środa, 31 grudnia 2014

Rozdział VI, Pierwszy krok (2/2)

Kiedy zostawili za sobą gospodę na zewnątrz panowała już noc. Pani ziemi natychmiast pojawiła się przy nich roztaczając dookoła przyjemne, niebieskawe światło. Otaczająca ich łuna łączyła się z tą wytwarzaną przez siedzące na filarze istoty. Yaeko nie mogła oderwać od nich oczu. Ich niewidzące spojrzenia podążały za przechodzącymi przez plac ludźmi.
Na rynku nie licząc Yaeko i Cedrica, była już tylko dwójka mężczyzn, która wytoczyła się za nimi z pijalni. Pod ścianą jednej z kamienic siedział chłopak w obdartych szatach. Takkara odwrócił się do pani ziemi.
-Prowadź na Klif.
Zjawa zaczęła potrząsać klatką. Tym razem wybrała kierunek północny. Powietrze wypełniło się szmerem jej słów, po czym cała trójka ruszyła w wąską uliczkę wychodzącą z placu. Myśli Yaeko pochłonięte były ostatnimi wydarzeniami związanymi z Theonem. To spotkanie nie dawało jej spokoju. Czy dobrze zrobiła tając przed Cedrikiem dalszą część ich rozmowy? Przyglądając się miejskiej zabudowie wyobrażała sobie oczy starca, które śledziły ją z wnętrza ciemnych okien.
-Coś się stało? - Takkara przerwał milczenie.
Spojrzała na niego pytająco.
-Nie zapytałaś "co to za klif?". - wypowiadając ostatnie słowa naśladował jej głos.
-Przepraszam. - słowa brzmiały dziwnie w cichym, pogrążonym w śnie Mol'am - Zamyśliłam się. Gdzie jesteśmy?
Znów podziwiała pogrążone w ciemności miasto, tym razem jednak zaczęła dostrzegać szczegóły. Domy były tutaj węższe, bardziej zaniedbane. Jakby nikt nie zwracał uwagi na wygląd budowli. Ze ścian odpadał tynk. Drzwi niektórych mieszkań miały pokaźne, niczym niezałatane wyrwy. Z każdym krokiem oddalających ich od placu coraz mniej było roślinności. Jak różne jest to miejsce od okolicy, w której mieszka Cedric.
-Żeby dojść do Klifu musimy przejść przez biedniejsze dzielnice - wzruszył ramionami - Są dość rozległe. Mieszkają tutaj chłopi, stolarze, rolnicy. Za dnia pełno tu handlarek i dzieci. Wolę to miejsce o tej porze, wydaje się niemal normalne.
-Czemu tak ich traktujesz? - nie rozumiała wyniosłego tonu Takkary - Czy wszyscy urodzeni w Rodach mają do tych ludzi taki stosunek? Poza tym, myślę że nie powinieneś mówić tego tutaj. Jest naprawdę cicho. Jeszcze ktoś usłyszy i...
-A co to ma za znaczenie. - Panicz przyspieszył kroku - Traktuję ich jak chcę.
Yaeko pokręciła głową. Uznała, że nie mam sensu się teraz sprzeczać. Może to wpływ alkoholu? W końcu nie jest do końca sobą... Skupiła się na dotrzymywaniu kroku swojemu towarzyszowi. Przez następne kilka minut szli w ciszy. Czasem z któregoś z mijanych domów słyszeli płacz dziecka lub szmer przyciszonych rozmów. Dziewczyna miała ochotę wrócić do domu. Thobol zaczął dawać o sobie znać i w tym momencie najchętniej położyłaby się do łóżka. Poza tym, jej ciało zaczęło boleśnie odczuwać obecność sztyletu. Nie odzywała się jednak. Sprawi zawód Takkarze jeśli poprosi go o zawrócenie. Przed nimi miejska zabudowa nagle się skończyła. Kiedy wyszli za prowizorycznie postawione ogrodzenie jedynym co znajdowało się w kręgu błękitnego światła była pusta przestrzeń. Cedric nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie, pierwszy raz od wyjścia z gospody szeroko się uśmiechnął. Nie wiedziała czym spowodowana jest ta nagła zmiana nastroju.
