środa, 31 grudnia 2014

Rozdział VI, Pierwszy krok (2/2)

4 komentarze:
Kiedy zostawili za sobą gospodę na zewnątrz panowała już noc. Pani ziemi natychmiast pojawiła się przy nich roztaczając dookoła przyjemne, niebieskawe światło. Otaczająca ich łuna łączyła się z tą wytwarzaną przez siedzące na filarze istoty. Yaeko nie mogła oderwać od nich oczu. Ich niewidzące spojrzenia podążały za przechodzącymi przez plac ludźmi.
Na rynku nie licząc Yaeko i Cedrica, była już tylko dwójka mężczyzn, która wytoczyła się za nimi z pijalni. Pod ścianą jednej z kamienic siedział chłopak w obdartych szatach. Takkara odwrócił się do pani ziemi.
-Prowadź na Klif.
Zjawa zaczęła potrząsać klatką. Tym razem wybrała kierunek północny. Powietrze wypełniło się szmerem jej słów, po czym cała trójka ruszyła w wąską uliczkę wychodzącą z placu. Myśli Yaeko pochłonięte były ostatnimi wydarzeniami związanymi z Theonem. To spotkanie nie dawało jej spokoju. Czy dobrze zrobiła tając przed Cedrikiem dalszą część ich rozmowy? Przyglądając się miejskiej zabudowie wyobrażała sobie oczy starca, które śledziły ją z wnętrza ciemnych okien.
-Coś się stało? - Takkara przerwał milczenie.
Spojrzała na niego pytająco.
-Nie zapytałaś "co to za klif?". - wypowiadając ostatnie słowa naśladował jej głos.
-Przepraszam. - słowa brzmiały dziwnie w cichym, pogrążonym w śnie Mol'am - Zamyśliłam się. Gdzie jesteśmy?
Znów podziwiała pogrążone w ciemności miasto, tym razem jednak zaczęła dostrzegać szczegóły. Domy były tutaj węższe, bardziej zaniedbane. Jakby nikt nie zwracał uwagi na wygląd budowli. Ze ścian odpadał tynk. Drzwi niektórych mieszkań miały pokaźne, niczym niezałatane wyrwy. Z każdym krokiem oddalających ich od placu coraz mniej było roślinności. Jak różne jest to miejsce od okolicy, w której mieszka Cedric.
-Żeby dojść do Klifu musimy przejść przez biedniejsze dzielnice - wzruszył ramionami - Są dość rozległe. Mieszkają tutaj chłopi, stolarze, rolnicy. Za dnia pełno tu handlarek i dzieci. Wolę to miejsce o tej porze, wydaje się niemal normalne.
-Czemu tak ich traktujesz? - nie rozumiała wyniosłego tonu Takkary - Czy wszyscy urodzeni w Rodach mają do tych ludzi taki stosunek? Poza tym, myślę że nie powinieneś mówić tego tutaj. Jest naprawdę cicho. Jeszcze ktoś usłyszy i...
-A co to ma za znaczenie. - Panicz przyspieszył kroku - Traktuję ich jak chcę.
Yaeko pokręciła głową. Uznała, że nie mam sensu się teraz sprzeczać. Może to wpływ alkoholu? W końcu nie jest do końca sobą... Skupiła się na dotrzymywaniu kroku swojemu towarzyszowi. Przez następne kilka minut szli w ciszy. Czasem z któregoś z mijanych domów słyszeli płacz dziecka lub szmer przyciszonych rozmów. Dziewczyna miała ochotę wrócić do domu. Thobol zaczął dawać o sobie znać i w tym momencie najchętniej położyłaby się do łóżka. Poza tym, jej ciało zaczęło boleśnie odczuwać obecność sztyletu. Nie odzywała się jednak. Sprawi zawód Takkarze jeśli poprosi go o zawrócenie. Przed nimi miejska zabudowa nagle się skończyła. Kiedy wyszli za prowizorycznie postawione ogrodzenie jedynym co znajdowało się w kręgu błękitnego światła była pusta przestrzeń. Cedric nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie, pierwszy raz od wyjścia z gospody szeroko się uśmiechnął. Nie wiedziała czym spowodowana jest ta nagła zmiana nastroju.
-Chodź. - w jego głosie pobrzmiewała niemal chłopięca radość - Jutro może nie być czasu, aby ci to pokazać.
Yaeko chciała spytać o co właściwie chodzi (no i gdzie ten klif...), kiedy poczuła, że ktoś chwyta ją za rękę. Cedric chwycił ją mocno i pociągną za sobą.
-No chodź. - rzucił nawet się nie odwracając. Ruszyła na nim ledwie mogąc dotrzymać mu kroku. Widziała tylko podskakujące w rytm kroków włosy swojego przewodnika. Pani ziemi sunęła za nimi celując światłem latarni wprost w tył głowy Panicza, tak jakby subtelnie chciała spytać się go o to, co też właściwie robi. Yaeko nagle spojrzała pod nogi (czego omal nie przypłaciła potknięciem się). Znała to uczucie. Ubitą ziemię zastąpiła polna, dziko zasiana trawa. Trawa! W jej domu jedynym źródłem roślinności dla gruźlców były toczki. Polna zieleń nie rosła ze względu na brak deszczu i wilgoci w glebie. A teraz kluczyli to w jedną, to w drugą stronę, a wszędzie wciąż rosła trawa. Nie mogła powstrzymać myśli:  Ile gluźlców mogłoby mieć tutaj swój popas? Ile wody....
Wpadła na plecy Cedrica, który zatrzymał się niespodziewanie. Zgrzytnęła zębami kiedy ich tarcze obiły się o siebie. Nie było to miłe uczucie. Z trudem utrzymała swoją na miejscu. Puścił jej dłoń.
-Staraj się stać w miejscu. Nie widać, ale przed nami jest wysoki uskok. W twoim stanie takie skoki są jeszcze raczej nie wskazane.
Zrobił krok do przodu i podparł ręce na biodrach. Wpatrywał się w ciemność wciągając głęboko powietrze. Yaeko nie ruszyła się z miejsca. W ciemności nie była pewna, gdzie zaczyna się spad. Nie mogąc się powstrzymać kucnęła i ręką zaczęła jeździć po sterczących, zielonych łodygach. Zamknęła oczy. W przeciwieństwie do Takkary nie podobało jej się spędzanie czasu z dala od zabudowań, w ciemności. Dopiero co od niej uciekła. Jej ciało przeniknął dreszcz. Zbyt wiele wspomnień bezsilności i przerażenia kryło się w jej umyśle. Nie chciała do tego wracać. Na szczęście w tym momencie na wzniesienie dotarła również pani ziemi. Nakamura odetchnęła w otulającym ją świetle. Wstała i rozejrzała się. Faktycznie jakieś pół metra przed nimi grunt gwałtownie się kończył. Więc o to chodzi z tym klifem, ale.... Zmrużyła oczy  próbując dostrzec coś w ciemnej przestrzeni, w którą wpatrywał się Cedric. Na co mam patrzeć? Widzę tylko niebo.
-Jesteś już? To teraz się na coś przydasz. - wskazał ręką przed siebie - Latarnia! Światło na horyzont. Największe jak się tylko da.
Yaeko dobrze nie wiedząc dlaczego to robi, zrobiła parę kroków w tył. (Gdyby pamiętała swoje poprzednie życie pewnie nazwałaby to intuicją....) Zjawa mrucząc minęła ją. Zatrzymała się dopiero na samym skraju skarpy. Spojrzała na Cedrica.
-No dalej. - ponaglił chłopak.
Pani ziemi puściła trzymaną w ręku klatkę.
-Co...?! - Yaeko nie mogła powstrzymać krzyku. Co ona robi? Roztrzaskają się o ziemię!
Nagle istota rozpostarła ręce. Szamoczące się świetliki, wraz z klatką, zatrzymały się w miejscu. Światełka zaczęły lewitować ku górze, aż zawisły parę metrów nad ich panią. Zjawa wydała z siebie długi, jednostajny dźwięk. I znów wydawało się, że zawołanie to dochodzi z daleka, z bardzo daleka. Naraz klatka zatrzęsła się i niesamowicie silne, jasne światło wystrzeliło w kierunku wskazanym przez Cedrica. Tym razem jego zasięg był o wiele większy. Miał dobrych parę stai szerokości. Yaeko nie mogła uwierzyć w to co widzi. Czy kiedykolwiek przyjdzie czas, że ten świat przestanie mnie zaskakiwać?!
