Cedric włożył dłonie w głąb
brązowej otchłani. Coś zaszeleściło. Po chwili na stole pojawił
się ciemno-zielony materiał starannie złożony w kostkę. Przez
jej środek, w poziomie i pionie, przebiegały jasne pasma sznurka.
Spotykały się w jednym miejscu tworząc skromną kokardkę. Na
materiale pojawiały się fragmenty żółtych linii – kompletny
wzór był niewidoczny, zakryty zgięciami kostki. Chłopak pochwycił
pytające spojrzenie Yaeko. A może przywykł już do ciągłego
wyjaśniania oczywistości...
-Twoje nowe szaty.
Zaczynając od jutra. - wskazał palcem na jej tunikę – Nawet nie
myśl, że wyjdziesz z tego domu w czymś takim. Nasz ród należy do
tych, honorowanych przez Arwę. Byłoby nie ma miejscu, gdyby
zobaczono mnie z tobą.. – przeczesał włosy dłonią – To
znaczy, tobą w takim stroju.
Mia westchnęła i
bardziej zagłębiła się w oparcie fotela.
-Paniczu proszę.
Wiesz dobrze, że do świtu musimy..
-Dopiero wczesne
popołudnie. Ze wszystkim zdążymy. - Cedric lekko wydął policzki,
niby obrażone dziecko.
Ciekawe czy oni zawsze są tacy
nieformalni? Mia w rzeczywistości jest dużo starsza – o czym
Cedric wie, pewnie. Poczuła
ukłucie zazdrości. Czują
się w swojej obecności bardzo swobodnie. Znają się. A kogo ja
znam?
Nagle
poczuła się fatalnie. Pragnęła się odwdzięczyć. Pokazać tej
dwójce (szczególnie Cedricowi), że nie uratowani jej na darmo.
Dzięki nim znów mogła... żyć. Z drugie strony w jej umyśle
pojawiła się pewność, że poprzednie życie, które prowadziła
nie było jałowe. Gdzieś tam, za Osią, wciąż mogli być
przyjaciele, ojciec... Ludzie, którzy opłakiwali jej zaginięcie.
Bo tacy byli,
prawda? Nie, nawet jeśli był to tylko jeden człowiek, to chcę
dotrzeć do niego i powiedzieć, że żyję, że wszystko jest w
porządku. A jeśli stanę się kimś innym, czy mnie rozpoznają?
Czy
mijają na ulicy po prostu nie pójdą dalej? Nie poznają jej?
Straci wszelkie szanse żeby przypomnieć sobie o tym, było. Kim
była, czy faktycznie służyła w armii? Bogowie...
W
końcu minęło dwanaście lat, wciąż jest duże
prawdopodobieństwo, że jej bliscy żyją. Czy słysząc inne imię
nie odwrócą się? Czy widząc inny ubiór, status społeczny –
miną bez słowa, nawet nie dopuszczając myśli, że to może być
ona? Chociaż... wygląd – jeśli wierzyć Mii (Yaeko wierzyła w
stu procentach) endodron zamroził wszelkie oznaki upływu czasu.
Więc twarz..
Jeśli ktoś mnie znał, wciąż może mnie rozpoznać, prawda?
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Tak. Skończyłeś na tym, że na pewno zdążymy... do czegoś.
Mia jęknęła cicho coś o wszechmogących bohaterach wojny
Arreńskiej.
-To od teraz słuchaj uważnie. Staram się nakreślić wszystko jak
najdokładniej. Jeśli o czymś zapomnisz albo nie zrozumiesz czegoś,
to wyjdzie na jaw podczas naszej podróży. A wiesz mi, ludzie nie
będą tutaj dla ciebie uprzejmi – nawet jeśli będą mieli tylko
domysły.- Ton głosu Cedrica był teraz daleki od wesołości. Stał
się mocniejszy, poważniejszy. W kilka chwil pochylał się nad nią
nie kto inny, jak Panicz Cedric – ten, który wyzwolił ją z
ciszy.
-To co, mogę mówić?
Yaeko czuła, że czerwienią jej się policzki.
-Tak. - wyjąkała – Przepraszam.
-No i ładnie. Mówiłem... i mówię to teraz, znowu, że
najważniejsze jest to żeby KTOKOLWIEK skojarzył się z Erathią.
Jeśli tak się stanie to będzie koniec, zarówno mój, jak i twój.
Z chęcią przedstawiłbym cię światu jako część mojej dalekiej
rodziny, ale zapewne już wiesz, że nie mogę tego zrobić. Dla
naszego bezpieczeństwa. Jako Nakamura Yaeko, od jutrzejszego świtu
począwszy, zostaniesz moją uczennicą. Tłumacząc, jestem z Rodu i
osiągnąłem już wystarczający poziom umiejętności, który
uprawnia mnie do posiadania ucznia. – pauza – Co, zresztą nie
jest jakimś naciąganym kłamstwem, bo zanosi się na to, że to JA
będę musiał uczyć CIEBIE walczyć. Będzie to też wygodna
historia, bo pozwoli nam traktować się w towarzystwie na równych
prawach (no prawie..) Myślałem również o wariancie, w którym
zostałabyś moją służącą. Jednak w wielu miejscach musielibyśmy
się rozdzielać, czego z twoim stanem wiedzy wolałbym uniknąć.
W głębi ducha odetchnęła z ulgą. Wolała być uczennicą niż
służącą. No, tak jej się wydawało. Ale widać w tych
kwestiach nie mam prawa do żadnych decyzji...
