana.
- Nie masz pojęcia, co to jest, zgadłem? - Cedric wyglądał tak jakby to on dostał ogromny prezent.
- No nie... - przyznała niechętnie (znowu).
- Mia! Za dziesięć minut, przed lustrem na korytarzu. - mrugnął do Yaeko i wyszedł z pokoju.
Zdezorientowana spojrzała na kai.
- Co się stało? - zapytała niepewnie.
- Musisz się przebrać. - wskazała kostkę na stole – Rozumiem, że mam pomóc?
- Eeeee, tak poproszę. - Nie będę pytać, nie będę pytać....
- Zdejmij delikatnie tunikę, uważaj na szwy na szyi. Następną zmianę opatrunku przewiduję dopiero na wieczór.
Służąca przeszła obok rozpoczynającej walkę z szarym materiałem dziewczyny. Podeszła do stolika. W dwóch ruchach pozbyła się sznurka, chwyciła za „ramiona” szaty i pociągnęła je do góry. Szata uczennicy Rodu Takkara ukazała się w pełnej okazałości. Yaeko, która starała się poskładać swoje dotychczasowe ubranie w kostkę (nieskutecznie) zatrzymała się w połowie ruchu. Jeju.... Podobała jej się znacznie bardziej niż suknia, w której widziała się jakiś czas temu. Szata była prosta, z długimi rękawami, lekko rozszerzanymi przy końcach. Żółte pasy, których fragmenty widziała wcześniej, biegły z dwóch stron od kołnierza, przez środek. Na trzech czwartych długości symetrycznie zaginały się na zewnątrz, tworząc po obydwu stronach wzór kwadratu. Mia odwróciła szatę i Yaeko zobaczyła, że na wysokości pleców umieszczono symbol, który kai nosiła na rzemieniu. Żółta linia: najcieńsza na środku, rozszerzająca się na końcach, kończąca łagodnymi łukami.
- Obusieczny Topór. - wyjaśniła Mia – Symbol Rodu Takkara oraz ich daru.
- To oni wykuwają również topory? - nie zdążyła ugryźć się w język.
Służąca uśmiechnęła się.
- Oczywiście. A teraz podejdź do mnie.
Ku zdumieniu Yaeko odłożyła szatę i podniosła ze stołu jednolitą czarną kostkę. Ją również podniosła ukazując wąską tunikę. - Pod spód. - wyjaśniła.
Podeszła chcąc zabrać ubranie.
-Panicz będzie się niecierpliwił. Ręce do góry, bohaterko wojen Arreńskich. - rozkazała Mia.
Kolejny raz w ciągu tego dnia czuła się zażenowana. Tym razem z powodu kai naciągającej jej tunikę i poprawiającej opatrunek na szyi.
-Okręć się. - Yaeko wykonała polecenie – Leży bardzo dobrze.
Podniosła szatę wierzchnią i rozłożyła ją za jej plecami.
- Ręce w tył. - rozkazała – Noś ja z dumą Nakamura.
Nieśmiało włożyła dłonie w rękawy. Kai natychmiast naciągnęła materiał. Szata opadła na ramiona Yaeko. Nim zdążyła się obejrzeć, Mia już stała przed nią i poprawiała szatę po obu stronach.
- Muszą zawsze leżeć równo. - upomniała. Nagle w jej dłoniach pojawiła się srebrna broszka w kształcie Obusiecznego Topora. Zapięła ją wprawnie na wysokości mostka dziewczyny.
- Gotowe. - powiedziała – Tymi strasznymi włosami zajmiemy się potem. Idź do Cedrica, pewno już rozniósł korytarz.
Yaeko podziękowała i ruszyła na poszukiwanie jej gospodarza. Była strasznie ciekawa dlaczego szata Rodu jest tak niezbędna do wpięcia jednej wsuwki.
Czekał na nią w najdalszej części korytarza, wciąż trzymał czarne pudełko. Obok niego, oparte o ścianę, stało wysokie lustro. Miało wymyślne, kwiatowe (najprawdopodobniej również wykonane z jakiegoś żelaza) zdobienia. Podeszła bliżej i stanęła przed lekko zakurzoną taflą.
- Przyjrzyj się dobrze, bo to ostatni moment kiedy świat widzi cię taką jaką jesteś. - powiedział.
Nie wiedziała czy się z niej śmieje, czy mówi poważnie. Postanowiła jednak, że będzie robić to co jej powie – tak więc, zrobi i to.
Spojrzała uważnie w lustro. Przed nią stała wysoka dziewczyna. Ubrana w barwy Rodu Takkara, które zasłaniały jej (tu i ówdzie) bardziej okrągłe kształty. Miała jasną cerę. Długie, opadające za ramiona włosy kasztanowego koloru. Miała też, duże oczy o ciemno-fioletowych tęczówkach, które w paru punktach wpadały w jaśniejsze refleksy. Długie rzęsy i... Yaeko przez jedną chwilę wydawało się, że jej kości policzkowe były kiedyś mniej widoczne. Jednak u odbijającej się w lustrze postaci były one wyraźnie zaznaczone, nadając oczom bardziej skośny kształt. Były takie. Na pewno. Widziała też dość chaotycznie zawiązany opatrunek, zakrywający jej całą szyję.