Przed nimi, w dole, rozpościerały się ogromne pola zbóż. Kłosy mieniły w promieniach intensywnego światła przypominają morze płynnego złota. A z niego, jak wyspy, wyrastały wysokie, smukłe wiatraki. Budowle miały śmigła połączone ze sobą jedną płachtą materiału. Każda z nich miała wymalowany na sobie symbol. Trzy z nich powtarzały się dość często. Niektóre zdobiły jedynie jeden z nich. Każdy wiatrak otaczała linia o kształcie koła wyryta w ziemi. Całość tworzyła niesamowity krajobraz.
-Piękne, prawda? - Cedric rozpostarł ręce naśladując panią ziemi - To właśnie główna siła Mol'am. Tutejsze Rody są właścicielami tych kolosów. Widzisz? Każdy ma wymalowany osobny symbol. Wiesz skąd te kręgi? - zaprzeczyła - Mechanizmy, które je napędzają są ukryte pod ziemią. To co widzimy jest tylko wierzchołkiem tych konstrukcji. W miejscu kręgu znajduje się jedno z kół, które obraca się gdy wiatrak pracuje. Ziemia cały czas jest tam przesypywana, dlatego nic nie wyrasta. nigdzie indziej na świecie nie mają takich pól. Nie na taką skalę! - spojrzał na nią - Chciałbym pokazać ci to w ciągu dnia, gdy pełno tam ludzi, wozów, wszystko pracuje. Ale jutro wyruszamy w przeciwną stronę...
Na chwilę podekscytowanie na jego twarzy zastąpiło zamyślenie. Yaeko czuła, że nie tylko ona obawia się tej wędrówki w nieznane.
Wodziła wzrokiem po tym złotym morzu. Już nie żałowała nocnej wyprawy. W takim miejscu nie było mowy o ciemności. Brakowało jej tylko... Wiatru... Poczuła smutek, choć nie wiedziała dlaczego. Myśl o uginającej się przed podmuchami trawie ścisnęła jej klatkę piersiową. Tak nie powinno być. Powinna teraz cieszyć się tym niezwykłym widokiem. Być wdzięczna Cedricowi, że ją tutaj przyprowadził. Kai pewnie byłaby temu przeciwna... Pani ziemi przywołała z powrotem tracącą blask latarenkę. Złapała ją w dłonie tłumiąc jarzące światło. Następnie potrząsnęła ją i wyciągnęła przed siebie - światełka znów wydzielały słup pojedynczego światła, które wskazywało drogę powrotną. Może było nawet trochę bledsze niż wcześniej... Mali więźniowie już nie obijali się o pręty klatki - unosili się spokojnie, zupełnie jakby spali. Na polach Mol'am znów zapadła noc.
-Szkoda, że tak szybko. - Cedric westchnął - Widzisz, pani ziemi może emitować tak mocne światło jedynie przez krótki czas. Potem się jakby... wyczerpuje. Choć przysiągłbym, że jeszcze parę lat temu można było wykrzesać z niej więcej. - ziewnął - Chodźmy. Czeka nas kawałek drogi, a o tej porze nie chciałbym się natknąć na jakiegoś roszczeniowego chłopa.
-Kogo?
-No wiesz... - wyszczerzył zęby - Jest noc. Tym światłem pobudziliśmy pewnie z połowę zachodniej części miasta. Znam paru takich, co już wyszli z domów.
Yaeko patrzyła na niego z niedowierzaniem. Fakt, nie pomyślała o tym. Ale on też nie powinien mówić tego tak beztrosko.
-A nie pomyślą, że dzieje się coś złego?
-Eeeeee, myślisz, że tylko ja czasem poproszę swoją latarnię o coś takiego? - zwrócił się do zjawy - Idź przodem.
Pani ziemi zaczęła sunąć w dół wzgórza. Mistrz i uczennica podążyli za nią. Tym razem to latarnia nadawała tempo, dlatego też ograniczyli się do marszu. Yaeko zacisnęła dłonie - tym razem Cedric jej nie chwycił. Starała się patrzeć jedynie przed siebie, gdzie światło rzucała ich zmęczona przewodniczka. Słychać było nawoływania nocnych ptaków. Do dziewczyny znów powróciły myśli o tajemniczym starcze. Musiała dowiedzieć się co stało się z tym człowiekiem. Nie chcąc całkowicie zepsuć dobrego nastroju Takkary postanowiła rozpocząć od innego tematu.
-Powiedziałeś, że twój ojciec nie może dowiedzieć się o podróży do Dax. - przerwała ciszę - Dlaczego? Czy to nie dobrze, że jego syn chce przejść rekrutację? Mia mówiła, że dla członków Rodów to obowiązek, więc...
Zamilkła, bo atmosfera wokół wyraźnie zgęstniała. Cedric, idący obok, nawet na nią nie spojrzał. Wyprostował się i uniósł bardziej ramiona. Już chciała przeprosić i zmienić temat, gdy przemówił:
-Ja już podchodziłem do rekrutacji Yaeko. - jego głos był spokojny i cichy - I jej nie przeszedłem.
Zmarszczyła czoło myśląc nad tą lakoniczna odpowiedzią. Z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać.
-Rekrutacja odbywa się w czterech głównych miastach naszego królestwa. Dwa lata temu jako syn wielkiego ginsha podszedłem do testów w samej stolicy... i nie wyszło. Tylko widzisz. Warunek rekrutacji jest taki, że można podejść do niej tylko raz. Podchodzisz kiedy chcesz, ale szansa jest tylko jedna. Jeśli jesteś za słaby, trudno. W moim przypadku porażka oznacza wydziedziczenie z Rodu.
-Więc czemu...?
-nadal jestem kim jestem? - w jego głosie brzmiała gorycz połączona z gniewem - Bo ojciec się za mną wstawił. Jestem jego jedynym synem. Dla niego to kwestia honoru. Nie wiem jak to zrobił, w każdym razie oficjalnie skreślono mnie z tamtego rejestru. Jest tak jakbym dwa lata temu w ogóle nie wystartował. Ale postawiono warunek. Jeśli zmarnuję następną szansę kolejnej nie będzie. - kopnął wyimaginowany kamień - Cały rok. Cały rok słuchałem jaki jestem beznadziejny. Zresztą, kiedy nadarzy się okazja wysłuchuję tego nadal. Dlatego tym razem spróbuję w Dax. Jak najdalej od stolicy, od tamtych urzędników. Od nowa. Jedyne co przeszkadza to jego osoba, ale... -uśmiechnął się słabo - dla niego mam ciebie. Wiesz... - zamilkł na chwilę - on nie pozwoli mi teraz wystartować. Boi się, że nie dam rady. Ale ja też mam dość. Chcę wiedzieć: "tak" czy "nie". Nie zniosę więcej rodzinnych rozmów. Poza tym mam trzy miesiące i elitę wojskową Etharii przy sobie. Muszę tylko odświeżyć jej trochę pamięć.
Kiedy mówił te ostatnie słowa widać było, że jego humor znacznie się poprawił. Zrzucił z siebie ciężar - to było widać.
Teraz lepiej rozumiała czemu żywi do ojca takie uczucia. W duchu modliła się jedynie by trzy miesiące z nią wystarczyły... Nie chciała go zawieść. Postanowienie to niespodziewanie się umocniło.
Wraz z panią ziemi wkroczyli do dzielnicy mieszkalnej. Kierowali się ku rynkowi. Nie powinnam dokładać kolejnego tematu, ale... muszę wiedzieć. Muszę.
Cedric? - zaczęła nieśmiało.
Zaśmiał się.
-Noc ciężkich tematów? Pytaj.
Muszę wiedzieć.
-Ten człowiek, który był z tobą. No.... na początku. Kim był? Naprawdę nic mu się wtedy nie stało?
-Umiesz sprawić by spacer był udany. - odciął sarkastycznie.
-Proszę- nie dawała za wygraną - to dla mnie ważne.
-Nie musisz się już nim przejmować. Nie żyje.
Obserwowała jego twarz badając czy mówi poważnie czy nie. Był poważny. Nie! Czemu? 
-Yaeko. - Panicz spojrzał na nią z dezaprobatą - Nie wiem czy jest to najlepsze miejsce, aby dyskutować o takich rzeczach.
Wbiła wzrok w ziemię.
-Jutro? - zapytała cicho.
-Niech będzie.
Resztę drogi powrotnej pokonali już nie wdając się w poważne rozmowy. Ich krokom towarzyszyło raczej ziewanie i głośne zastanawianie się uczennicy (która chciała jakoś "zakryć" poprzednią wymianę zdań) jaka jeszcze odległość dzieli ich od domu. Ponowny rozejm został zawarty dopiero kiedy dotarli na miejsce. Pani ziemi jęcząc cicho wróciła na swoje miejsce przed budynkiem i zawisła z ulgą w powietrzu. Towarzysząca jej dwójka ludzi była mniej szczęśliwa z powrotu. W oknach paliły się światła.