- Historia wygląda tak, że natknąłem się na ciebie
przypadkiem w jednej ze wsi niedaleko Mol'am i dostrzegłem twój –
pauza – talent. To z kolei poskutkowało naszą wspólna podróżą
oraz możliwością noszenia przez ciebie tych szat – wskazał na
kostkę – w kolorze rodu Takkara. Oczywiście ze stosownymi
zdobieniami odpowiednimi dla ucznia.
Słuchała uważnie. Chciała pokazać, że jest użyteczna. Pokażę
im, że potrafię. W końcu byłam kiedyś kimś silnym, prawda?
Zignorowała ukłucie jednego ze szwów na szyi. Słuchaj,
uważnie słuchaj....
Cedric znów stanął za workiem.
-A skoro jesteś uczniem, to potrzebna ci broń... - wyciągnął dwa
podłużne przedmioty – To dla ciebie.
Yaeko patrzyła na podarunki. Wiedziała co powinna zrobić, jednak
nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Jej dłonie odszukały krańce
kanapy i złapały ich się kurczowo. Coś w głębi jej umysłu
właśnie się obudziło. To coś radziło zrobić wszystko, byle nie
to czego oczekiwał człowiek stojący przed nią.
Kai milczała. Młody Takkara wydawał się nie dostrzegać zmiany
zachowaniu Erathianki. Wyciągnął ręce w jej kierunku. Skinął
zachęcająco głową.
-No, na co czekasz? - zapytał – Weź je. To nie byle jaka stal.
Pochodzi ze zbrojowni mojego rodu. Musiałaś już o niej słyszeć,
nawet w tej swojej dziczy za Osią. - mrugnął. Pogodny Cedric na
chwilę powrócił.
Chciała wstać, lecz jej ciało było jak z kamienia. Wydawało się
związane z dotykającym je materiałem. Co ty robisz? -
spytała sama siebie – To potrzebne, będę uczniem... Cedric
chce żebym mu pomagała. Uratował mnie... Napięła mięśnie
ramion chcąc odbić się od kanapy. Drżały. Czuła jakby zaraz
miała się roztopić, zniknąć. Uciec, byle dalej od tych dwóch
przedmiotów. Nie powinna używać takich rzeczy. Była kobietą.
Kobiety nie walczą. Nawet jeśli w przeszłości jej to nie
przeszkadzało... Ale skąd ta pewność? Przecież równie dobrze
miejsce jej zamknięcia mogło być pomyłką, przypadkiem. Jest
zwyczajną dziewczyną. Jesteś tchórzem. Yaeko niemal się
zachłysnęła. Słowa w jej umyśle były tak realne, że na ułamek
sekundy znów stała w tym pokoju – z TYM człowiekiem. Wojownik.
Nie miała żadnych wątpliwości. Choć słyszała go tylko kilka
razy natychmiast go rozpoznała. Tego dumnego głosu nie można było
zapomnieć... Naraz poczuła się dziwnie, zupełnie jakby przebywała
w dwóch miejscach jednocześnie. Wciąż widziała Cedrica, wciąż
siedziała na kanapie w jego domu, a jednocześnie była gdzie
indziej. Stała na palcach. Opierała się o framugę ogromnych
drzwi, starając się aby nikt w pomieszczeniu jej nie zauważył.
Było to trudne, bo miała na sobie prostą, długą suknię, której
dół przesadnie się rozszerzał – przez co cały czas musiała
trzymać materiał po bokach i odciągać go w tył. Ubranie podobało
jej się, ale w tym momencie wolałaby mieć na sobie koszulę i
spodnie, które nosiła na co dzień. Na odkrytych ramionach czuła
zimno panujące w korytarzu. Było ciemno. Jednak to wcale jej nie
przeszkadzało, wręcz przeciwnie, pomagało się ukryć. Jedyne
światło wypływało wąskim strumyczkiem zza wpół-przymkniętych
drzwi, za którymi stała. Było ciepłe i przyjemne. Uśmiechnęła
się. Przywodziło jej na myśl... Coś w pomieszczeniu trzasnęło.
Yaeko tłumiąc krzyk, odskoczyła dalej od framugi. Wiedziała, że
mimo ciemności, będący w pomieszczeniu ludzie mogą odkryć jej
obecność. Nie chciała tego, ale musiała też koniecznie usłyszeć
co mówią. Powoli znów przysunęła się bliżej, nie miała jednak
odwagi podejść na tyle by zajrzeć do środka.
-Co ty wyprawiasz??!! - rozległ się wzburzony głos. Yaeko znała
go dobrze, to Wojownik. Jego gniew sprawił, że się skuliła,
pomimo tego, że to nie do niej kierował swoje słowa. - Elrandir
jest osłabiony ostatnimi bitwami, wrogowie tylko czekają aż okaże
jakąkolwiek słabość... A ty... - niemal wypluwał te słowa –
ty podajesz im ją na tacy! Na pewno zdajesz sobie sprawę, że
plotki już obiegły całe królestwo. Kwestią dni jest kiedy dotrą
do Osi. Zastanawiałeś się jakie będzie w tej sprawie zdanie
rady?! Zastanawiałeś się co powiesz swoim sojusznikom?! Jak
wytłumaczysz dorosłym, poważanym mędrcom tak niedorzeczne
posunięcie?
W pokoju rozległ się głos drugiego rozmówcy, a właściwie,
wiedziała, że powinien się rozlec. Doznała dziwnego uczucia, że
stojąca za drzwiami Yaeko słyszy każde padające słowo. Ona
jednak, będąca teraz bardziej w domu Cedrica niż w tym drugim
miejscu, słyszała tylko coś, co przypominało jej szmer wiatru.