-Chodź. - w jego głosie pobrzmiewała niemal chłopięca radość - Jutro może nie być czasu, aby ci to pokazać.
Yaeko chciała spytać o co właściwie chodzi (no i gdzie ten klif...), kiedy poczuła, że ktoś chwyta ją za rękę. Cedric chwycił ją mocno i pociągną za sobą.
-No chodź. - rzucił nawet się nie odwracając. Ruszyła na nim ledwie mogąc dotrzymać mu kroku. Widziała tylko podskakujące w rytm kroków włosy swojego przewodnika. Pani ziemi sunęła za nimi celując światłem latarni wprost w tył głowy Panicza, tak jakby subtelnie chciała spytać się go o to, co też właściwie robi. Yaeko nagle spojrzała pod nogi (czego omal nie przypłaciła potknięciem się). Znała to uczucie. Ubitą ziemię zastąpiła polna, dziko zasiana trawa. Trawa! W jej domu jedynym źródłem roślinności dla gruźlców były toczki. Polna zieleń nie rosła ze względu na brak deszczu i wilgoci w glebie. A teraz kluczyli to w jedną, to w drugą stronę, a wszędzie wciąż rosła trawa. Nie mogła powstrzymać myśli:  Ile gluźlców mogłoby mieć tutaj swój popas? Ile wody....
Wpadła na plecy Cedrica, który zatrzymał się niespodziewanie. Zgrzytnęła zębami kiedy ich tarcze obiły się o siebie. Nie było to miłe uczucie. Z trudem utrzymała swoją na miejscu. Puścił jej dłoń.
-Staraj się stać w miejscu. Nie widać, ale przed nami jest wysoki uskok. W twoim stanie takie skoki są jeszcze raczej nie wskazane.
Zrobił krok do przodu i podparł ręce na biodrach. Wpatrywał się w ciemność wciągając głęboko powietrze. Yaeko nie ruszyła się z miejsca. W ciemności nie była pewna, gdzie zaczyna się spad. Nie mogąc się powstrzymać kucnęła i ręką zaczęła jeździć po sterczących, zielonych łodygach. Zamknęła oczy. W przeciwieństwie do Takkary nie podobało jej się spędzanie czasu z dala od zabudowań, w ciemności. Dopiero co od niej uciekła. Jej ciało przeniknął dreszcz. Zbyt wiele wspomnień bezsilności i przerażenia kryło się w jej umyśle. Nie chciała do tego wracać. Na szczęście w tym momencie na wzniesienie dotarła również pani ziemi. Nakamura odetchnęła w otulającym ją świetle. Wstała i rozejrzała się. Faktycznie jakieś pół metra przed nimi grunt gwałtownie się kończył. Więc o to chodzi z tym klifem, ale.... Zmrużyła oczy  próbując dostrzec coś w ciemnej przestrzeni, w którą wpatrywał się Cedric. Na co mam patrzeć? Widzę tylko niebo.
-Jesteś już? To teraz się na coś przydasz. - wskazał ręką przed siebie - Latarnia! Światło na horyzont. Największe jak się tylko da.
Yaeko dobrze nie wiedząc dlaczego to robi, zrobiła parę kroków w tył. (Gdyby pamiętała swoje poprzednie życie pewnie nazwałaby to intuicją....) Zjawa mrucząc minęła ją. Zatrzymała się dopiero na samym skraju skarpy. Spojrzała na Cedrica.
-No dalej. - ponaglił chłopak.
Pani ziemi puściła trzymaną w ręku klatkę.
-Co...?! - Yaeko nie mogła powstrzymać krzyku. Co ona robi? Roztrzaskają się o ziemię!