-Mia już wróciła. Może być ciekawie... - Cedric wypowiedział na głos (mniej więcej) myśli Yaeko.
Kai przywitała ich już w korytarzu.
-GDZIE SIĘ PODZIEWALIŚCIE?! -(powiedzieć zdenerwowana byłoby tutaj nietaktem....)
-Pokazywałem Yaeko miasto. Jutro nie będzie czasu, a szkoda żeby...
-PANICZU! - kai chodziła od ściany do ściany - Nawet nie wiesz jak się martwiłam. Jak mogę zagwarantować ci bezpieczeństwo jeśli nie wiem, gdzie jesteś? Składałam przysięgę!
Kobieta oparła się o ścianę. Yaeko miała cichą nadzieję, że główna reprymenda już minęła. Może to wpływ znajomego miejsca, ale jedyne o czy teraz myślała to sen. Wtem jej spojrzenie napotkało wzrok Mii.
-Ty! - zawołała służąca - Do kuchni! Muszę zmienić ci opatrunek i nałożyć maść. Potem do łóżka. Spójrz na siebie. Zasypiasz na stojąco. A ty Cedricu, proszę, poczekaj w salonie. Chcę z tobą jeszcze porozmawiać.
Yaeko czuła, że nagły spokój kai jest pozorny. Współczuła Takkarze, ale była zbyt zmęczona by zaproponować swoją obecność w "nocnych rozmowach". Posłusznie poszła za Mią, by potem wejść po schodach na "swoje piętro".
 Kiedy zasypiała wciąż słyszała dochodzący z dołu głos służącej. Biedny Cedric...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szczęśliwego Nowego Roku życzy wszystkim znużonym czytelnikom,
Yaeko ;) ;) ;)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rodział VI, Pierwszy krok (1/2)

2 komentarze:
Yaeko stała przed lustrem. Uważając żeby nie przesunąć otrzymanej wsuwki, ostrożnie upinała włosy w wysoki kucyk. Było trochę bardziej uciążliwe niż zazwyczaj. Rękawy szaty Rodu Takkara okazały się szerokie i ciężkie – co utrudniało precyzyjne ułożenie fryzury. Nie wspominając już o pewnym sztylecie... Równocześnie cały czas pilnowała żeby przypadkiem nie spojrzeć wprost na siebie. Parę godzin drzemki pozwoliło jej uspokoić się. W jej głowie pojawiła się nowa mantra - jest dobrze - wolała jednak, nie nadwyrężać za bardzo swojej nowej pewności siebie (a spojrzenie prosto w obce, brązowe oczy z pewnością zaliczało się do czynników „nadwyrężających”). Skupiała wzrok na włosach. Poprawiła wsuwkę. Zaraz po odkryciu w sobie zdolności gradacyjnej udała się do swojej sypialni. Nie napawała się długo zaskoczeniem Mii. Pierwsze co zrobiła po wejściu do pokoju to położenie się na łóżku. Wstała parę godzin później uświadamiają sobie, że musiała zasnąć. Zebrała unoszącą się dookoła niej energię, uformowała ją w okrągłą sferę i zeszła na dół. Wiedziała, że musi przyznać się gospodarzom do swojego oszustwa. Dalszych braków pamięci. Może to leczniczy wpływ snu, lecz jej niewiedza nie wydawała jej się już tak wielkim problemem jak jeszcze rano. Jest dobrze. Na dole zastała jedynie Cedrica. Dowiedziała się, że kai wyszła załatwić „wszystko co potrzeba na jutro” i jeszcze nie wróciła. I dobrze.. W głębi ducha ucieszyła się, że nie musi zwieszać głowy przed ich obojgiem. Kiedy powiedziała paniczowi, że owszem wyczuwa już swoją energię, ale nie odzyskała utraconych wspomnień, chłopak tylko pokiwał głową.
-Domyśliliśmy się. - powiedział tylko – Kiedy na swojej drodze faktycznie spotkamy kogoś zza Osi , będziesz wiedziała dlaczego. - mrugnął – No ale, szykuj się. Nie tylko Mia ma coś do załatwienia, my też wychodzimy.
-Wychodzimy?! - spytała zaskoczona. - przecież mieliśmy wyruszyć dopiero jutro o świcie. No i mieliśmy jeszcze porozmawiać i...
Od momentu przebudzenia w domu Cedrica, nie widziała niczego innego. Okna przysłaniały zasłony, przepuszczając jedynie światło aplazmy lub księżyców. Chciała wreszcie zobaczyć świat zewnętrzny, ale jednocześnie... czy była na to gotowa?
-I porozmawiamy. Ale myślę, że spacer też zrobi dobrze nam obojgu. - rozłożył ręce – Dlaczego by więc, tego nie połączyć? Poza tym, już wieczór. Możesz dziwić się wszystkiemu i nie będzie przy tym zbyt wielu świadków. - uśmiechnął się szeroko.
Zacisnęła zęby. Nie mówił tego złośliwie, droczył się. Wesoły Cedric wrócił. Mimo to, nie czuła się na tyle pewnie żeby jakoś się mu odgryźć. Tak właściwie, to wciąż go nie znała. Nie wiedziała, czy to co chce powiedzieć rozśmieszy go, czy rozzłości. Czas odnaleźć się w nowym świecie Nakamura – pomyślała z zapałem. Kiwnęła głową.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Wiem, że nowy głos ci nie odpowiada, ale powinnaś używać go jak najczęściej. Przyzwyczaisz się. No i ja będę miał z kim pogadać. - przeczesał głosy dłonią – Weź broń i możemy wychodzić.
-Broń? - Yaeko znowu czuła się jak powtarzająca katarynka. Nie mogła nic poradzić. To miał być zwykły spacer...
-Spokojnie. Nie będziemy z nikim walczyć. To taki zwyczaj Rodów, a ty jesteś teraz moją uczennicą, więc dotyczą cię te same zasady co mnie. Kiedy wychodzimy na zewnątrz swoją postawą i wyglądem świadczymy nie tylko o sobie, ale i o całym Rodzie Takkara. Nasza broń jest naszą dumą. Dlatego nosimy ją przy sobie zawsze. Jest tak jakby – zamyślił się na chwilę – częścią nas.
Udało mu się uspokoić dziewczynę. Chwilę później pomagał już przy przypięciu miecza do jej lewego biodra. Pokazał też miejsce, ukryte po wewnętrznej stronie szaty na wysokości piersi, w które wsuwało się sztylet. Yaeko zrobiła parę kroków po pokoju. O ile miecz ciążący u jej boku dawało się przeżyć (dałaby rękę uciąć, że kiedy wyjęła go przedtem z pochwy był dużo lżejszy), o tyle mniejsze ostrze, obijające się z każdym krokiem o jej ciało było już co najmniej niewygodne. Skrzywiła się. Nie wyobrażała sobie, że teraz ktoś mógłby kazać jej się schylić. Że też z tej dwójki, to sztylet musi mieć jelec...
-Niewygodnie? - Cedric wyglądał jakby naprawdę dobrze się bawił. - Kwestia wprawy. W końcu znajdziesz ułożenie, które będzie przeszkadzać ci najmniej. Chociaż wiadomo, kobiety mają z tym gorzej...
Powstrzymała się od komentarza. Jest dobrze – powtórzyła w myślach.
-A, i jeszcze najważniejsze nim wyjdziemy. Zwróć teraz uwagę na moją tarczę, to ważne.
Zaciekawiona Yaeko natychmiast skupiła się na energii otaczającej panicza. Nie wiedziała dlaczego, ale sprawy dotyczącej nowo odkrytej mocy bardzo ją emocjonowały. Zupełnie jak zakazany owoc... Yaeko wpatrywała się bardzo uważnie. Przeźroczysta kula wznosiła się lekko i opadała. Kiedy ich spojrzenia się spotkały coś się zmieniło. Nie zauważyła jednak żadnych zewnętrznych zmian, chociażby bardzo krótkich. Tarcza wyglądała identycznie jak przed chwilą. Zmieniło się jednak jej... odczuwanie. Cedric wciąż był słabszy od Yaeko, ale nagle różnica mocy pomiędzy nimi wzrosła gwałtownie jeszcze bardziej na korzyść dziewczyny. Energia panicza była ledwie wyczuwalna. Jak ?
-Wytłumienie. - Cedric, jak zwykle, wyprzedził jej pytanie – Będąc wśród ludzi w dobrym tonie jest utrzymywanie swojego poziomu na minimum. A przynajmniej, zrobienie wszystkiego żeby tak to właśnie wyglądało. Z twoją obecną zdolnością gradacyjną zwracałabyś zbyt dużo uwagi. Dlatego przyda nam się podwójnie.
-Jak to zrobić? - zapytała.
Cedric potarł dłonie.