Mia zaczęła coś mówić, ona jednak całkiem to zignorowała chcąc
wysłuchać tej przedziwnej sceny do samego końca.
-I uważasz TO za wystarczający powód?!!! - równoległa Yaeko
kucnęła i objęła rękami kolana. Bała się rozwścieczonego
Wojownika. - Należysz do pierwszego rodu! Jesteś synem Randora
Mądrego! Nie masz prawa do takich decyzji! Musimy być ponad
otaczającą nas hołotą, a to plugastwo, które z twojego
przyzwolenia wpełzło do zamku....
Wiatr znów się odezwał, tym razem hucząc i wyjąc. Usłyszała
jak coś, lub ktoś, uderza o ścianę. W jej oczach pojawiły się
łzy. Nie wiedziała dlaczego. Podsłuchująca Yaeko zacisnęła usta
starając się powstrzymać płacz.
-Co się stało z synem będącym godnym następcą swojego ojca?! -
krzyk Wojownika mieszał się teraz z nieustającymi odgłosami
wiatru – Jesteś królem! Jak sobie to wyobrażasz? Twój kaprys
zaszkodzi wszystkim z twoim ludem na czele! - wycie wiatru przeszło
w szmer, lecz i ten widać nie ustępował swojemu rozmówcy. Kroki
jednookiego mężczyzny odbijały się echem po posadzce, kiedy ten
okrążał pokój.
-Pomyśl rozsądnie mój chłopcze. - jego ton nagle stał się
pojednawczy – Czy darowanie, tak... wysokiego stanowiska, tak...
nieprzygotowanej osobie nie krzywdzi również jej samej? O czym
będzie rozmawiać w towarzystwie, skoro nie ma pojęcia o obyczajach
i kulturze? Co będzie mogła zaoferować służącym pod nią
ludziom? Zawsze będzie słaba, bez autorytetu, bez szacunku.
Otoczona sztucznym poważaniem. Uważasz, że jest na tyle głupia,
żeby w końcu sobie tego nie uświadomić? - szmer – Nie mój
drogi. Dobrze wiesz, że na dłuższą metę to niemożliwe. Nawet
Motoshige w końcu poprosi cię o inne zadanie. I co wtedy ?
Widziałem ją. Boi się nawet własnego cienia. Jest szczurem. A
szczury nie używają mieczy, nie walczą, nie budzą respektu, nie
przynoszą chwały – szczury uciekają. Więc, na wszystkich bogów,
przetnij to plugastwo na pół puki jeszcze jest czas!!!
W pokoju znów huknął wiatr, ale równoległa Yaeko nie miała
ochoty słuchać dalszej części kłótni. Ścierając z oczu łzy
wycofała się po cichu do tyłu, by następnie odwrócić się i
pomaszerować wzdłuż ciemnego korytarza. Uszła zaledwie parę
metrów, kiedy jej drogę zastąpił wysoki mężczyzna w zbroi.
Wskazał na jej suknię.
-Jesteś z rodów, tak? Nawet jeśli to nie powinnaś tutaj
przebywać. - ściszył głos – Ponoć pan Hajime jest u króla.
Wiesz, chodzi o tę nowo przywleczoną maskotkę. Niektórzy naprawdę
uważają, że ona jest... no wiesz. Ale, ja tam wiem, że mój król
nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił. - odchrząknął – Jest
już późno pani, czy chcesz abym odprowadził cie do komnat twojego
rodu? Zamek nocą może wydawać się nieprzyjemny niewiastom tak
niewinnym jak ty.
Równoległa Yaeko widocznie miała inne zdanie na ten temat, bo
powiedziała jedynie:
-Nie dziękuję. Znam drogę i nie lękam się jej. - i odeszła.
Podwójna wizja skończyła się tak nieoczekiwanie, jak się
zaczęła. Yaeko zamrugała gwałtownie znajdując się znów tylko w
domu Cedrica. Ten nadal stał trzymając miecze tak, jakby czas
stanął w miejscu. A może to wszystko w jej głowie wydarzyło się
tak szybko?
- … miejmy taką nadzieję. - Głos Mii wreszcie do niej dotarł.
Nie wiedziała o czy mówiła kai. Nie było to teraz dla niej ważne.
Ta rozmowa, która odtworzyła się w jej głowie. Była niemal
pewna, że pochodziła z jej przeszłości... Kobieta, o której
mówili król i Wojownik... Mimo, że jej nie pamiętała, czuła,
tak samo jak „tamta” Yaeko, smutek i żal na myśl o jej losie.
Jej życie pewnie nie trwało długo... W ciągu kilku sekund
doszła do dwóch ważnych wniosków. Po pierwsze: ta kobieta musiała
być jej przyjaciółką – po prostu tak czuła. Po drugie: pokaże
Hajime, że nie każda kobieta jest tchórzem. Jeśli nie chce nim
być, to nie będzie. Zrobiła głęboki wdech i pewnie wstała z
kanapy. Podeszła do szczerzącego się Cedrica. Jeśli nie
zrobiłam tego wtedy, to zrobię to teraz...
Dreszcze opuściły jej ciało. Stała zaledwie centymetry od
przedmiotów, które parę minut temu wyzwalały w niej paraliż.
Nie, one robiły to całe moje życie... Nagle ze wstydem
uświadomiła sobie, że pomimo dzielnego postanowienia, nie wie jak
powinna je trzymać, jak obejrzeć. Do zamaskowania swojej niewiedzy
postanowiła wykorzystać dobry humor Panicza.
-Dziękuję. - powiedziała – Może, skoro są taką dumą twojej
rodziny, chciałbyś dokładniej zademonstrować ich możliwości?