Nagle istota rozpostarła ręce. Szamoczące się świetliki, wraz z klatką, zatrzymały się w miejscu. Światełka zaczęły lewitować ku górze, aż zawisły parę metrów nad ich panią. Zjawa wydała z siebie długi, jednostajny dźwięk. I znów wydawało się, że zawołanie to dochodzi z daleka, z bardzo daleka. Naraz klatka zatrzęsła się i niesamowicie silne, jasne światło wystrzeliło w kierunku wskazanym przez Cedrica. Tym razem jego zasięg był o wiele większy. Miał dobrych parę stai szerokości. Yaeko nie mogła uwierzyć w to co widzi. Czy kiedykolwiek przyjdzie czas, że ten świat przestanie mnie zaskakiwać?!
Przed nimi, w dole, rozpościerały się ogromne pola zbóż. Kłosy mieniły w promieniach intensywnego światła przypominają morze płynnego złota. A z niego, jak wyspy, wyrastały wysokie, smukłe wiatraki. Budowle miały śmigła połączone ze sobą jedną płachtą materiału. Każda z nich miała wymalowany na sobie symbol. Trzy z nich powtarzały się dość często. Niektóre zdobiły jedynie jeden z nich. Każdy wiatrak otaczała linia o kształcie koła wyryta w ziemi. Całość tworzyła niesamowity krajobraz.
-Piękne, prawda? - Cedric rozpostarł ręce naśladując panią ziemi - To właśnie główna siła Mol'am. Tutejsze Rody są właścicielami tych kolosów. Widzisz? Każdy ma wymalowany osobny symbol. Wiesz skąd te kręgi? - zaprzeczyła - Mechanizmy, które je napędzają są ukryte pod ziemią. To co widzimy jest tylko wierzchołkiem tych konstrukcji. W miejscu kręgu znajduje się jedno z kół, które obraca się gdy wiatrak pracuje. Ziemia cały czas jest tam przesypywana, dlatego nic nie wyrasta. nigdzie indziej na świecie nie mają takich pól. Nie na taką skalę! - spojrzał na nią - Chciałbym pokazać ci to w ciągu dnia, gdy pełno tam ludzi, wozów, wszystko pracuje. Ale jutro wyruszamy w przeciwną stronę...
Na chwilę podekscytowanie na jego twarzy zastąpiło zamyślenie. Yaeko czuła, że nie tylko ona obawia się tej wędrówki w nieznane.
Wodziła wzrokiem po tym złotym morzu. Już nie żałowała nocnej wyprawy. W takim miejscu nie było mowy o ciemności. Brakowało jej tylko... Wiatru... Poczuła smutek, choć nie wiedziała dlaczego. Myśl o uginającej się przed podmuchami trawie ścisnęła jej klatkę piersiową. Tak nie powinno być. Powinna teraz cieszyć się tym niezwykłym widokiem. Być wdzięczna Cedricowi, że ją tutaj przyprowadził. Kai pewnie byłaby temu przeciwna... Pani ziemi przywołała z powrotem tracącą blask latarenkę. Złapała ją w dłonie tłumiąc jarzące światło. Następnie potrząsnęła ją i wyciągnęła przed siebie - światełka znów wydzielały słup pojedynczego światła, które wskazywało drogę powrotną. Może było nawet trochę bledsze niż wcześniej... Mali więźniowie już nie obijali się o pręty klatki - unosili się spokojnie, zupełnie jakby spali. Na polach Mol'am znów zapadła noc.
-Szkoda, że tak szybko. - Cedric westchnął - Widzisz, pani ziemi może emitować tak mocne światło jedynie przez krótki czas. Potem się jakby... wyczerpuje. Choć przysiągłbym, że jeszcze parę lat temu można było wykrzesać z niej więcej. - ziewnął - Chodźmy. Czeka nas kawałek drogi, a o tej porze nie chciałbym się natknąć na jakiegoś roszczeniowego chłopa.
-Kogo?
-No wiesz... - wyszczerzył zęby - Jest noc. Tym światłem pobudziliśmy pewnie z połowę zachodniej części miasta. Znam paru takich, co już wyszli z domów.
Yaeko patrzyła na niego z niedowierzaniem. Fakt, nie pomyślała o tym. Ale on też nie powinien mówić tego tak beztrosko.
-A nie pomyślą, że dzieje się coś złego?