-Jaka chętna do nauki. Cała sztuka polega wyłącznie na wizualizacji. To łatwe. - odchrząknął – Kwestia wyrobienia w sobie nawyku jego ciągłego utrzymywania. Wznosisz tarczę. Musisz wyczuć jej najbardziej zewnętrzny poziom. Miejsce styku twojej mocy z powietrzem. Kiedy ci się to uda skupiasz się na tej powierzchni i no... zamykasz ją. - wydawał się zakłopotany – Wybacz. Tłumaczono mi to już dość dawno temu, a ja... nie za bardzo przejmowałem się tym co dokładnie do mnie mówiono. Nie wiem jak ci to powiedzieć. To się robi intuicyjnie. No... to znaczy ja to tak robię.
Yaeko miała w sobie zbyt wiele entuzjazmu, by przejmować się brakiem dokładnych instrukcji. Chciała użyć swojej nowo odkrytej wiedzy w jakikolwiek sposób. Może być i wytłumienie... Przestała słuchać tłumaczeń Cedrica. I tak mało jej dawały. Zamknęła oczy. Na pewno robiłam już to wcześniej. To muszą być podstawy. Uczył się przecież tego jako dziecko. Przeniosła uwagę na otaczającą ją energię. Na zewnętrzną. Zewnętrzną... Nie było to takie łatwe. Kiedy udawało jej się dotrzeć do ostatniej cząstki przepełnionej szaro-srebrnym kolorem i ocierała się o pustą przestrzeń coś spychało ją z powrotem wewnątrz własnej bariery. Spróbowała znowu. Z podobnym skutkiem. Zupełnie jakby nagromadzona w niej ciele moc przyciągała jej uwagę bardziej niż ta unosząca się wokół niej. Przypominało to rodzaj magnesu, który włączał się kiedy próbowała zatrzymać się na zewnętrznej warstwie bariery. A miało pójść już z górki... - pomyślała z rozżaleniem. Otworzyła oczy i spojrzała błagalnie na Cedrica.
-Coś jest nie tak. - stwierdziła – Za każdym razem kiedy dochodzę do końca tarczy jestem ściągana do wewnątrz. Wiesz dlaczego?
Chłopak otworzył usta, a potem bezgłośnie je zamknął.
-To jasne, że nie odzyskałaś wspomnień. Wiesz, nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś tak otwarcie mówił mi co odczuwa wewnątrz...
-Ale przecież jesteś moim nauczycielem, tak? - przerwała Yaeko. Chciała nauczyć się wytłumienia. I miała dość nawarstwiających się reguł i zwyczajów. - To chyba normalne, że żeby kogoś nauczyć musisz wiedzieć co robi źle. Nie możesz wniknąć w głąb mojej bariery. Dlatego mówię ci co idzie nie tak. Żebyś mnie poprawił.
Cedric popatrzył w bok unikając jej wzroku. Wydawało się, że jego twarz lekko się zaczerwieniła. A może to tylko płomienie tańczące w kominku rzuciły taki odcień na policzki Takkary....?
-Nie mogę. - wybąkał – Ale faktycznie, jesteś moją uczennicą... W zasadzie nie wiem w jaki sposób przekazuje się taka wiedzę... Może masz rację i...
-Cedric? - Yaeko zrozumiała, że musi uciąć jego głośne rozmyślania w zarodku – Co mam robić?
Takkara nawinął kosmyk czarnych włosów na palec. Stał przed nią w milczeniu patrząc wszędzie byle nie na nią. Postanowiła nie przerywać milczenia dopóki panicz czegoś z siebie nie wydusi. Założyła ręce na piersi (która boleśnie odczuła obecność sztyletu – Yaeko postanowiła, że nie będzie już zmieniała pozycji i wytrzyma niewygodę. W końcu jest doświadczoną wojowniczką.) .
Bariera chłopaka zaczęła intensywniej falować. Jego energia kolejno zwiększała się i prawie zupełnie zanikała. Rzuca i zdejmuje wygłuszanie.... A więc doczekam się jakiś rad... Czekała. Przyglądała się prawej dłoni panicza, która wyginała kosmyk we wszystkie strony. Nagle dłoń zatrzymała się i opadła.
-Chyba wiem, z czym możesz mieć problem. - powiedział – Zwracasz uwagę na jeden konkretny punkt, nie na całość. Żeby utworzyć pełną barierę i zacząć wygłuszanie musisz wyczuć jednocześnie całą moc dookoła siebie. Jej granicę. Miałem to na jednych z pierwszych zajęć. Chodzi o wizualizację „pierścienia gradacyjnego”, a przynajmniej tak nazywał go mój... - pauza. Cedric uśmiechnął się trochę zbyt szeroko. - W skrócie. Wyobrażasz sobie, że wychodzi z twojego wnętrza i rozszerza się, aż do momentu, gdy zrówna się z obszarem zewnętrznym. Wtedy można go zatrzymać i osadzić tam gdzie chcesz. Kształt koła znacznie eliminuje problem, jak to powiedziałaś, ściągania. Przepraszam założyłem, że o tym wiesz. Spróbuj, jak ci się uda spróbuję naprowadzić dalej.
Yaeko nie trzeba było dwa razy powtarzać. Postąpiła dokładnie tak, jak wytłumaczył to panicz. Pomogło. Kiedy dotarła do końca swojej sfery i objęła ją w całości „pierścieniem” zatrzymała go. Była przygotowana na walkę o utrzymanie go w jednym miejscu. Okazało się jednak, że siły przyciągające jakby rozproszyła się i osłabły. Skupiała świadomość na całym obwodzie kuli niemal bez wysiłku. W końcu już to robiłam, prawda ?
-I co teraz? - zapytała. Szybko przeniosła uwagę z powrotem na barierę. Robienie dwóch rzeczy naraz wcale nie było takie łatwe...
-Gotowa? W takim razie teraz „zamykanie”. Zakładam, że robiłaś to już nieraz więc pójdziemy trochę na skróty, dobrze? - Yaeko energicznie pokiwała głową – Po prostu wyobraź sobie, że zewnętrzna powłoka na której teraz się skupiasz staje się nieprzepuszczalna. Chodzi o to, żeby twoja moc nie potrafiła jej przekroczyć, a równocześnie była niewyczuwalna dla innych ludzi. Tak jakbyś trzymała ją jedynie dla siebie.
Wyglądał na zrezygnowanego.
-Wiem, że to nie jest dobry opis, ale...
Z tyłu głowy Nakamury pojawiło się nagłe przekonanie, że wie do czego zmierza panicz.
-Spróbuję. - powiedziała.

* * *

-Długo jeszcze? - Cedric szurał niecierpliwie nogą oparty o wyjściowe drzwi. Yaeko nieśpiesznie skończyła poprawiać kucyk i odwróciła się od lustra. Nie guzdrała się tak ze względu na wygląd. Wypełnianie kobiecych stereotypów dawało jej możliwość odwleczenia chwili, kiedy będzie musiała powiedzieć „gotowa”. Nie wiedziała czemu, ale nie chciała wychodzić na zewnątrz. Dom Takkary dawał bezpieczeństwo i spokój. Coś z tyłu głowy podpowiadało, że w „poprzednim życiu” za wiele tego spokoju nie miała. W głowie Nakamury kłębiły się obawy, że wraz z opuszczeniem bezpiecznego azylu wkroczy na ścieżkę bardzo podobną do tej z której zeszła. Czy to źle? Czy mam jakiś wybór? Yaeko zacisnęła pięści. W ciągu ostatnich kilkunastu godzin stale zmieniała zdanie. Czuła się zdezorientowana. Sama nie wiedziała czego chce. Swój mętlik w głowie przypisywała długiemu snu w endodronie – miała nadzieję, że z upływem dni jej umysł się uspokoi. Cedric złożył ręce na piersi i spojrzał na nią ponaglająco. Jest dobrze. Yaeko nie miała zbytniego wyboru. Czuła, że nie cofnie postanowienia gospodarza o wieczornym spacerze. Zyskując ostatnie chwile niewiedzy wygładziła nową szatę i poprawiła miecz (a raczej wykonała serię niepewnych ruchów, które miały takie mechaniczne poprawienie imitować). Odwróciła się w stronę Cedrica.
-Jestem gotowa. - powiedział głos Nakamury Yaeko.
Cedric wyszczerzył się.
-No i ładnie. - otworzył drzwi do wewnątrz i trzymał je trzymając za klamkę. Wykonał zamaszysty ruch ręką. - Uczennica przodem.