Bardzo chętnie posłucham. (Miała nadzieję, że brzmiało to
jakkolwiek profesjonalnie.)
Na szczęście Cedric chciał. Wypiął dumnie pierś i teatralnym
gestem – na co liczyła dziewczyna – przełożył do prawej ręki
krótszy przedmiot. Złapał za rękojeść w ciemno-zielonym kolorze
i powoli wysunął ostrze z pochwy. Oczom Yaeko ukazała się zimna,
szara stal. Ostrze było krótkie, ale ostro zakończone. Jego brzegi
również wyglądały na niebezpieczne.
-Wyciągnij rękę. - poinstruował Cedric – Wierzchem ku górze.
Nie ruszaj jej.
Posłuchała. Słyszała szybkie bicie własnego serca, kiedy Takkara
ułożył ostrze poziomo, równolegle do jej ręki, a następnie
ostrożnie przeniósł je tak, by położyć je dokładnie na niej.
Było to najdziwniejsze uczucie jakiegokolwiek doświadczyła. Klinga
spoczywała na otwartej dłoni – od koniuszka środkowego palca do
nadgarstka. Powyżej, na przedramieniu opierało się ostrze, które
kończyło się dokładnie w miejscu zgięcia reki. Wystarczył by
najmniejszy gwałtowny ruch, a przebiłoby się precyzyjnie przez
cienką warstwę skóry. Zacisnęła zęby. Nie bała się, czuła
jedynie zdenerwowanie. Tak jakby miała spotkać jakiegoś
nieznajomego, na którym chciała wywrzeć dobre wrażenie - ale nie
wiedziała w jaki sposób. Zauważyła, że wzdłuż ostrza
przebiegają podłużne zdobienia. W pierwszej chwili pomyślała, że
to dość przypadkowo poplątane ze sobą linie. U podstawy tworzyły
szeroką poplątaną sieć, by następnie zbiec się w grubsze,
pojedyncze rzeźbienia, które biegły aż do zwężenia ostrza.
Wydawało jej się dziwne, że linie nie przecinają broni równo na
połowę, a wyginają się w lekki łuk ku lewej stronie. Może to
jakiś uszkodzony egzemplarz – pomyślała. Potem jednak
zerknęła na Cedrica i wiedziała, że z jakiegoś powodu musiało
być to zamierzone.
- Sztylet z Mol'am. - powiedział niemal szeptem – To, Yaeko, coś
co pozwala czuć dumę każdemu, kto pochodzi z rodu Takkara. Nie,
byle jaki kawał stali, wykuty bez żadnych zasad, stworzony by zadać
nagłą śmierć przez tego kto ma dość sił by go utrzymać. Nie,
jakiś barbarzyński nóż, którym wojownicy Arkharru przekrawają
mięso. To, dzieło stworzone tylko dla swojego właściciela.
Przekłute by ochronić jego życie, gdy wszystko inne zostanie
stracone. Powołane do życia dla ochrony lub zadania wspólnej
śmierci silniejszemu wrogowi – nigdy do ataku. Zapamiętaj to. -
Cedric patrzył na ostrze, choć myślami wydawał się być gdzieś
bardzo daleko. Wolna dłonią wskazał na zdobienia. - Czy wiesz co
to jest ? - zapytał.
Yaeko pokręciła ostrożnie głową.
- Wyciągnij więc w ten sam sposób drugą rękę i przyjrzyj się.
- Natychmiast tak zrobiła. Skupiając się na tym by utrzymać
sztylet na miejscu, przyjrzała się jednemu i drugiemu
przedramieniu. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko. Na swojej
pustej ręce natychmiast dostrzegła linie niemal bliźniaczo podobne
do tych, wyrzeźbionych na sztylecie. Różnica polegała na tym, że
te lekko wyginały się w prawo i biegły tuż po jej skórą.
Poczuła dreszcz przebiegający po jej ciele.
- Ale jak...
- Tylko dla właściciela. - uśmiechnął się – Nie oznacza to
jedynie idealnie dopasowanych wymiarów. Na tym ostrzu wybita jest
każda żyła i każda tętniczka, która przebiega pod skórą
osoby, dla której wykuto sztylet. Sztylet z Mol'am nie jest
przedłużeniem właściciela. On jest właścicielem. Jest jego
życiem, krwią i umiejętnościami. A ten, który widzisz – jest
tobą.
- Cedric.. - nawet nie wiedząc nic o broni, wiedziała, że
otrzymała wyjątkową rzecz. - Skąd wziąłeś ostrze, które
pasuje akurat do mnie? - wzięła ostrożnie klingę w lewą rękę,
a następnie przełożyła do prawej. Faktycznie, żyły i rzeźbienia
rozwidlały się i zwężały w identycznych miejscach.
- Z moim nazwiskiem to nie było bardzo trudne. - przeczesał włosy
dłonią – Jeden z kowali pracujących przy tych cudach był mi
winien przysługę. Planowałem to wszystko długi czas, wiedziałem,
że będziesz potrzebowała broni. Kiedy więc, udało nam się
przenieść cię tutaj... Jeszcze tego samego dnia posłałem do
niego. Nie podobało mu się to, że ma wykonać oręż dla kogoś
zza Osi, ale nie pozostawiłem mu zbytniego wyboru. Może i jest
marudny, ale ma też prawdziwy talent. W pół dnia dokonał
wszystkich niezbędnych wyliczeń i szkiców. - uśmiechnął się –
Oczywiście byłaś nieprzytomna, dlatego Mia cały czas miała na
niego oko. - kai mruknęła z sarkazmem coś co przypominało
„jeszcze by nam cię biedak porwał” - Kazałem wykonać mu te
ostrza i odłożyć na bok wszystkie inne zamówienia. Nie wiedziałem
kiedy się obudzisz, a ponieważ spodziewałem się, że będziesz
pamiętać swoją tożsamość – Cedric był wyraźnie zakłopotany
– Myślałem, że jeśli wręczę ci je jako prezent, będziesz
bardziej... chętna do współpracy. - Uśmiechnęła się widząc,
że wypowiedziany na głos plan najwidoczniej nie wydawał mu się
już tak dobry – W każdym razie... - dodał szybko – Chłopakowi
należy się uznanie. Nie przespał paru nocy, no i wykonał swoja
pracę niesamowicie dokładnie, jak zwykle.