-Eeeeee, myślisz, że tylko ja czasem poproszę swoją latarnię o coś takiego? - zwrócił się do zjawy - Idź przodem.
Pani ziemi zaczęła sunąć w dół wzgórza. Mistrz i uczennica podążyli za nią. Tym razem to latarnia nadawała tempo, dlatego też ograniczyli się do marszu. Yaeko zacisnęła dłonie - tym razem Cedric jej nie chwycił. Starała się patrzeć jedynie przed siebie, gdzie światło rzucała ich zmęczona przewodniczka. Słychać było nawoływania nocnych ptaków. Do dziewczyny znów powróciły myśli o tajemniczym starcze. Musiała dowiedzieć się co stało się z tym człowiekiem. Nie chcąc całkowicie zepsuć dobrego nastroju Takkary postanowiła rozpocząć od innego tematu.
-Powiedziałeś, że twój ojciec nie może dowiedzieć się o podróży do Dax. - przerwała ciszę - Dlaczego? Czy to nie dobrze, że jego syn chce przejść rekrutację? Mia mówiła, że dla członków Rodów to obowiązek, więc...
Zamilkła, bo atmosfera wokół wyraźnie zgęstniała. Cedric, idący obok, nawet na nią nie spojrzał. Wyprostował się i uniósł bardziej ramiona. Już chciała przeprosić i zmienić temat, gdy przemówił:
-Ja już podchodziłem do rekrutacji Yaeko. - jego głos był spokojny i cichy - I jej nie przeszedłem.
Zmarszczyła czoło myśląc nad tą lakoniczna odpowiedzią. Z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać.
-Rekrutacja odbywa się w czterech głównych miastach naszego królestwa. Dwa lata temu jako syn wielkiego ginsha podszedłem do testów w samej stolicy... i nie wyszło. Tylko widzisz. Warunek rekrutacji jest taki, że można podejść do niej tylko raz. Podchodzisz kiedy chcesz, ale szansa jest tylko jedna. Jeśli jesteś za słaby, trudno. W moim przypadku porażka oznacza wydziedziczenie z Rodu.
-Więc czemu...?
-nadal jestem kim jestem? - w jego głosie brzmiała gorycz połączona z gniewem - Bo ojciec się za mną wstawił. Jestem jego jedynym synem. Dla niego to kwestia honoru. Nie wiem jak to zrobił, w każdym razie oficjalnie skreślono mnie z tamtego rejestru. Jest tak jakbym dwa lata temu w ogóle nie wystartował. Ale postawiono warunek. Jeśli zmarnuję następną szansę kolejnej nie będzie. - kopnął wyimaginowany kamień - Cały rok. Cały rok słuchałem jaki jestem beznadziejny. Zresztą, kiedy nadarzy się okazja wysłuchuję tego nadal. Dlatego tym razem spróbuję w Dax. Jak najdalej od stolicy, od tamtych urzędników. Od nowa. Jedyne co przeszkadza to jego osoba, ale... -uśmiechnął się słabo - dla niego mam ciebie. Wiesz... - zamilkł na chwilę - on nie pozwoli mi teraz wystartować. Boi się, że nie dam rady. Ale ja też mam dość. Chcę wiedzieć: "tak" czy "nie". Nie zniosę więcej rodzinnych rozmów. Poza tym mam trzy miesiące i elitę wojskową Etharii przy sobie. Muszę tylko odświeżyć jej trochę pamięć.
Kiedy mówił te ostatnie słowa widać było, że jego humor znacznie się poprawił. Zrzucił z siebie ciężar - to było widać.
Teraz lepiej rozumiała czemu żywi do ojca takie uczucia. W duchu modliła się jedynie by trzy miesiące z nią wystarczyły... Nie chciała go zawieść. Postanowienie to niespodziewanie się umocniło.
Wraz z panią ziemi wkroczyli do dzielnicy mieszkalnej. Kierowali się ku rynkowi. Nie powinnam dokładać kolejnego tematu, ale... muszę wiedzieć. Muszę.
Cedric? - zaczęła nieśmiało.
Zaśmiał się.