Po raz ostatni przelotnie spojrzała w taflę lustra. Nie wiedziała dlaczego. Przecież jeszcze tutaj wróci. Tak jakby chciała się upewnić czy jej wygląd wciąż jest zmieniony. Napotkała przestraszone spojrzenie brązowych oczu. Szybko spuściła wzrok, poprawiła otaczającą ją barierę i wpatrując się w podłogę szybkim krokiem wyszła za próg. Zatrzymała się na szarych, chropowatych kamieniach, które tworzyły ścieżkę prowadząca do domu. Kątem oka widziała miejsce gdzie kończyła się ścieżka i zaczynała surowa, lecz schludnie zgrabiona, naga ziemia. Wszystko spowite było jasnym, niebieskawym blaskiem. Słyszała, że Cedric wychodzi za nią i zamyka drzwi mrucząc cicho jakąś krótką formułę. Parsknął. Stanął tuż przy niej. Kopnął lekko butem w jej but.
-Zamierzasz zachowywać się tak całą drogę? Nie chcę cię martwić, ale chciałem pokazać ci trochę Mol'am. Poza tym, nie powinnaś jeszcze tak nadwyrężać swojej szyi. Mia zaaplikowała ci coś na znieczulenie, ale jako osoba stojąca z boku muszę przyznać, że tak rana nie wygląda zbyt dobrze nawet przez bandaże.
Yaeko zadrżała. Ogarnął ją chłód wieczoru mimo, że powietrze było niemal nieruchome. Powtarzając w głowie swoją mantrę oraz myśli oskarżające ją o dziecinne zachowanie podniosła głowę. Spojrzała przed siebie.
-O! - było to jedyne co przyszło jej w tym momencie do głowy.
Całą jej uwagę pochłonęła unosząca się parę metrów od nich postać. Wyglądała jak kobieta, jednak nie mogła być człowiekiem. Unosiła się smukła i wysoka, w czymś co przypominało długą, zwiewną suknię. Ubranie falowało przy każdym ruchu zjawy. Miała długie, rozpuszczone włosy. Zawiązane opaską oczy. Przed sobą trzymała małą klatkę, w której niespokojnie szamotały się małe kuleczki światła. Tym jednak co czyniło tą istotę prawdziwie niezwykłą był fakt, że zbudowana była wyłącznie z niebieskiej aplazmy. Wszystko od włosów, poprzez ubiór, aż do miniaturowego więzienia światełek składało się z tego półprzeźroczystego tworu. Jej ciało dawało dość mocną niebieska poświatę, która równomiernie oświetlała najbliższą okolicę. Latarenka żyła jakby własnym życiem. Kuleczki rzucały smugę skondensowanego, jasnego światła to w lewą to w prawą stronę zupełnie jakby szukały kogoś w zapadającej dookoła ciemności. Wtem jarzący promień skierował się wprost na nich. Yaeko zasłoniła oczy dłońmi. Światło było oślepiające.
-No już, wystarczy! - tuż obok rozległ się głos Cedrica – Pilnuj tych swoich potworków! Każ im brać się do oświetlania drogi. Idziemy w stronę rynku.
Dziewczyna rozchyliła palce by przyjrzeć się niecodziennej zmorze. Ta zasłoniła dłonią klatkę, tak że padające przez nią światło natychmiast stało się przytłumione i niebieskawe. Następne zaczęła ją lekko potrząsać. Yaeko wydawało się, że widzi dezaprobatę na twarzy kobiety. Ilekroć klatką wstrząsały perturbacje światełka zmieniały kierunek rzucanego przezeń promienia. Kiedy jasna smuga padła na drogę po prawej stronie istota wydała z siebie cichy pomruk. Dźwięk, który się rozległ wydawał się dochodzić z oddali. Z podwodnych głębin.... - pomyślała urzeczona Yaeko. To skojarzenie wywołało w jej głowie nagłe wspomnienie z dzieciństwa. Kiedy miała kilka lat ich wioska przeżywała okres urodzaju. Nie brakowało wody. Ojciec wyciągną z domu największą beczkę i wkopał ją do połowy w ziemię przed wejściem do domu. Następnie przyprowadził jednego z gruźlców i spuszczał z niego życiodajny płyn aż nie napełnił jej po brzegi. Yaeko pamiętała, że zwierzę przez to zachorowało i wkrótce potem zdechło. Rok był jednak wyjątkowo udany i nikt zbytnio się tym nie przejął. (trzeba wiedzieć, że wraz z chorobą gruźlca psuje się również woda, z której to zwierze się składa. Po jego śmierci nie nadaje się ona do picia. Wszelkie próby oczyszczania jej kończyły się zwykle wraz z końcowym oddechem śmiałka) Był to jeden z niewielu dni, w którym mała Yaeko bawiła się w wodzie. Dostała nawet pełne pozwolenie żeby rozchlapać ją dookoła... Uśmiechnęła się na wspomnienie emocji, które jej wtedy towarzyszyły. Wtedy też całkowicie zanurzyła się w beczce. A wołający ją głos dochodził do niej z oddali, z oddali.... Zupełnie jak teraz dźwięk istoty unoszącej się przed nią.
-Podoba ci się pani ziemi? Widziałaś je już przedtem? - z rozmyślań wyrwał ją Panicz.
Yaeko przyłapała się na szerokim uśmiechu, jak i na tym, że znów wspomnienia oderwały ją od rzeczywistości. Pani ziemi lewitowała tuż obok nich, trzymając daleko od siebie świecącą „w prawo” latarenkę. Mimo ślepoty wydawała się wpatrywać dokładnie w oczy Cedrica.
-Nie, nie widziałam. - dziewczyna przyglądała się pięknej postaci – Kim ona jest?
-Nie kim, tylko czym. - poprawił ją – Panie ziemi zamieszkują lasy na granicy Osi, choć więcej jest ich po naszej stronie. Są jak zwierzęta. Jedna z historii mówi, że w dawnych czasach polowały na ludzi i żeby zwabiać ich do swoich legowisk nauczyły się przybierać takie postaci. Utrzymywały ten wygląd tak często, że z biegiem lat zapomniały o swoim pierwotnym wcieleniu. Kilka dekad temu udało się je udomowić. Wykorzystujemy naturalne światło, które emitują. W zamian, zapewniamy im długowieczność i schronienie. Idziemy? - wskazał ręką oświetlaną drogę.
Nakamura tylko kiwnęła głową pochłonięta nowymi historiami. Szła obok Cedrica dostosowując się do jego powolnych kroków. Kilka centymetrów przed nimi sunęła pani ziemi oświetlając drogę. Powietrze było świeże i rześkie. Po obu stronach brukowanej kamieniami drogi stały rzędy domów. Wszystkie były duże, zadbane. Dominowały raczej ciemne, jednolite kolory, choć w tym momencie Yaeko mogłaby równie dobrze założyć, że wszystkie są jasnoniebieskie. Nagle zauważyła, że unosząca się przed nimi istota nie jest jedynym źródłem rozświetlającym ciemność. Przed drzwiami niektórych domów unosiły się inne panie ziemi. Część z nich była łudząco podobna do ich towarzyszki. Część wykazywała większe równice w wyglądzie. Żadna z tych istot nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Trwały, jakby zamyślone, zwrócone w stronę okien lub drzwi.
-Cedric? - spytała wskazując na senne zjawy.
-Czekałem aż zapytasz. - był wyraźnie zadowolony – Ponieważ Mol'am znajduje się kilkaset kilometrów od Osi, a ich transport nie jest łatwy, tylko wybrane rodziny mogą pozwolić sobie na ich posiadanie.
-Rody? - chyba zaczynała już rozumieć tutejsze życie.
-Dokładnie. - przytaknął – I parę zamożniejszych, zwyczajnych rodzin choć są w takiej mniejszości, że równie dobrze można przyjąć twoją odpowiedź. Każdy z tych domów ma swoją panią ziemi na własność. Jest posłuszna tylko im. To dlatego te latarnie, które widzisz po bokach na nas nie reagują.
-Latarnie?
-Tak je czasem nazywamy.
-A co się dzieje w ciągu dnia? - Yaeko postanowiła załatać wszelkie dziury niewiedzy w swojej głowie – Chowają się gdzieś?
-Nie. Stoją tak samo jak teraz. Z tym że nie ma z nich pożytku. Są wtedy niewidoczne.
-Jak?
Wzruszył ramionami.
-To jakaś ich własna odmiana mocy. Zresztą kto je tam wie. Ważne, że jak robi się ciemno natychmiast się pojawiają. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli przejdziesz w miejscu gdzie pani ziemi przebywa w ciągu dnia, poczujesz się jakbyś szedł jednocześnie będąc pod wodą. - prychną – Niedorzeczne.
-Nie próbowałeś? - Yaeko nie mogła uwierzyć, że po usłyszeniu takiego opisu wrażeń ktoś codziennie przechodzi obok tej istoty nie wyciągając nawet ręki w jej kierunku.
-Nie. - dość szorstka odpowiedź panicza ucięła rozmowę.
