niedziela, 1 czerwca 2014

***

1 komentarz:
Deszcz uderzał o szyby. Kropelki wody przyciskały się do pionowej, chropowatej powierzchni. Podążały jedna za drugą torując sobie drogę wśród grubych warstw brudu i kurzu. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Na czarnym szkle tworzyły się ledwie widoczne, jaśniejsze smugi. Potężne okiennice zdawały się poruszać własnym rytmem. Skrzypiały niespokojnie. Ich zmurszałe kawałki opadały na ziemię. Drewno z Euphrazji przegrywało z bezlitosnym upływem czasu. Z bezlitosną siłą wiatru. Żywioł przybierał na sile. Rzeźbienia smug na szybach rozgałęziały się, pogłębiały. Ich chaotyczne ruchy nadawały szklanym płytom życia. Zupełnie jakby stado czarnych szerszeni szykowało się do lotu. Czerń rozmazywała się i przemieszczała. W końcu wiatr zaciął pod odpowiednim kątem. Słup wody spuszczony na warstwy brudu ryknął pociągając go za sobą. Ciemna narośl ustąpiła ukazując pulsujące pod nią żywe kolory. Barwne witraże wykwitły na szybach, w przeciągu minuty odzyskując pełnię należnego sobie miejsca. Do wnętrza budynku wpadło niebieskawe światło rzucane przez panią ziemi. Szeroka wstęga przecięła powietrze padając na północną część katedry. Fragment uśpionej ciemności obudził się do życia, ukazując krąg przestrzeni. Pośrodku, z zakurzonej posadzki, wznosiła się rzeźbiona konstrukcja. Wysoka na metr, najwęższa u podstawy, rozszerzała się stopniowo by u samej góry utworzyć szeroką, zakrzywioną na bokach czarę. Na jej dnie pulsowała woda. Strumień wypływał ze środka konstrukcji i trafiał do zbiornika, wytwarzając na wierzchniej tafli regularne, okrągłe fale. Poziom wody w czarze podnosił się. Po nieokreślonym upływie czasu wypełnił ją całą, docierając aż do brzegów zdobionych ścianek. Woda jednak nie przestawała wypływać. Przelała się przez przeznaczony dla niej zbiornik i uderzyła w posadzkę. Wokół źródła zaczęła się rozrastać cienka tafla, odbijająca ciemną, zapomniana przestrzeń. Płyn rozprzestrzeniał się po posadzce. Zakrył całą, oświetloną przez panią ziemi powierzchnię i popłynął dalej, w ciemność. Nagle do szmeru wody dołączył inny dźwięk. Kroki. Ktoś zbliżał się do źródła. Panie! Bliżej, coraz bliżej...
-Panie!
Abelard powoli otworzył oczy. Ciemność, która go otaczała nie różniła się wiele od tej, panującej w jego wizji.
-Panie! - tym razem wołanie zabrzmiało bardziej zachowawczo. Sięgnął jego źródła i zobaczył daihidarite klęczącego u prawicy jego tronu. Czemu zakłóca jego odpoczynek? Czy ostatnio nie dał mu wystarczającej nauczki? Wtedy był wściekły – tak jak i teraz.
-Tak?
Daihidarite wzdrygnął się słysząc zirytowany ton władcy.
-Panie. - jego głos zdradzał o wiele więcej niż zdenerwowanie – Posłowie z Althei już przybyli. Proszą o możliwość rozmowy z Panem. Ach tak.....
-Niech wejdą.
Wojownik skinął głową, odwrócił się i szybkim krokiem ruszył ku drzwiom sali tronowej. Kiedy zniknął w ciemności, Abelard już o nim nie myślał. Splótł dłonie i zamknął oczy. Minęło wiele lat od ostatniej wizji. Mimo, iż mu przerwano, doskonale wiedział do kogo należały tamte kroki. Wiedział, co ożywiło Źródło. Gdzieś przed nim rozległ się dźwięk otwieranych wrót. Posłowie wchodzili do sali. Oparł głowę na dłoni, pozwalając by czarne włosy zakryły jego twarz. Uśmiechnął się.
-A już zaczynałem się nudzić...

Nessa Daere