- Czy zanim wyruszymy będziesz mógł mnie do niego zaprowadzić? -
zapytała – Chciałabym mu podziękować.
Panicz wzruszył ramionami.
- Jeśli chcesz. - powiedział – Ale uprzedzam, że nie zrobił
tego z radością na ustach. Może nie mieć nastroju...
- Mimo wszystko. Chciałabym go zobaczyć.
- Niech będzie. - spojrzał na Mię. Ta rozłożyła ręce w geście
kapitulacji. - Jutro go odwiedzimy. Teraz schowaj sztylet. Chciałbym
pokazać ci twój nowy miecz.
Spojrzała na drugi, dłuższy przedmiot wciąż spoczywający w
dłoni Cedrica. Zupełnie o nim zapomniała. Wzięła krótką,
czarną pochwę i starannie nałożyła na ostrze. W ogóle nie miała
w tym wprawy. Zabezpieczony sztylet odłożyła delikatnie na stół.
Nie chciała żeby tak drogocennemu przedmiotowi coś się stało.
- Nie musisz aż tak na niego chuchać! - Takkara był wyraźnie
rozbawiony – To broń. Może i jest wykonana w wyjątkowy sposób,
ale jest też, przede wszystkim, funkcjonalna. Mogłabyś uderzyć
nim z całej siły o kamień i nie zauważyłabyś najmniejszego
uszkodzenia. Po to został stworzony – stal o stal. To samo dotyczy
tego cuda. – wyciągnął miecz w jej kierunku – Zobacz.
Yaeko wzięła podarunek i wysunęła miecz na zewnątrz naśladując
wcześniejsze ruchy Cedrica. Przy samym końcu musiała trochę zmienić
technikę, gdyż sztych okazał się lekko zaokrąglony w dół. Jak
na pierwszy raz poszło jej jednak całkiem dobrze. Odłożyła
skórzaną osłonę i wyciągnęła miecz przed siebie, przyglądając
się mu. Pierwsze na co zwróciła uwagę, to lekkość broni. Zawsze
kojarzyła miecze z dużym ciężarem i siłą zarezerwowaną tylko
dla mężczyzn. Swój prezent natomiast trzymała w jednej dłoni i
nie czuła zmęczenia. Owszem, ważył trochę, ale nie było to nic,
co byłoby trudne do zniesienia. Klinga była tego samego koloru, co
jej odpowiedniczka w sztylecie. Była też trochę dłuższa.
Brakowało, obecnego w mniejszej broni, jelca. Rękojeść gładko
zlewała się głowiną – chropowaty ciemny kamień przechodził w
gładką stal. Z obydwu stron, na całej długości metalu wybity był
– znany już Yaeko – motyw łodygi z liśćmi i pąkami. Nie
wierzyła, że taką rzeczą można było walczyć. Była zbyt
piękna. Roślina wiła się w świetle, które wpadało przez okna.
Przyglądała się jej urzeczona. Nie miała pojęcia, że spod młota
kowala może wyjść tak realistyczny i delikatny obraz. A może on
tylko wykonywał miecz, a ozdabiały go kobiety? Tylko jak?
Zauważyła, że Cedric chce coś powiedzieć, jednak powstrzymuje
się by nie przerywać jej oględzin.
-To najpiękniejszy miecz jaki widziałam w życiu. - powiedziała.
Nie przejmowała się tym, że niewiele ich widziała. Była pewna,
że ten który trzyma jest wyjątkowy, nie potrzebowała dowodów.
- Duma Mol'am. - jej gospodarz znów wydawał się nieobecny –
Wybacz, ale nie oglądałem tych dzieł przed tobą.
Widziałem już tyle wersji, a i tak każda na nowo... jest
niepowtarzalna.
- Opowiedz mi o tym mieczu. - Yaeko strasznie spodobał się nowo
odkryty Cedric – Mówisz o tym z taką pasją.
- To nie tylko pasja, Yaeko. - spojrzał z szacunkiem pokryty liśćmi
płaz – Każdy ród ma coś takiego. Jakąś umiejętność, która
czyni go odrębnym od innych. Dar, który przekazywany jest tylko
wewnątrz. Moc poszczególnych członków i ich osiągnięcia
przekładają się na miejsce w hierarchii Arwy. Ale członkowie
przemijają, a dar trwa przez wszystkie pokolenia czyniąc ród
Rodem. Odróżnia nas od każdego chłopa, każdego
niesklasyfikowanego. Z tego co wiem, u was za Osią tego nie ma. Może
i rodzina Takkara nie jest najważniejsza, ale od tysięcy lat jej
członkowie zostają płatnerzami i kowalami, których dzieła są
znane we wszystkich krainach. W naszej rodzinie taki miecz ma każdy
dorosły, każdy nastolatek – niezależnie od swojego stanowiska.
Jednak dla wielkich panów i władców to legenda, której nigdy nie
będą trzymać w swoich rękach. Co najwyżej mogą oglądać i
podziwiać z daleka.