Rozejrzała się dookoła chcąc szybko znaleźć jakiś zastępczy temat.
-To normalne, że ta ulica jest taka pusta? Jest wieczór.
-Późny wieczór. - poprawił Cedric – Te okolice miasta wydzielone są dla Rodów i innych wysoko urodzonych . Nikt nie będzie włóczył się dla rozrywki o tej porze. Większość już śpi. A jeśli widzisz w oknach jakieś palące się lichtarze to z pewnością właśnie ktoś idzie spać.
My się włóczymy. - pomyślała – I to ty mnie na ten spacer wyciągnąłeś...
Szli w milczeniu dalej prowadzeni przez błękitną zjawę. Na niebie świeciły jasno pierwsze tej nocy gwiazdy. Yaeko chłonęła ten widok w zachwycie. Miała wrażenie, że nie potrafiłaby wyśnić sobie piękniejszego snu. Przeszli przez dwa kolejne rozgałęzienia ulic kierując się na zachód. Naraz krajobraz schludnych domów, równiutkich ścieżek i wystrzyżonych krzaczków zmienił się. Wyszli na wielki plac o okrągłych kształcie. W jego centrum osadzony był wysoki kamienny filar, który na samym szczycie rozszerzał się na cztery identyczne półki. Na każdej z nich siedziała pani ziemi. Oświetlały swoją poświatą cały plac. W przeciwieństwie do ulicy Cedrica tutaj w prawie połowie domów paliły się też światła. Rynek co chwila przecinała jakaś niewielka grupka rozmówców. Niektórym z nich światła użyczały „latarnie”. Kilka z nich unosiło się samotnie na placu, prawdopodobnie czekając na swoich panów.
-Witaj w sercu Mol'am.
Mówiąc to skierował się w lewo. Yaeko i pani ziemi szybko podążyły za nim.
-Zawsze lubiłem to miejsce. Jeśli chcesz poznać miasto idź na rynek.- odchrząknął – W tym miejscu zawsze rozbija się uliczny targ, a tutaj można kupić jedne z najlepszych tkanin – wskazał na wąską kamienicę z ozdobną bramą. Yaeko musiała przyznać, że zdobienia przypominają rozwijające się płaty materiału.
-Tu kupujemy pergamin, a tu – stanęli przez niższym, prostokątnym budynkiem – tu się chwilę zatrzymamy.
Pani ziemi jakby na rozkaz podpłynęła do ściany wskazanego domu i zawisła nieruchomo zasłaniając dłonią rozwścieczone światełka. Wyglądała teraz zupełnie tak, jak pozostałe zjawy czekające na dworze.
-Poczeka tutaj na nas. Chodź. - stało się jasne, że chce wejść do środka.
Yaeko zareagowała podejrzliwie na światło sączące się przez okiennice, obdrapane drzwi (które prawdopodobnie zawdzięczały swoje dalsze istnienie zanikowi niespodziewanych podmuchów wiatru) i dźwięki rozmów dobiegających ze środka. To miejsce całkowicie nie pasowało do obrazu porządnego członka Rodu.
-Powiesz mi gdzie idziemy? - zatrzymała się nim Cedric zdołał nacisnąć na klamkę.
-To gospoda. - Takkara wywrócił oczami – Jeśli chcemy porozmawiać to lepiej nie robić tego w kompletnej ciszy, prawda? - odwrócił się i jednych szarpnięciem otworzył drzwi do środka. Uszy Yaeko uderzył zgiełk kilkunastu rozmów toczonych w ożywionej (zapewne piwnej) atmosferze. - Gdybyśmy wpadli na kogoś znajomego jedyne co robisz to kłaniasz się i mówisz „witaj, panie”. Resztą zajmę się ja.
Nie czekając na nią wszedł do środka. Poszła za Paniczem. Niby jaki mam wybór? Nie podobało jej się to, że mówi jej tak ważne informacje w ostatniej chwili i tak ogólnikowo. Jak mam się ukłonić? Jednak to co zobaczyła w środku nie spodobało jej się jeszcze bardziej.
O ile arystokraci tego miasta właśnie przewracali się z boku na bok, o tyle w gospodzie „Wiatrakiem go, wiatrakiem” (Bogowie jedni wiedzą skąd taka nazwa) życie towarzyskie trwało w pełni. Zupełnie jakby za drzwiami tej podniszczonej budowli znajdował się inny świat. Gospoda była mała. W sali znajdowało się jakieś siedem stołów - większość z nich przeznaczona była dla większych grup osób. Pięć z nich było już zajętych. Gośćmi byli sami mężczyźni. Siedzieli przy stołach pili i śmiali się. Yaeko natychmiast zauważyła różnice między biesiadującymi. Jedni byli ubrani podobnie do nich - w długie, ciemne szaty. Przy ich stołach dyskusja była cichsza i spokojniejsza. Na blacie rozrzucono jakieś pisma. Najprawdopodobniej sprowadzały ich tutaj interesy. Drudzy odznaczali się kolorowymi, obszarpanymi ubraniami. Nie były to nawet szaty, a raczej przypadkowo dobierane spodnie i koszule. Byli dużo głośniejsi i.. już dawno pijani. Wyczuła, że nie posiadają zdolności gradacyjnej. Cedric poprowadził ją w kierunku czteroosobowego, pustego stołu.
-Usiądź tutaj, pójdę po coś do zjedzenia. - powiedział cicho i odszedł w stronę baru.
Yaeko niepewnie usiadła na wskazanym miejscu. W powietrzu unosił się zapach ludzkiego potu i piwa. Goście ukradkiem zerkali to na nią, to na Takkarę. Udawała, że nie widzi otaczającego ich zainteresowania i zaczęła przyglądać się wystrojowi wnętrza. Wszystko było drewniane. W rogu sali palił się kominek. Z sufitu zwisały uszkodzone kufle. W jednym z nich zauważyła gniazdo płuczki. Bar, do którego podszedł Cedric składał się z dużej, odwróconej do góry nogami skrzyni za którą stał jeden z pracowników.
-Pierwszy raz w naszych skromnych progach? - nie zauważyła kiedy do jej stołu dosiadł się nieznajomy, starszy mężczyzna. Siedział naprzeciwko, splatając dłonie na blacie. Miał posiwiałe krótkie włosy i bródkę. Jego ramiona zdobiła ciemnofioletowa szata. Mierzył ją przyjaźnie zaciekawionym spojrzeniem.
Yaeko otworzyła i zamknęła usta. Nie miała pojęcia jak się zachować. W panice poszukała wzrokiem Cedrica. Ten, nieświadomy szykującej się tragedii, stał odwrócony tyłem do niej. Rozmawiał z barmanem. Staruszek zauważył jej nerwową reakcję.
-Ho. Ho. Ho. - nie była pewna czy nieznajomy śmieje się z niej, czy może jest to rodzaj jakiegoś tutejszego zwyczaju – Nie chciałem wystraszyć. Nie sądziłem jedynie, że doczekam dnia kiedy Takkara (ton jego głosu osobliwie zawinął się wokół rodowego nazwiska) zezwoli na nowego ucznia. I do tego – przechylił się ku Yaeko – płci żeńskiej.
Z trudem zmusiła się do pozostania w miejscu. Prawdopodobnie uciekająca uczennica nie zrobiła by zbyt dobrego wrażenia. Zaczęła panicznie myśleć o swojej tarczy. Człowiek siedzący przed nią, mimo iż sędziwy wiekiem, wydawał się bystry. I silny... Jego bliskość powodowała, że niemal czuła jak jego aura ociera się o jej aurę. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że on również chce dokładnie ocenić jej siłę. Musiała coś zrobić. Jeszcze raz spojrzała na Cedrica. Ile można składać zamówienie?! Wchodząc do gospody otrzymała tylko jedną instrukcję. Szata, zdolność gradacyjna. Musi na leżeć do Rodów. W głowie łomotało jej tylko jedno wyrażenie. Wyprostowała plecy, pochyliła się nieznacznie. Nie mam pojęcia którą pozycję w tej całej ich Arwie zajmuje.....
-Witaj, panie. - starała się by ton jej głosu zabrzmiał jak najbardziej neutralnie.
Mężczyzna wyprostował się, przestała wyczuwać jego osłonę. Westchnęła w duchu. Z całym przekonaniem mogła już stwierdzić, że zrobiła coś nie tak. Twarz jej rozmówcy, choć zakryta przyjaznym uśmiechem, nie potrafiła ukryć rozbawienia, które teraz czaiło się oczach. On również pochylił się w podobny sposób.
-Witaj, uczennico rodu Takkara. Wybacz moją nieuprzejmość. - Przemówił przepraszającym tonem. Yaeko widziała jednak tylko jego oczy i tańczące w nich iskierki wesołości. On mnie naśladuje! Zakrył dłonią usta i parę razy kaszlnął. Rękaw jego szaty był tak długi, że całkowicie zasłaniał usta.