- I co to ma wspólnego z tą wsuwką? - zapytała.
- To, że gdyby nie ta wsuwka nie mogłabyś wyjść na zewnątrz ze względu na kolor twoich oczu i rysy twarzy. Każdy od razu by je dostrzegł i dowiedział o twoim pochodzeniu. Tylko po drugiej stronie spotyka się fioletowe oczy. Tutaj zobaczysz je tylko na obrazach. Ta wsuwka... - wyjął ozdobę z pudełka – Wszystko nam umożliwi.
Yaeko popatrzyła na niego niepewnie.
- Jak nam to umożliwi? - zapytała.
- Zadaniem tego przedmiotu nie jest jedynie ładny wygląd. Chodzi o kamień. To on został oszlifowany, a jego znalazca zdecydował się, że wkomponuje go w kobiecą wsuwkę. Te kamienie mogą być różnej wielkości i kształtu. Mogą spoczywać w każdym przedmiocie: broszce, pierścieniu, diademie, czym tylko chcesz.... A haczyk polega na tym, że są niezwykle rzadkie i posiadają dość oryginalną moc.
- Czy jest chociaż jedna rzecz, której ród Takkara nie posiada? - zapytała z lekkim przekąsem.
- Och. - nadął policzki – Pewnie istnieje wiele takich rzeczy. Nasze szczęście polega na tym, że żaden z tutejszych Rodów pewnie nie ma takiego kryształu. Sami nie wiedzieliśmy o jego istnieniu aż ojciec... – urwał. Jego twarz wykrzywiła się tak, jakby wylał na siebie wrzątek – Kilkanaście lat temu, - zaczął po chwili – weszliśmy w posiadanie tego kryształu. Łzy Euphrazji. W twojej dawnej części, za Osią, znajduje się kraina o nazwie Euphrazja. Przypomina ci to coś?
- Nie. - odpowiedziała zgodnie z prawdą – A co to ma wspólnego z łzą?
- No więc, podobno w samym sercu tej krainy rośnie las, a w nim wyjątkowe drzewo. Ma potężne białe konary i szerokie gałęzie – nigdy jednak nie wydaje liści ani kwiatów. Za to raz do roku, w okresie przesilenia letniego z jego gałęzi wypływa żywica, która kroplami stada na ziemię. Mój ojciec spotkał kiedyś człowieka, który podobno był świadkiem tego wydarzenia. Mówił, że drzewo wygląda wtedy zupełnie tak jakby płakało. W momencie kiedy żywica spadnie na glebę natychmiast w nią wsiąka. Kiedy jednak złapie się taką łzę w dłonie zastyga, przeradzając się w kryształ. Potem wystarczy go oszlifować.
Yaeko nie mogła uwierzyć, że istnieje tak wspaniałe zjawisko. Spojrzała na wsuwkę, od razu widząc ją w nowym świetle.
- Co ona robi? - zapytała.
- Tu pojawia się dalsza część historii. - uśmiechnął się – To niezwykłe drzewo jest uważane za święte przez mieszkający tam lud. Ponoć od początku ich istnienia wybierają kolejno strażniczkę i strażnika drzewa, którzy mają o nie dbać i nie dopuścić do jego zniszczenia. Ten człowiek opowiadał, że kiedy nadchodzi godzina śmierci strażników potrafią to wyczuć i udają się do drzewa, żeby zapaść w wieczny sen pod jego konarami. I tak, obraz każdego z nich zostaje zachowany w pamięci rośliny, która przypomina sobie o nich co rok, opłakując ich śmierć. Jedna łza dla jednego strażnika. - przysunął wsuwkę tak blisko, że dotykała nosa Yaeko – Jedna łza to jeden obraz, na zawsze utrwalony w żywicy.
Przełknęła ślinę. Miała nadzieję, że nie domyślała się prawdy.
- Jeśli ją założę.... - nie miała odwagi dokończyć.
- Przybierzesz wygląd dawnej strażniczki drzewa Euphrazji. Chociaż, nie chciałbym tak o tym myśleć. Umówmy się, że będziesz wyglądać jak Nakamura Yaeko, uczennica Cedrica z Rodu Takkara. Musisz tylko pamiętać, że żeby moc kryształu działała musi on bezpośrednio dotykać twojej skóry oraz, że powrót do twojego normalnego wyglądu nastąpi po około trzydziestu sekundach od zdjęcia wsuwki. Wszystko już zostało przetestowane. - mrugnął – Czy nie dziwisz się już dlaczego ten konkretny kryształ włożono w damską wsuwkę?
- To obraz kobiety.
- Nie. To twój obraz Yaeko. - wpiął wsuwkę w jej włosy.

Nessa Daere