- Dlaczego? - nagle poczuła, że miecz w jej ręku staje się
cięższy.
- Dlaczego wielcy królowie nie mogą wziąć sobie tego, czego chcą?
- Cedric chwycił pochwę miecza i zamachnął nią w powietrzu –
Tylko dla właściciela. - wyszczerzył zęby w uśmiechu – Nasze
ostrza są podziwiane nie tylko z powodu tradycji, wytrzymałości i
zdobień. Chodzi o wyłączność. Normalny miecz czy sztylet może
mieć wielu panów. Można je komuś przekazać albo komuś ukraść.
Ostrze, które jednego dnia wiernie ci służy, następnego dnia, w
rękach wroga może przynieść ci śmierć. Ten miecz – trzewikiem pochwy wskazał na głowinę – zawsze będzie tylko twój. Możesz go
zostawić pośrodku Osi i wrócić po niego po dziesiątkach lat, a
będziesz wiedziała, że NIKT się nie nie posłużył. Nie mógł.
- No powiedz wreszcie. - Yaeko wiedziała, że celowo krąży wokół
tematu.
- Ponieważ ci zadufani w sobie ludzie wykłuwają te ustrojstwa
tylko dla konkretnych osób używając do tego ich własnej mocy
duchowej. Z tego powodu inni wojownicy nigdy nie chwycą za klingę,
nawet jeśliby im położyć miecz na tacy. - powiedziała zadziwiająco
spokojnie Mia.
Cedric jęknął.
- Dzięki.
- Miałeś swoją okazję Paniczu. - Mia dolała sobie herbaty –
Dla kogo ja ją parzyłam?
- To znaczy? - Nakamura poczuła, że znów wróciła do punktu „nie
wiem, wytłumacz”.
- Zdolność gradacyjna przekłada się na moc jaką ma każdy z nas.
Dla każdego jest jednak ona inna. Mówi się, że ma inny kolor,
ponieważ kiedy potężni wojownicy walczą między sobą ich moc
duchowa materializuje się i podczas walki można ją zobaczyć –
zawsze ma tą samą, niepowtarzalną barwę. - Mia
odpowiedziała pierwsza – Podczas naszej pierwszej rozmowy
opowiadałam ci o barierze, którą przebija się w dniu
poziomowania. Każdy obdarzony mocą ją wznosi i nie dopuszcza do
niej środka innych. To tworzenia oręża ród Takkara opanował
nikomu nieznaną technikę wtłaczania w stal tej właśnie mocy
duchowej. Pomaga to i pozwala czynić niesamowite rzeczy,
wyszkolonemu wojownikowi w walce, jeśli miecz został wykluty dla
niego. Jednak kiedy obcy człowiek ze zdolnością gradacyjną
posłużyłby się twoim mieczem, byłoby to równoznaczne z
wpuszczeniem twojej mocy, która jest obecna w broni, pod jego
barierę. A to, jest niedopuszczalne.
- Chcesz zapytać, dlaczego, prawda? - Cedric przeczesał dłonią
włosy.
- Nie. - wyczuła, że nie powinna pytać.
Mia
była bezlitosna.
-
Po obydwu stronach Osi nie ma, między dwojgiem ludzi, relacji
bardziej prywatnej i intymnej niż złączenie mocy. Znam małżeństwa
zawarte w Wielkich Rodach, które nigdy nie otworzyły między sobą
barier. Czym innym jest dzielić łoże dla przedłużenia linii
Rodu, czym innym wymieszanie duchowej mocy. Dlatego opanowanie swoich
zdolności jest dla ciebie kluczowe jeśli chcesz jutro wyjść z
tego domu. Gdyby nie tarcze Cedrica już dawno bylibyście kimś
więcej niż uczennicą i – upiła łyk – mistrzem.
Yaeko
musiała użyć całej siły woli, aby nie upuścić miecza. Nie
sądziła, że te bariery są aż TAK ważne. Poczuła się
zażenowana. Nie wiedziała, że to działa w ten sposób. To
dlatego wcześniej nie wyciągał mojego miecza, może oglądać go
tylko wtedy kiedy ja mam go w ręce. Dlaczego wiem tak mało?
- To czemu można nimi walczyć? - zapytała – Czy uderzając
przeciwnika, nie działa to w ten sam sposób?
-
Nie.
- powiedziała Mia – Gdyby tak było, to nikt by ich nie używał.
Są zasady...
-
Dajcie
spokój! - Młody Takkara szarpnął włosy przy uchu – Będziecie
mi tu teraz omawiać... - skrzywił się – Później nauczę cię
walczyć Yaeko. Zdobyłem dla ciebie jeszcze jedną rzecz. Odłóż
ten Sierp, zaprzyjaźnisz się z nim później.
-
Sierp?
- zapytała zanim zdążyła pomyśleć.
-
No,
tak się nazywa. Wszystkie miecze rodu Takkara nazywane są Sierpami.
To przez kształt. - wskazał na sztych.
Wciąż
czująca się niezręcznie Yaeko postanowiła na razie nie nalegać
na więcej informacji. Wzięła od Cedrica pochwę i nałożyła ją
na zdobienia. Sierp odłożyła na stół, obok Sztyletu z Mol'am.
Tymczasem chłopak znów stanął przy (wyglądającym na pusty)
worku i wyjął z niego małe, czarne pudełko.
-
Nawet
gdybyś miała swoją pamięć, pewno nigdy nie wpadłabyś na to, co
to jest.