-Och, wybacz. - ponownie splótł ręce – Starość ma również swoje wady.
Śmieje się ze mnie! Jestem pewna! W tym, że właśnie bierze udział w „niewłaściwej” rozmowie utwierdziły ją ukradkowe spojrzenia i szepty reszty gości. Kiedy napotykali jej wzrok znajdowali zajęcie w kuflu piwa. Zadziwiająco szybko.... Nie miała pojęcia co ma robić. Cokolwiek bym tutaj nie powiedziała, może być nie na miejscu....
-Jeśli zastanawiasz się czemu twój pan na tak długo o tobie zapomniał, chętnie udzielę ci odpowiedzi. - jego spojrzenie powędrowało do baru, a następnie z powrotem skupiło się na Ethariance – Maczałem w tym palce. - uśmiechnął się - Widzisz, ten pracownik jest również moim serdecznym znajomym. Możliwe, że poprosiłem go o sposobność dłuższej rozmowy z tobą.
Zaczął lekko kiwać głową już wyraźnie z siebie zadowolony. Poprawił szatę na piersi.
-Wiesz kim jestem? - zapytał szeptem.
Pokiwała przecząco głową. Jej niewiedza była chyba nazbyt oczywista żeby ją ukrywać.
-Theon Maglunar. Z TYCH Maglunarenów. - wycelował palcem wskazującym wprost w jej nos – We własnej osobie.
Zaskoczona tą niecodzienną prezentacją Yaeko zdołała odpowiedzieć.
-Bardzo mi miło.
-Naprawdę? A wyglądasz tak jakbyś chciała powiedzieć „nie miło”. - założył ręce na piersi – Pewno otrzymałaś już masę stosownych ostrzeżeń co do mojej rodziny, nieprawdaż.... ? - zawiesił głos oczekując na...
-Yaeko. - wyręczyła go – Mam na imię Yaeko. I tak, ostrzegano mnie przed panem. Proszę mnie zostawić.
Nie miała pojęcia kim są Maglunarenowie, ale jeśli to ma pomóc skończyć jej tą niewygodną rozmowę.... Masz co chciałeś.
-Ho. Ho. Ho. - Theon wciąż świetnie się bawił – Yaeko, Yaeko... Jak dumny i głupi Ród wybrałaś sobie za przewodnika. - akcentował poszczególne wyrazy przedziwnie je przedłużając – Czy nie razi cię ich pycha? Czy nie widzisz jak bardzo są zapatrzeni w swoją pozycję?
-Ja.... - nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Do czego dąży ten człowiek?
-A widzisz Maglunarenowie wiedzą co jest najważniejsze, tak samo jak i ty. - spojrzenie jego oczu przeszywało ją na wylot. Poczuła dreszcze przechodzące po ciele. Była tylko ona – ona i starzec.
-Więc? - jego melodyjny głos zawirował wokół – Nie wiesz przypadkiem, gdzie podziewa się teraz mój przyjaciel?
-Kto? - jej umysł gorączkowo szukał informacji o tajemniczym „przyjacielu” Kogo dokładnie szukasz? Nie będę ci w stanie pomóc jeśli mi nie powiesz!
- Gdzie jest teraz Fid Maglunar, Yaeko?
Wciągnęła powietrze. Wiedziała o kogo chodzi. Była pewna.W oddali usłyszała głos drugiego z jej wybawców. „Jej fale mózgowe są niemal w stu procentach prawidłowe”, „Potwierdzam odłączenie”, „Potwierdzam...”.
-CO SIĘ TUTAJ DZIEJE?! - groźny ton Cedrica brutalnie sprowadził ją z powrotem. Z zaskoczenia podskoczyła w miejscu i tylko odruchowe przytrzymanie się blatu zapobiegło większej katastrofie. Znów słyszała rozmowy odbywające się przy innych stolikach. Różnica polegała na tym, że teraz kilku gości z Rodów otwarcie obserwowało Panicza coś przy tym gestykulując. Theon, który przed paroma chwilami wydawał jej się wielkim magiem, kulił się pod spojrzeniem Takkary.
-To nieporozumienie. - mruczał przymilnie – Ot starszy człowiek chciał się przywitać z nową...
-Wynocha stąd! - Cedric patrzył na niego jak na pluskwę, która śmiała usiąść w jego pobliżu – Jak śmiesz przebywać w jednym pomieszczeniu z członkami Rodów!
Z sali dało się słyszeć pomruki aprobaty. Jeden z pijących arystokratów ubrany w brązową szatę głośno zawtórował Takkarze (dodając od siebie kilka epitetów). Stojący za kontuarem pracownik zaczął nerwowo wycierać talerze.
Maglunar posłał przeciwnikowi wrogie spojrzenie i wstał od stołu powoli się cofając. Kiedy był już w połowie sali większość gości straciła nim zainteresowanie uznając go za osobę „już przegraną”. Starzec nagle zatrzymał się, spojrzał wprost na Ethariankę i ukłonił się.
-Do zobaczenia, Yaeko. - powiedziawszy to odwrócił się i wyszedł z gospody.
Yaeko siedziała oszołomiona tym co właśnie się stało. Czy on wie? Ale skąd? Przecież niczego mu nie powiedziałam... Wie, że nie jestem z tej strony Osi? Kim on właściwie jest?
Z kłębiących się w jej głowie czarnych myśli po raz kolejny wyrwał ją Cedric. Postawił przed nią kufel piwa i miskę z jakąś nieznaną dziewczynie zupą. Sam usiadł naprzeciwko, w miejscu gdzie dopiero co siedział starzec. Odsunął swój trunek na brzeg stołu.
-Czego chciał? Wypytywał cię? Powiedziałaś mu jak masz na imię?! - nie potrafił ukryć gniewu – Nie zostawiłem cię na długo, byłem w tym samym pomieszczeniu co ty, a tutaj już problemy. - wskazał na parujący talerz – Jedz. Musisz nabrać sił.
Uczennica potrzebowała chwili na zebranie myśli. Zaczęła powoli jeść zupę. Była ohydna. Yaeko ledwie powstrzymała się od wyplucia pierwszej łyżki. Jednak kierowana jakąś dziecinną przekorą postanowiła nie pokazywać niczego po sobie. Wpatrywała się w pływające po powierzchni plamy tłuszczu. Oczy tego starca nie dawały jej spokoju. Co on mi właściwie zrobił? Gdyby nie Cedric, powiedziałabym mu o Fidzie. Jestem pewna. Co to było? Rodzaj hipnozy? Pochłonęła kolejną łyżkę pozwalając by ostry smak odpędził jej myśli o Theonie.
-Yaeko? - Cedric nie dawał za wygraną.
-Przepraszam, masz rację, sprawiam problemy.
-To wiem, powiedz mi to czego nie wiem.
Nakamura spojrzała na Panicza znad talerza. Widać było, że pierwsze zdenerwowanie minęło. Rozluźniła się trochę.
-W sumie, nie chciał niczego szczególnego. Dosiadł się tylko i pytał kim jestem. - postanowiła skierować rozmowę w bezpieczniejszą stronę – Dziwił się dlaczego twój Ród zdecydował się na nową uczennicę. Miał też coś do tego, że jestem dziewczyną.
Trafiła. Cedric zrobił głęboki wydech. Przejechał dłonią po włosach.
-To wszystko? - spytał.
Yaeko odpędziła czarne myśli o hipnozie.
-Oprócz tego, że nazwał się dumnym i głupim, to wszystko.
Takkara uśmiechnął się.
-Jakże by inaczej.
-Kim był ten człowiek?- Proszę, powiedz, że nie muszę się przejmować....
-To jeden z Maglunarenów – rodziny, która oficjalnie należy do Rodów choć praktycznie nie ma z nami nic wspólnego. Widziałaś reakcję pozostałych. Jego obecność nie odpowiadała im tak samo jak i mi.
Kończyła posiłek wpatrując się w Cedrica. Lubiła kiedy opowiadał. W gospodzie zapomniano już o małym incydencie. Nowym ośrodkiem zainteresowania stał się chłop, który potłukł szklane talerze. Drzwi raz to raz otwierały się. Goście wchodzili i wychodzili (bądź wytaczali się).
-Sam dół hierarchii Arwy. Następnym razem nawet nie zniżaj się do rozmowy z nim. Tutaj nikt tego nie zrobi.
Witaj,panie”... pięknie.