-Noc ciężkich tematów? Pytaj.
Muszę wiedzieć.
-Ten człowiek, który był z tobą. No.... na początku. Kim był? Naprawdę nic mu się wtedy nie stało?
-Umiesz sprawić by spacer był udany. - odciął sarkastycznie.
-Proszę- nie dawała za wygraną - to dla mnie ważne.
-Nie musisz się już nim przejmować. Nie żyje.
Obserwowała jego twarz badając czy mówi poważnie czy nie. Był poważny. Nie! Czemu? 
-Yaeko. - Panicz spojrzał na nią z dezaprobatą - Nie wiem czy jest to najlepsze miejsce, aby dyskutować o takich rzeczach.
Wbiła wzrok w ziemię.
-Jutro? - zapytała cicho.
-Niech będzie.
Resztę drogi powrotnej pokonali już nie wdając się w poważne rozmowy. Ich krokom towarzyszyło raczej ziewanie i głośne zastanawianie się uczennicy (która chciała jakoś "zakryć" poprzednią wymianę zdań) jaka jeszcze odległość dzieli ich od domu. Ponowny rozejm został zawarty dopiero kiedy dotarli na miejsce. Pani ziemi jęcząc cicho wróciła na swoje miejsce przed budynkiem i zawisła z ulgą w powietrzu. Towarzysząca jej dwójka ludzi była mniej szczęśliwa z powrotu. W oknach paliły się światła.
-Mia już wróciła. Może być ciekawie... - Cedric wypowiedział na głos (mniej więcej) myśli Yaeko.
Kai przywitała ich już w korytarzu.
-GDZIE SIĘ PODZIEWALIŚCIE?! -(powiedzieć zdenerwowana byłoby tutaj nietaktem....)
-Pokazywałem Yaeko miasto. Jutro nie będzie czasu, a szkoda żeby...
-PANICZU! - kai chodziła od ściany do ściany - Nawet nie wiesz jak się martwiłam. Jak mogę zagwarantować ci bezpieczeństwo jeśli nie wiem, gdzie jesteś? Składałam przysięgę!
Kobieta oparła się o ścianę. Yaeko miała cichą nadzieję, że główna reprymenda już minęła. Może to wpływ znajomego miejsca, ale jedyne o czy teraz myślała to sen. Wtem jej spojrzenie napotkało wzrok Mii.
-Ty! - zawołała służąca - Do kuchni! Muszę zmienić ci opatrunek i nałożyć maść. Potem do łóżka. Spójrz na siebie. Zasypiasz na stojąco. A ty Cedricu, proszę, poczekaj w salonie. Chcę z tobą jeszcze porozmawiać.
Yaeko czuła, że nagły spokój kai jest pozorny. Współczuła Takkarze, ale była zbyt zmęczona by zaproponować swoją obecność w "nocnych rozmowach". Posłusznie poszła za Mią, by potem wejść po schodach na "swoje piętro".
 Kiedy zasypiała wciąż słyszała dochodzący z dołu głos służącej. Biedny Cedric...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szczęśliwego Nowego Roku życzy wszystkim znużonym czytelnikom,
Yaeko ;) ;) ;)

4 komentarze:

  1. Dziękuję i wzajemnie :)
    Oj biedny Cedric :/ Ale czemu Yaeko nie powiedziała mu o tym, że ten gostek co ją zaczepił w barze, pytał ją o Fida? Hm...Ogólnie jest...S-U-P-E-R!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój blog jest u mnie w Linkach:
      mroczna-wojowniczka.blogspot.com
      Pzdr. ;D

      Usuń
  2. Hej!
    Bardzo ciekawy rozdział i ogólnie fajny blog. Będę tu wpadać częściej :). Zapraszam też do mnie, też pisze opowiadanie fantasy, może Ci się spodoba :) :
    wtajemniczenipoczatekkońca.blogspot.com
    Pozdrawiam i weny!
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam cierpliwie na następny rozdział ;) Weny życzę <3<3
    PS: Jestem twoim stałym czytelnikiem :***

    OdpowiedzUsuń

Nessa Daere