-
No.. – czuła się trochę głupio, ale po otrzymaniu tak pięknych
darów, zwyczajnie chciała odpakować następny. Bycie
odważną panią z Rodu nie jest takie złe...-
to pokaż.
Cedric
niemal podbiegł do niej i podsunął opakowanie.
-
Ta-
da – da -dam! - uchylił czarne wieczko. Wewnątrz, na poduszeczce
leżała... wsuwka do włosów. Była bardzo ładna, ale Yaeko nie
rozumiała jak może być ona niezbędna. Mia nie miała na głowie
żadnych dodatkowych ozdób. Poza tym, to nie mogło być chyba
jakieś ważne... Przyjrzała się uważniej. Dwa, cienkie, brązowe
druciki zwieńczone przy jednym końcu ozdobnym kamieniem. Miał
około półtorej-centymetra średnicy. Oszlifowany w gładką kulkę,
z fioletowo-niebieskimi refleksami. Pod światło musiał wspaniale
się prezentować. Ale... Szata,
miecz i wsuwka?
-
Bardzo ładna, dziękuję. – powiedziała zakłopotana.
-
Nie masz pojęcia, co to jest, zgadłem? - Cedric wyglądał tak
jakby to on dostał ogromny prezent.
-
No nie... - przyznała niechętnie (znowu).
-
Mia! Za dziesięć minut, przed lustrem na korytarzu. - mrugnął do
Yaeko i wyszedł z pokoju.
Zdezorientowana
spojrzała na kai.
-
Co się stało? - zapytała niepewnie.
-
Musisz się przebrać. - wskazała kostkę na stole – Rozumiem, że
mam pomóc?
-
Eeeee, tak poproszę. - Nie
będę pytać, nie będę pytać....
-
Zdejmij delikatnie tunikę, uważaj na szwy na szyi. Następną
zmianę opatrunku przewiduję dopiero na wieczór.
Służąca
przeszła obok rozpoczynającej walkę z szarym materiałem
dziewczyny. Podeszła do stolika. W dwóch ruchach pozbyła się
sznurka, chwyciła za „ramiona” szaty i pociągnęła je do góry.
Szata uczennicy Rodu Takkara ukazała się w pełnej okazałości.
Yaeko, która starała się poskładać swoje dotychczasowe ubranie w
kostkę (nieskutecznie) zatrzymała się w połowie ruchu. Jeju....
Podobała jej się
znacznie bardziej niż suknia, w której widziała się jakiś czas
temu. Szata była prosta, z długimi rękawami, lekko rozszerzanymi
przy końcach. Żółte pasy, których fragmenty widziała wcześniej,
biegły z dwóch stron od kołnierza, przez środek. Na trzech
czwartych długości symetrycznie zaginały się na zewnątrz,
tworząc po obydwu stronach wzór kwadratu. Mia odwróciła szatę i
Yaeko zobaczyła, że na wysokości pleców umieszczono symbol, który
kai nosiła na rzemieniu. Żółta linia: najcieńsza na środku,
rozszerzająca się na końcach, kończąca łagodnymi łukami.
-
Obusieczny Topór. - wyjaśniła Mia – Symbol Rodu Takkara oraz ich
daru.
-
To oni wykuwają również topory? - nie zdążyła ugryźć się w
język.
Służąca
uśmiechnęła się.
-
Oczywiście. A teraz podejdź do mnie.
Ku
zdumieniu Yaeko odłożyła szatę i podniosła ze stołu jednolitą
czarną kostkę. Ją również podniosła ukazując wąską tunikę.
- Pod spód. - wyjaśniła.
Podeszła
chcąc zabrać ubranie.
-Panicz
będzie się niecierpliwił. Ręce do góry, bohaterko wojen
Arreńskich. - rozkazała Mia.
Kolejny
raz w ciągu tego dnia czuła się zażenowana. Tym razem z powodu
kai naciągającej jej tunikę i poprawiającej opatrunek na szyi.
-Okręć
się. - Yaeko wykonała polecenie – Leży bardzo dobrze.
Podniosła
szatę wierzchnią i rozłożyła ją za jej plecami.
-
Ręce w tył. - rozkazała – Noś ja z dumą Nakamura.
Nieśmiało
włożyła dłonie w rękawy. Kai natychmiast naciągnęła materiał.
Szata opadła na ramiona Yaeko. Nim zdążyła się obejrzeć, Mia
już stała przed nią i poprawiała szatę po obu stronach.
-
Muszą zawsze leżeć równo. - upomniała. Nagle w jej dłoniach
pojawiła się srebrna broszka w kształcie Obusiecznego Topora.
Zapięła ją wprawnie na wysokości mostka dziewczyny.
-
Gotowe. - powiedziała – Tymi strasznymi włosami zajmiemy się
potem. Idź do Cedrica, pewno już rozniósł korytarz.
Yaeko
podziękowała i ruszyła na poszukiwanie jej gospodarza. Była
strasznie ciekawa dlaczego szata Rodu jest tak niezbędna do wpięcia
jednej wsuwki.
Czekał
na nią w najdalszej części korytarza, wciąż trzymał czarne
pudełko. Obok niego, oparte o ścianę, stało wysokie lustro. Miało
wymyślne, kwiatowe (najprawdopodobniej również wykonane z jakiegoś
żelaza) zdobienia. Podeszła bliżej i stanęła przed lekko
zakurzoną taflą.
-
Przyjrzyj się dobrze, bo to ostatni moment kiedy świat widzi cię
taką jaką jesteś. - powiedział.
Nie
wiedziała czy się z niej śmieje, czy mówi poważnie. Postanowiła
jednak, że będzie robić to co jej powie – tak więc, zrobi i to.