-To pomyleni ludzie. - kontynuował – Nie mają żadnych talentów. Wymyślili sobie, że mogą wpływać na księżyc. Wyobrażasz sobie? - prychnął – Wmówili urzędnikom, że to dzięki nim księżyc nadal pojawia się na niebie i świeci. Bzdury. Nie mogliśmy uwierzyć, że to zatwierdzono. No i ten ich symbol. Księżyc w nowiu i połowa gwiazdy. Co to w ogóle jest? Dziwią się, że nikt ich nie szanuje. A jak my Rody, mamy zaakceptować taką pomyłkę? To zniewaga!
-Nie próbowaliście rozmawiać z tymi, którzy nadali im tytuł? Może faktycznie się pomylili?
-Ech, starsi specjalnie jechali do Dax. I to nie raz! - namyślił się i sięgnął po samotny kufel – Nic nie wskórali. Urzędy tłumaczą się tam jakimś traktatem. W każdym razie wychodzi na to, że mają na dokumencie podpis samego migite. Jesteśmy bezradni. Możemy jedynie pokazać im, co o nich myślimy....
-Migite to jakiś wyższy urzędnik?
Cedric upił kolejny łyk.
-Proszę cię... - widać, że rzecz z „migite” była bardziej skomplikowana.
Yaeko poszła za przykładem towarzysza i podniosła swój napój do ust. Był kwaśny. To nie było piwo.
-Co to jest? - wykrztusiła.
-Thobol. - pociągnął większy haust – Mocny konkurent piwa w tych stronach. Większość goszczących tutaj prosi właśnie o niego. - wzruszył ramionami – taki lokalny zwyczaj. Thobol wytwarza się ze sfermentowanych owoców pono. No i jeszcze z paru rzeczy. W każdym razie nie lekceważ go. Tutaj trzeba mieć głowę mocniejszą niż przy tych piwnych specjałach zachodu.
Pamiętając jak podziałało na nią piwo pierwszego dnia pobytu w Mol'am następny łyk, który zrobiła był naprawdę bardzo mały. To nie tak, że thobol jej smakował. Po prostu skutecznie zabijał smak zjedzonej zupy. To wystarczyło. (Yaeko postanowiła nie pytać czym było tajemnicze, podłużne coś pływające w jej talerzu)
-A to nie tak, że każdy ze zdolnością gradacyjną może należeć do Rodów? - spytała.
-Chłop pozostanie chłopem. Jedyne co może zrobić to przejść Rekrutację i stać się urzędnikiem. Służą królowej. To powinno im wystarczyć! A potem dzieją się takie rzeczy. Nadawanie tytułów rolnikom. - Twarz Cedrica przesłoniło dno kufla.
Yaeko rozejrzała się po gospodzie. Jeden z gości zaczął pochłaniać zawartość wielkiej, parującej miski. Mam nadzieję, że to nie to samo.. Przełknęła ślinę.
-Ale porozmawiajmy o tym co nas czeka. Chcesz dokładki? - podążył za spojrzeniem dziewczyny.
-Nie, dziękuję. - odparła szybko. A jednak....
-Tak myślałem. - zaśmiał się – Wyruszymy jutro, o świcie. Im mniej ludzi zobaczy nas razem w tym mieście, tym lepiej.
-Dlatego przyprowadziłeś mnie do pijalni?
-Trochę alkoholu i już z tobą weselej. - Cedric szczerzył się od uch do ucha – Wiesz ludzie, których widzisz tutaj nie są problemem. Będą nim ci, którzy teraz śpią. Dlatego jeśli znikniemy o świcie będzie duża szansa, że będą spali nadal. - upił ostatni łyk – Dobre. - rzucił w powietrze.
-A wasze zniknięcie nie wzbudzi podejrzeń? To nie dziwne, że dom będzie pusty?
-Jeśli już to moje zniknięcie. Mia zostaje w Mol'am.
-Zostaje?! - Yaeko nieświadomie uniosła głos. Kilku rumianych mężczyzn ze stołu obok pomachało do niej swoimi kuflami. Była przekonana, że wyruszą we trójkę. Z nich wszystkich to kai wydawała się wiedzieć najwięcej.
-Dlatego chodzi taka naburmuszona. - westchnął – Wiem, że wyobrażała to sobie inaczej. Ja też na początku widziałem ją w tej wyprawie, ale mówiąc szczerze... nie do końca jej ufam. - widząc pytający wzrok Yaeko ciągnął dalej – To prawda, jest kai rodziny. Lecz to wszystko do czasu kiedy nie pojawi się ojciec. To za jego sprawą jest w naszym domu i nie mogę wyzbyć się wrażenia, że to jego słuchałaby najchętniej. Jeśli spotkalibyśmy go w Dax nie wiadomo po czyjej stronie by stanęła. A my musimy oboje przejść tą Rekrutację, więc lepiej ją zostawić.
-Nie wiem czy rozumiem...
-Ale tak będzie. - stwierdził Panicz – Dzięki temu moja nieobecność dłużej pozostanie niewykryta. Pokaże swoją lojalność tutaj. Będzie zwodzić wścibskich mieszkańców. Nie da im powodów by myśleli, że mnie nie ma.
-A więc jednak jej ufasz? - zapytała lekko zdezorientowana.
-Na odległość.
Yaeko przytaknęła. Jeśli już postanowił, to dalsza rozmowa raczej nic nie wskóra....
-Naszym pierwszym celem będzie miasto Korra. Leży jakiś tydzień drogi stąd. Na początek w sam raz. Łączą nas stosunki handlowe. Przez całą drogę biegnie szlak. Dodatkowo kilkaset jardów na wschód zaczynają się lasy. Będzie którędy iść w razie, gdyby ludzie za bardzo nam się przyglądali. Choć nie powinni. Członek rodu Takkara może podróżować gdzie chce i kiedy chce. - Brzmiał jakby przekonywał sam siebie.
-A nie możemy ubrać jakiś neutralnych szat? Może wtedy nie będziemy rzucać się w oczy...
-Nie. - przerwał szybko – z dwóch powodów. Po pierwsze chłopi nie mogą podróżować po szlaku bez nadzorcy. Wzięto by nas za wygnańców. Skończyłoby się to naszą śmiercią.
-A drugi powód? - przeczuwała, że wie już o co chodzi.
-Członek urodzony w Rodzie nie wstydzi się swojego pochodzenia. - odparł obrażony.
Tuż i cały powód....
-Kiedy dotrzemy do zalesionej drogi będziemy mogli zacząć przypominać sobie podstawy walki. Mamy trzy miesiące żeby się poprawić. Korra będzie doskonałym miejscem żebyś obyła się z tutejszymi zwyczajami. To duże miasto, dużo większe od Mol'am. Jego podstawą jest handel. Mnóstwo pospólstwa z najprzeróżniejszych zakątków tej strony Osi. Nawet jeśli zrobisz coś nie na miejscu nikt nie zwróci uwagi. Nie będziesz już piła?
Yaeko spojrzała na swój kufel. Doszła prawie do połowy, ale czuła że to zdecydowanie za dużo jak dla dziewczyny. W końcu czemu nie ma tu kobiet?
-Nie.
-Nie chce się wierzyć, że kiedyś byłaś w jakieś armii. Z taką głową? - znów się śmiał. Miał zaczerwienione policzki. Upiłeś się. Jednym kuflem... Cedric sam nie miał mocnej głowy.
-Wiesz – kontynuował – wybrałem to miasto też z innego powodu. Co roku z Korry do Dax przybywa największa liczba rekrutantów. Jeśli nam się uda to może resztę podróży odbędziemy w większym towarzystwie.
-Chcesz podróżować z chłopami? - Yaeko stwierdziła, że Panicz zdecydowanie nie ma mocnej głowy.
-Jak się da, to znajdziemy normalniejszą kompanię, a jak nie. Przeżyję i gawiedź.
-Czemu nie możemy dotrzeć do Dax sami?
-Ojciec. - Takkara odparł tonem, który świadczył, że to słowo wyjaśnia wszystko. - Miło tutaj. Co powiesz na dolewkę thobol'a? A może piwo?
Zmierzyła wzrokiem najpierw Cedrica, a potem radosną gospodę. Jakiś chłop już od paru ładnych minut raczył swoich towarzyszy samodzielnie napisaną piosenką (przynajmniej tego domyślała się Yaeko słuchają słów „utworu”). Pracownik zasnął z głową na swojej skrzyni. Większość gości w ozdobnych szatach już wyszła. Nie podobała jej się wizja Śpiewającego Panicza.
-Może lepiej wyjdźmy. Napiłam się już zbyt dużo. Chcę się przejść. - wstała od stołu nie czekając na niego.

-Nie powinnaś wstawać pierwsza. Jesteś uczennicą. Ale cóż, tutaj i tak nikt nie zwraca już na nic uwagi. - spojrzał tęsknie na swój kufel – Niech ci będzie pokażę ci jeszcze okolicę.

Nessa Daere