Spojrzała
uważnie w lustro. Przed nią stała wysoka dziewczyna. Ubrana w
barwy Rodu Takkara, które zasłaniały jej (tu i ówdzie) bardziej
okrągłe kształty. Miała jasną cerę. Długie, opadające za
ramiona włosy kasztanowego koloru. Miała też, duże oczy o
ciemno-fioletowych tęczówkach, które w paru punktach wpadały w
jaśniejsze refleksy. Długie rzęsy i... Yaeko przez jedną chwilę
wydawało się, że jej kości policzkowe były kiedyś mniej
widoczne. Jednak u odbijającej się w lustrze postaci były one
wyraźnie zaznaczone, nadając oczom bardziej skośny kształt. Były
takie. Na pewno. Widziała
też dość chaotycznie zawiązany opatrunek, zakrywający jej całą
szyję.
-
I co to ma wspólnego z tą wsuwką? - zapytała.
-
To, że gdyby nie ta wsuwka nie mogłabyś wyjść na zewnątrz ze
względu na kolor twoich oczu i rysy twarzy. Każdy od razu by je
dostrzegł i dowiedział o twoim pochodzeniu. Tylko po drugiej
stronie spotyka się fioletowe oczy. Tutaj zobaczysz je tylko na
obrazach. Ta wsuwka... - wyjął ozdobę z pudełka – Wszystko nam
umożliwi.
Yaeko
popatrzyła na niego niepewnie.
-
Jak nam to umożliwi? - zapytała.
-
Zadaniem tego przedmiotu nie jest jedynie ładny wygląd. Chodzi o
kamień. To on został oszlifowany, a jego znalazca zdecydował się,
że wkomponuje go w kobiecą wsuwkę. Te kamienie mogą być różnej
wielkości i kształtu. Mogą spoczywać w każdym przedmiocie:
broszce, pierścieniu, diademie, czym tylko chcesz.... A haczyk
polega na tym, że są niezwykle rzadkie i posiadają dość
oryginalną moc.
-
Czy jest chociaż jedna rzecz, której ród Takkara nie posiada? -
zapytała z lekkim przekąsem.
-
Och. - nadął policzki – Pewnie istnieje wiele takich rzeczy.
Nasze szczęście polega na tym, że żaden z tutejszych Rodów
pewnie nie ma takiego kryształu. Sami nie wiedzieliśmy o jego
istnieniu aż ojciec... – urwał. Jego twarz wykrzywiła się tak,
jakby wylał na siebie wrzątek – Kilkanaście lat temu, - zaczął
po chwili – weszliśmy w posiadanie tego kryształu. Łzy
Euphrazji. W twojej dawnej części, za Osią, znajduje się kraina o
nazwie Euphrazja. Przypomina ci to coś?
-
Nie. - odpowiedziała zgodnie z prawdą – A co to ma wspólnego z łzą?
-
No więc, podobno w samym sercu tej krainy rośnie las, a w nim
wyjątkowe drzewo. Ma potężne białe konary i szerokie gałęzie –
nigdy jednak nie wydaje liści ani kwiatów. Za to raz do roku, w
okresie przesilenia letniego z jego gałęzi wypływa żywica, która
kroplami stada na ziemię. Mój ojciec spotkał kiedyś człowieka,
który podobno był świadkiem tego wydarzenia. Mówił, że drzewo
wygląda wtedy zupełnie tak jakby płakało. W momencie kiedy żywica
spadnie na glebę natychmiast w nią wsiąka. Kiedy jednak złapie
się taką łzę w dłonie zastyga, przeradzając się w kryształ.
Potem wystarczy go oszlifować.
Yaeko
nie mogła uwierzyć, że istnieje tak wspaniałe zjawisko. Spojrzała
na wsuwkę, od razu widząc ją w nowym świetle.
-
Co ona robi? - zapytała.
-
Tu pojawia się dalsza część historii. - uśmiechnął się – To
niezwykłe drzewo jest uważane za święte przez mieszkający tam
lud. Ponoć od początku ich istnienia wybierają kolejno strażniczkę
i strażnika drzewa, którzy mają o nie dbać i nie dopuścić do
jego zniszczenia. Ten człowiek opowiadał, że kiedy nadchodzi
godzina śmierci strażników potrafią to wyczuć i udają się do
drzewa, żeby zapaść w wieczny sen pod jego konarami. I tak, obraz
każdego z nich zostaje zachowany w pamięci rośliny, która
przypomina sobie o nich co rok, opłakując ich śmierć. Jedna łza
dla jednego strażnika. - przysunął wsuwkę tak blisko, że
dotykała nosa Yaeko – Jedna łza to jeden obraz, na zawsze
utrwalony w żywicy.
Przełknęła
ślinę. Miała nadzieję, że nie domyślała się prawdy.
-
Jeśli ją założę.... - nie miała odwagi dokończyć.
-
Przybierzesz wygląd dawnej strażniczki drzewa Euphrazji. Chociaż,
nie chciałbym tak o tym myśleć. Umówmy się, że będziesz
wyglądać jak Nakamura Yaeko, uczennica Cedrica z Rodu Takkara.
Musisz tylko pamiętać, że żeby moc kryształu działała musi on
bezpośrednio dotykać twojej skóry oraz, że powrót do twojego
normalnego wyglądu nastąpi po około trzydziestu sekundach od
zdjęcia wsuwki. Wszystko już zostało przetestowane. - mrugnął –
Czy nie dziwisz się już dlaczego ten konkretny kryształ włożono
w damską wsuwkę?
-
To obraz kobiety.
-
Nie. To twój obraz Yaeko. - wpiął wsuwkę w jej włosy.